Siedemnasta
No i nastał ten moment. Marcel i Nikodem szli w stronę domu. Obaj byli rozpromienieni. Głośno dyskutowali. Zamilkli na widok leżących na hamaku rodziców.
- Wołaj ich... - rzekł Szymon. - I pamiętaj. Bądź twarda. Dasz radę.
Kobieta wzięła głęboki oddech. Zeszła z hamaku. Skrzyżowała ręce. Chłopcy bez pośpiechu podeszli do niej.
- Siemano! - rzekł Marcel spoglądając na poważną minę mamy. - Coś się stało?
- Gdzie panowie byli? - spytała marszcząc brwi. - No, słucham!
- No, u Oliwera... - rzekł Marcel.
- Czy pozwoliłam wam wyjść z domu?
- No, nie - rzekł chłopiec.
- Obydwaj panowie pójdą teraz do domu i za karę o siedemnastej widzę was w łóżkach!
Szymon spojrzał ze zdziwieniem na małżonkę. Nie przypuszczał, że każe im iść spać tak wcześnie.
- To nie koniec kary! - kontynuowała. - Obaj oddacie mi swoje telefony!
Nikodem bez słowa wyciągnął iPhone z kieszeni. Podał go Danieli do ręki.
- Bez przesady! - rzekł Marcel z nerwami wpatrując się w stanowczą postawę matki. - Czemu jesteś taka?! - uniósł się. - Przecież mamy wakacje i możemy robić, co chcemy! Prawda, tato? Mama przesadza! Na pewno nie pójdę spać o siedemnastej... Idę pobawić się z Misiem a telefonu nie oddam.
Daniela spojrzała na męża. Westchnęła.
- Marcel, telefon! - rzekł Szymon wyciągając rękę w kierunku chłopca.
Malec bez gadania podał ojcu iPhone.
- Proszę - szepnął.
- Dziękuję. Przed piątą obaj w łóżkach. Jasne?
- Jasne... - rzekł Marcel.
- Niko, jasne?
- Tak - szepnął Nikodem.
- Mogę iść pobawić się z Misiem?
- Możesz... - rzekł Szymon.
Chłopcy poszli w stronę domu. Daniela usiadła na hamaku.
- Beznadziejna ze mnie matka... - odezwała się.
- Wcale nie... Jesteś dobrą matką... Jesteś czuła, opiekuńcza, troskliwa... Tylko brak ci pewności siebie.
Daniela przegarnęła wszystkie włosy na jeden bok. Zamyśliła się.
- Mam pomysł... Rozpogadza się. Może pojedziemy z dzieciakami do Inowrocławia. Założę się, że ani Marcel ani Ada nigdy nie byli na Solankach.
- No, ja też nie byłam - odezwała się.
- Pojedziemy do galerii. Kupimy chłopakom trochę przyborów do szkoły, jakieś plecaki, piórniki... A potem pochodzimy po Solankach. Co o tym myślisz, skarbie?
- Wiesz, że lubię siedzieć w domu... - szepnęła.
- Wiem. Ale czas to zmienić. O, i kupimy Marcelowi dętkę do rowera.
- Ale Szymon! Nie możemy nigdzie jechać! - powiedziała po chwili. - Przecież chłopaki mają karę! O piątej...
- Przestań! - zaśmiał się. - Naprawdę myślisz, że chłopcy pójdą ci spać o piątej? Jak już dajesz im kary to niech to będą w miarę realistyczne kary - dodał z uśmiechem na ustach. - Kupię ci ładną bieliznę... Chcesz?
- Chcę... - uśmiechnęła się. - Kochanie, kupiłabym Adzie kilka drobiazgów... Dobrze? Tak lubi bransoletki... I może jakąś fajną bluzkę...
- Pewnie. Nie mam nic przeciwko - odparł.
- Ciociu! Wujku! Obiad! - zawołała dziewczynka.
- Już idziemy! - odpowiedziała Daniela. - Kochana jest - szepnęła wstając z hamaku. - Posprząta, pozmywa, zrobi obiad... Kochane dziecko z tej naszej Ady...
- To prawda... - odpowiedział Szymon uśmiechając się do żony.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro