Scyzoryk
Biegłem do domu tak szybko, jak potrafiłem. Jednym krokiem pokonałem trzy tarasowe schody. Byłem tak rozpędzony, że walnąłem głową o szklane drzwi. Aż mi się gwiazdki pojawiły przed oczami.
Przeleciałem przez salon w trzy sekundy. Miałem już wbiec na schody, ale tata mnie złapał. Jejku! W takim momencie! Nie miałem czasu z nim gadać.
- Co chcesz? - spytałem.
- Gdzie byłeś? - odezwał się. Spojrzał na zegarek. - Jeszcze nie ma ósmej.
- Tato, o co ci znowu chodzi? Nie widzisz, że się śpieszę?
- No widzę... Widzę też, że płakałeś.
Przykucnął przy mnie. Jejku, co miałem zrobić? Spuściłem głowę. Wiedziałem, że muszę coś szybko wymyślić, ale miałem pusto w głowie. Jakby tego było mało, tata nie ciągnął dalej.
- Marcelek, dlaczego płakałeś? Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć...
- Coś mi wpadło do oka - skłamałem.
- Pokaż.
Podniosłem głowę do góry. Spojrzał na mnie. Uśmiechnął się. Jejku, on wiedział, że to ściema. Nie jest głupi.
Wyrwałem się z jego ręki i pobiegłem do pokoju Nikodema. Zdałem z niego kołdrę i zabrałem mu poduszkę spod głowy. Niko, jak to Niko, spał dalej.
- Niko friko! - wrzasnąłem mu do ucha. - Nikooo!
Przewrócił się na drugi bok. Wskoczyłem na jego łóżko i zwaliłem go na podłogę. No! Obudził się.
- Marcel! Ty debilu! - przywitał mnie.
- Niko, bo Oli zabrał mi scyzoryk - powiedziałem spoglądając ukradkiem w stronę drzwi. Nie chciałem, żeby tata to usłyszał.
- Jaki scyzoryk?
- Tata dał mi wczoraj w prezencie scyzoryk, a Oli mi go zabrał. Musimy go odzyskać...
Szarpnąłem go za rękę w stron drzwi. Spojrzał na mnie jak na wariata.
- Muszę się ubrać...
Jejku, jak on wolno podszedł do tej szafy. Jeszcze wolniej wyjął z niej ubrania...
- Niko, pośpiesz się! Ten czubek trzyma w ręce mój scyzoryk... Jeszcze go popsuje! No, dalej!
Nikodem to jednak jest palant. Można do niego mówić, krzyczeć, błagać, a on i tak robi swoje. Jakby chodziło o jego skarb, to raz dwa by się ubrał.
Tata był w salonie. Żeby nas nie zauważył musieliśmy wyjść z domu frontowymi drzwiami.
Pobiegliśmy z Nikodemem w stronę domu na skarpie.
W połowie drogi spotkaliśmy Oliwera. Pędził rowerem w naszą stronę.
- Siema, a ja właśnie jadę po was! - powiedział. - Chcesz swój scyzoryk? To czekam na ciebie w garażu!
Zawrócił. Szybko podniosłem z ziemi kamień i rzuciłem nim w Oliwera. Trafiłem w plecy. Spadł z rowera. Ale miałem z niego ubaw. Szybko złapałem jego rower za kierownicę i wrzuciłem go do rowu. A niech sobie głupi Oliwer go wyciąga!
Pobiegliśmy z Nikodemem w stronę jego domu. Gdy byliśmy już na miejscu, ukryliśmy się za altanką. Nazwałem tą akcję SCYZORYK. Miałem w planach odzyskać swój skarb i dać Oliwerowi nauczkę. Ale jak się później okazało, Oliwer też miał swoje plany.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro