Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Samochód

Adriana zatrzymała się przy domu na wzgórzu. Ucieszyła się na widok Amelii i Julii. Pomachała do nich ręką. Dziewczynki przybiegły.
- Cześć! - odezwała się.
- Cześć - powiedziała Amelia otwierając szeroko furtkę.
- Jest u was Bartek? - spytała Ada.
- Jest - powiedziała dziewczynka. - Pomaga tacie w garażu. Zawołać go?
- Nie! - zawołała Ada. - Tak tylko pytam... O której Bartek będzie wracał do domu?
- Już miał jechać, ale tata go zawołał, żeby mu coś tam przytrzymał... A co? Podoba ci się Bartek?
- Co?! - oburzyła się czternastolatka. - Jasne, że nie! Mam mu wiadomość do przekazania... W sumie mogę ją przekazać jego rodzicom... Gdzie Bartek mieszka?
- To niedaleko - powiedziała Amelia kierując dłoń w stronę lasu. - Musisz jechać tą ścieżką prosto. Jego dom będzie stał po lewej stronie... Taka sypiąca się ruina z kupą piachu na podwórku.
Adriana zmarszczyła brwi, po czym wsiadła na rower.
- Dobra, dzięki! Ale to słowo "ruina" mogłaś sobie darować - westchnęła.
- Ruina to mało powiedziane... Jak deszcz pada to ciocia Hania musi miski podkładać, bo im woda ciurkiem na głowę leci.
- Jesteś nienormalna - odezwała się Adriana. - Nara!
- Nara - odpowiedziała Amelia. - Ada, czekaj! Jak chcesz, wezmę rower i pojadę tam z tobą! Chcesz, żebym z tobą jechała?
- Obejdzie się - westchnęła Adriana.
- Jak tam chcesz... O, Bartek idzie!
Po tych słowach Ada prędko pojechała w dróżką w stronę lasu. Nie chciała, by chłopak ją dojrzał. Miała nadzieję, że dziewczyny nie powiedzą mu, że o niego pytała. Pedałowała ile sił w nogach. Po przejechaniu około dwóch kilometrów ujrzała zapadły dom stojący po prawej stronie drogi. Zeszła z rowera.
- Nie wierzę - westchnęła spoglądając na obskurne mury i przerzedzony, eternitowy dach. - Że niby tutaj mieszka Bartosz? Bzdura kompletna!
Ada ukryła się za krzakiem dzikiej róży. Wypatrywała Bartosza. Wstrzymała oddech, gdy spostrzegła wyłaniającego się zza zakrętu kolegę. Chłopak wprowadził rower do drewnianej stodoły, po czym pobiegł w stronę domu.
- Mama! Bartuś przyjechał! - zawołała mała dziewczynka wyłaniając się zza firany wiszącej w futrynie.
Po chwili z domu wyszła średniego wzrostu kobieta. Miała na sobie kolorowy fartuszek w kwiaty. Włosy miała krótkie, kręcone. Trzymała na rękach małe dziecko.
- Bartek, ojcu znowu samochód się popsuł. Dzwonił przed chwilą. Weź  Aleksa i jedźcie zobaczyć, co tam.
- Gdzie stoi? - odezwał się Bartek.
- Gdzieś niedaleko młyna.
- No, dobra! - zawołał chłopiec.
Wtem z domu wyszedł jasnowłosy chłopiec w wieku dziesięciu lat. Podniósł z ziemi czerwony rower.
- To jedziemy? - spytał patrząc na starszego brata.
- Aleks, niepotrzebnie zaprowadziłem rower. Przyprowadzisz mi? Muszę się napić...
- Dobra - odpowiedział jasnowłosy chłopiec.
- Masakra... - westchnęła Adriana przyglądając się rodzinie Bartosza. - Masakra - powtórzyła z niedowierzaniem.
Z zażenowaną miną wsiadła na rower, po czym ruszyła w stronę domu. Wróciła do domu przed wyznaczonym przez Szymona czasem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro