Rysunek na parkiecie
Adriana weszła do pokoju Marcela. Usiadła na łóżku. Była zdenerwowana.
- Ty mi będziesz groził? - powiedziała wzburzona. Podniosła z podłogi niewielki dywanik, pod którym znajdował się wyżłobiony w parkiecie rysunek przedstawiający Misia.
- Wujku! - wydarła się na całe gardło. - Wujku! Ratunku!
Po niespełna minucie do pokoju na piętrze wbiegł Szymon. Mężczyzna zatrwożył się na widok przestraszonej dziewczynki.
- Co się stało? - spytał.
- Pod łóżko Marcela wlazł taki olbrzymi pająk! - krzyknęła.
Szymon skierował wzrok w stronę łóżka. Jego oczom ukazał się staranny rysunek autorstwa Marcela. Mężczyzna zdębiał. Przykucnął. Przejechał dłonią po podłodze.
- Marcel! - zawołał.
Po chwili chłopiec stawił się przy ojcu. Adriana odwróciła się w stronę okna. Nie chciała, by Marcel widział, że dziewczynka ledwo powstrzymuje się od wybuchu śmiechu.
- Czy ja mogę się dowiedzieć, co to jest? - rzekł Szymon wskazując ręką na rysunek.
- No... Misiu... - westchnął malec. - Ada na mnie nakablowała?! - wrzasnął oburzony.
- Nie! Marcel, dlaczego to zrobiłeś? Zniszczyleś podłogę!
- Tatuś, nie złość się na mnie... Bo ja dostałem ten scyzoryk i nie mogłem się powstrzymać... A ten rysunek i tak jest schowany pod dywanikiem... Nie gniewasz się?
- Nie wiem, co powiedzieć. Myślałem, że jesteś mądrzejszy, serio.
- Bo jestem. Ja dawno temu to zrobiłem... Wtedy jeszcze byłem niegrzeczny, a teraz jestem nowym Marcelem. Tatuś, nie złość się na mnie. Ja... Ja przepraszam...
Szymon z niedowierzaniem przysłuchiwał się wyjaśnieniom syna. Mowa chłopca brzmiała przekonująco, toteż trzydziestopięciolatek postanowił, że tym razem odpuści chłopcu.
- To ja idę wytrzepać ten dywan - odezwała się Adriana. Podniosła z podłogi dywanik zwinięty w rulon. Zbiegła ze schodów. Marcel pośpieszył za nią.
- Taka jesteś?! - wydarł się, gdy oboje byli już na dworze. - Ja nie jestem kapusiem, ale dla ciebie mogę zrobić wyjątek! Zaraz powiem tacie, że przez całą noc nie było cię w domu!
- Ciszej... Marcel, ja nie podkablowałam ciebie... Chciałam wytrzepać twój dywanik, zobaczyłam wielkiego pająka... Zawołałam wujka. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że wujek może zobaczyć to twoje arcydzieło! Zapomniałam już o tym rysunku, serio!
Chłopiec naburmuszył się.
- Ja na ciebie nie skarżę... Ja nawet jak mówię, że coś wygadam to i tak nie wygadam, bo nie jestem kapusiem...
Adriana wzięła głęboki oddech.
- Mówię ci przecież, że cię nie podkablowałam - powtórzyła poraz kolejny. - Wiesz co? Sam sobie sprzątaj ten głupi pokój. Skoro nie jesteś kapusiem to nie wydasz mnie wujkowi, a nawet jeśli mnie wydasz, to powiem, że zmyślam - powiedziała rzucając dywanik Marcela na trawę.
- No, nie bądź taka! - zawołał. - To pomóż mi chociaż!
- Spadaj na drzewo! - krzyknęła zmierzając w stronę kanciapy.
Nagle jej oczom ukazał się plik zwiniętych w rulon pieniędzy. Dziewczynka szybko go podniosła. Banknoty były przemoczone. Adriana natychmiast zmieniła kierunek marszu.
Wbiegła do domu jak szalona. Zastanawiała się, gdzie mogłaby ukryć pieniądze. Ostatecznie zdecydowała, że przechowa je w swojej błękitnej torbie.
Zdjęła z rulona gumkę recepturkę, po czym starannie rozdzieliła od siebie wszystkie banknoty. Otwartą torbę wsunęła za kanapę. Podeszła do okna.
- Dalej Bartek, przyjedź - szepnęła.
Wtem do kuchni weszła Daniela. Bez słowa wstawiła wodę na kawę. Uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Ciociu, czy jedziemy dzisiaj gdzieś? - spytała.
- Do Nikodema - usłyszała w odpowiedzi.
- Ciociu, mnie brzuch boli... Czy mogę zostać w domu? - spytała małolata.
- Jadłaś coś?
- Nie...
- To pewnie z głodu cię boli. Zaraz ci zrobię śniadanko.
Dziewczynka zmarszczyła brwi. Nie mówiąc nic więcej usiadła przy stole. Westchnęła. Ponownie spojrzała w okno.
- Kogo tak wypatrujesz? Księcia z bajki?
- Nie... Nikogo - odparła dziewczynka. - Pomogę ci.
- Siedź, skrabie... Z czym ci zrobić chlebka? Z pomidorkiem może być?
- Tak - szepnęła małolata. - Może być...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro