Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

SZAMPON

Adriana zajęła stolik znajdujący się niedaleko fontanny. Wyciągnęła telefon z maleńkiej torebeczki w kształcie serca. Ucieszyła się, gdy spostrzegła, że tata przysłał jej smsa. Szybko odczytała tekstową wiadomość.

Ada, na łóżku w twoim pokoju czeka na ciebie prezent. Jak wrócisz do domu, to zobaczysz, co to. Ściskamy cię. Tata, Kamila i Kubuś.

Dziewczynka zastanowiła się przez chwilę nad tym, co odpisać ojcu. Nie mogła się skupić. Wciąż do jej uszu docierały dziecięce okrzyki radości dobiegające spod fontanny. W końcu podniosła wzrok. Uśmiechnęła się.
- Nie wierzę! - zawołała podnosząc się z krzesła.
Prędko podbiegła do fontanny. Wszędzie unosiły się kłęby piany. Maluchy nosiły ją w rękach, a starszaki rzucali ją w górę.
- Ciocia! Musisz to zobaczyć! - zawołała Adriana stojąc przy wypełnionej pianą fontannie.
Zosia i Janek stali w kolejce po lody. Uśmiechnęli się do siebie. Ani jedno ani drugie nie przypuszczało, że piana fruwająca po całym rynku to zasługa Marcela.
- Ada! Chodź tu do mnie! - zawołała Zosia.
Dziewczynka prędko zjawiła się przy cioci.
- Jakiego loda ci kupić?
- Sorbet truskawkowy - oznajmiła nastolatka.
- Dobrze... Zawołaj chłopaków, bo zaraz nasza kolej.
Adriana podbiegła do Marcela i Nikodema. Chłopcy zjawili się przy Zosi w mgnieniu oka. Obaj zamówili sobie lody o smaku gumy balonowej.
- Wszystko ode mnie odgapiasz! - wrzasnął Marcel popychając brata łokciem w bok.
- To nie moja wina, że najbardziej lubię gumiaste, baloniaste - bronił się Nikodem.
- Jakby były żelkowe, kupiłbyś żelkowe!
- Spadaj, Marcel!
- Chłopaki, przestaniecie się w końcu sprzeczać? - odezwał się Janek. - Więcej razy nie weźmiemy was na wycieczkę, jeśli się za chwilę nie uspokoicie.
- Dziadek, sory! - rzekł Marcel. - Niko stale ode mnie musi wszystko odgapiać!
- Co niby od ciebie odgapiam?
- Wszystko!
- Głupek.
- Dupek.
- Debil.
- Czubek do potęgi!
- Marcel, od kiedy tak dobrze się znasz na matmie? Parę dni temu nie wiedziałeś nawet, ile to jest dwa razy dwa! - zaśmiał się Nikodem.
- Chłopaki! - rzekł Janek patrząc na chłopców surowym wzrokiem.
- Co?! - wydarli się obydwaj.
- Dość tego! Wracamy do domu! - krzyknął.
- Przez ciebie, debilu! - rzekł Marcel. Bez zastanowienia popchnął brata. Nikodem upadł.
- Ała! - zapiszczał.
Zosia prędko pomogła chłopcu podnieść się z chodnika. Jedenastolatek pokazał je zdarte dłonie.
- Do wesela się zagoi - powiedziała Zosia. - A na twój temat, Marcel, to ja sobie porozmawiam z twoim tatą...
- Mam to w dupie - odparował.
- Tak? Zobaczymy, czy w domu też będziesz taki mądry!
- Będę jeszcze mądrzejszy!
- Tak... Poryczysz się, jak wczoraj - rzekł Nikodem. - Pyskuje, pyskuje, a wystarczy, że tata na niego spojrzy, to uuu...
- Zamknij się! - wrzasnął Marcel.
- Uspokoicie się?! - krzyknęła Zosia. - W tej chwili do auta!
Chłopcy pobiegli w stronę samochodu. Popychali się na chodniku.
- Co ta biedna Daniela z nimi ma? - westchnęła Zosia. - Przecież to urwisy, jakich mało...
- Tylko sobie pomyśl, co to będzie za kilka lat... Aż strach się bać - rzekł Janek.
- Dokładnie tak, jak mówisz... - przyznała. - Strach się bać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro