Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Szkoła 2

Marcel podszedł do Szymona. Był wzburzony. Mężczyzna od razu to dostrzegł. 
- Co się dzieje? - zapytał patrząc na zdenerwowane dziecko.
- No co, no? Się pytasz... Spotkałem Nikolę - westchnął malec. - Tato, ona chce, żebym siedział z nią w jednej ławce. Chyba ją pogięło...
Szymon uśmiechnął się. 
- To nie jest śmieszne... Jeśli będę miał z nią siedzieć w jednej ławce to ja już wolę w ogóle nie chodzić do tej głupiej szkoły... 
- Nie nakręcaj się, Marcel  - rzekł Szymon.
- Będę siedział z Nikodemem tam, gdzie zawsze... W ostatniej ławce pod oknem... Okej?
- Marcel, przede wszystkim chłopcze, zmień ton...
Malec przygryzł wargę zębami. 
- Tato, Nikola to dziewczyna... Ja ją lubię, ale nie będę siedział z dziewczyną w jednej ławce... Jak mam wybierać to już wolę siedzieć z Mateuszem Głowackim niż z nią... 
- Marcel, okej, posadzę ciebie i Nikodema do jednej ławki... Nie ma problemu...
Chłopiec odetchnął z ulgą. Uśmiechnął się do ojca.
- Ale nie myśl sobie, że będziecie siedzieć tam, gdzie dotychczas. Nie ma takiej opcji. Będziecie siedzieć w pierwszej ławce - zakomunikował.
- Tata, nie!
- Marcel, tak... I nie ma na ten temat absolutnie żadnej dyskusji. Nie będzie gadania na lekcjach i ściągania od Nikodema. Lekcje będziesz robił zaraz po powrocie do domu, hm... po obiedzie... Jak lekcje będą zrobione, będziesz mógł wyjść na dwór, nie wcześniej.
- Ale wymyśliłeś... 
- Fajnie wymyśliłem, co nie?
- Dupnie...
- Marcel, zważaj trochę na swoje słownictwo, dobrze? - skarcił go. 
- No, okej, okej... Gdzie mama?
- Poszła z Adą do odzieżowego...  
- Mieliśmy się nie rozdzielać... 
- Ale się rozdzieliliśmy...
Powiedziawszy te słowa, Szymon położył rękę na ramieniu chłopca. Obaj zbliżyli się do Nikodema. Jedenastolatek oglądał sportowe bluzy.
- Tata, kupisz mi? - spytał.
- No, przymierz... - odparł mężczyzna.
Nikodem pobiegł do przymierzalni.
- Marcel, ty też wybierz sobie którąś bluzę... - rzekł Szymon zwracając się do młodszego chłopca.
- E tam... Nie chcę... I tak nie będę chodził do szkoły... Wolę siedzieć z mamą w domu i strugać pyrki... - oświadczył malec.
- Na szczęście nie ty będziesz o tym decydował, tylko ja... - rzekł Szymon.
- Niby czemu?
- Bo cię kupiłem. Jesteś mój. Zapomniałeś?
Chłopiec szczerze uśmiechnął się do ojca. Przytulił się do jego ręki. 
- Nie, nie zapomniałem... - powiedział cicho. - Ale to, że jestem twój, to nie znaczy, że muszę się ciebie słuchać... - dodał po chwili namysłu.
- Nie? - odparł Szymon ze zdziwieniem. - A kto dzisiaj stał w kącie przez dziesięć minut, co? - zaśmiał się. 
- Tato...
- Marcelek, jutro z rana jadę do sanatorium po babcię i dziadka... Chcesz jechać tam ze mną?
- No... Chcę - szepnął chłopiec kiwając głową. - Pójdziemy na molo, jak ostatnio?
- Mam jeszcze lepszy pomysł - rzekł Szymon. - Zabiorę cię do portu... Zobaczysz wielkie towarowe statki... Chciałbyś?
- No - odparł malec. - Bardzo!
- Jeśli będziesz grzeczny to w nagrodę przepłyniemy się po morzu prawdziwym pirackim statkiem...
- Nie! Nie wierzę! - zawołał chłopiec. - Nie mówisz serio - dodał uśmiechając się do ojca. 
- Jak nie? Wieczorkiem pójdziemy na molo... Prześpimy się w hotelu, a następnego dnia z samego rana pojedziemy do sanatorium po babcię i dziadka i wrócimy do domu. Podoba ci się ten pomysł?
- No, podoba... 
- Tak też myślałem... 
- A Niko może jechać z nami?
- Jasne, że tak... Ale pewnie będzie wolał zostać w domu...
Marcel zamyślił się. Uśmiechnął się do taty. 
- Wiesz co? - rzekł po chwili. - Ja kocham morze... 
- Ja też - odparł Szymon kierując rękę w stronę chłopca. 
Przysunął Marcela ku sobie, po czym ucałował go we włosy.
- No, chodź... Wybierzemy dla ciebie jakąś fajną bluzę...
- No, okej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro