"S"
Szymon usiadł na łóżku obok Marcela. Chłopiec przytulił się do poduszki. Odwrócił się tyłem do ojca.
- Ja śpię - rzekł obrażony.
- Widzę. Marcel, spójrz na mnie. Chcę z tobą porozmawiać...
- Ale ja nie chcę. Wyjdź.
- Jak ty się do mnie odzywasz, co?
- Byle jak - rzekł chłopiec zwalając nogami kołdrę na podłogę.
Szymon popatrzył na cienkie, bawełniane spodenki chłopca. Miał chęć przyłożyć mu porządnego klapsa, ale się powstrzymał.
- Marcel, dostałeś lanie, bo na nie zasłużyłeś... Nie ma się o co gniewać.
Chłopiec nic nie odpowiedział.
- Hej... No pogódź się ze mną... Smyku?
- Nie - rzekł chłopiec hardo.
- Nie? - odparł Szymon. - Marcel, no, nie bądź taki... - dodał łaskocząc chłopca po brzuchu.
Malec zaczął się śmiać.
- Już się na mnie nie gniewasz?
- Gniewam się! - odparł malec głośno się śmiejąc.
Szymon posadził chłopca na swoich kolanach.
- Coś ci powiem, mały szkrabie... Mam dla ciebie prezent... Ale dostaniesz go, kiedy przestaniesz się na mnie gniewać...
- Co to za prezent? - spytał chłopiec.
- Mam to coś w kieszeni. Mogę ci to dać nawet teraz... Ale musisz mi obiecać, że będziesz ładnie odnosił się do mnie, do mamy i do Nikodema...
- Na jaką literę jest to coś?
- Na literę "s" - odparł mężczyzna.
- A ucieszę się chociaż?
Szymon uśmiechnął się. Kiwnął twierdząco głową.
- Tato, ja wiem, że źle zrobiłem... Nigdy więcej nie będę topił Nikodema w jeziorze, ani w rzece, ani w morzu, ani w oceanie, ani nawet w basenie... Słowo.
- Okej...
- To dasz mi ten prezent?
Szymon wyciągnął metalowe pudełko z kieszeni spodni. Podał je Marcelowi do ręki.
- Zanim otworzysz, obiecaj, że będziesz mądrze z niego korzystać... I pamiętaj, że to nie jest zabawka...
Marcel otworzył pudełko. Jego oczom ukazał się metalowy, szary scyzoryk z wygrawerowanym napisałem "Marcelowi - tata".
- Nie! - zawołał chłopiec schodząc z kolan ojca. - Nie wierzę! Naprawdę?!
Podskoczył kilka razy, po czym wrócił na kolana Szymona. Przytulił się do jego szyi.
- Tato, dziękuję! Jejku...
- Podoba ci się?
- Zarąbisty jest! Mama wie?
Szymon podrapał się z tyłu głowy.
- No właśnie, Marcel... Jakbyś mógł, nie chwal się mamie, że dostałeś ode mnie scyzoryk... Okej?
- Okej - szepnął chłopiec.
- I pamiętaj, że to nie zabawka.
- Okej... Okej... Jejku, jest piękny...
Szymon pomógł chłopcu wejść do łóżka. Schylił się po leżącą na podłodze kołdrę.
- Nie przykrywaj - rzekł Marcel przebierając nogami.
- Okej. To śpij dobrze... Dobranoc.
- Dobranoc! - zawołał chłopiec sprawdzając palcem, czy nóż jest ostry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro