Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rowery

Nikodem wbiegł do salonu. Był zdyszany. Popatrzył na siedzących przy stole rodziców, po czym bez słowa ruszył w stronę lodówki. Wyciągnął z niej butelkę wody.
- Sory, ale tak mi się chce pić, że muszę z gwinta - oświadczył, po czym jednym ciurkiem wypił co najmniej pół litra wody.
- Niko, ścigaliście się rowerami? - odezwał się Szymon.
- Co? Nie! - odparł jedenastolatek. - Przyjechałem sam.
- Sam? - zdziwiła się Daniela. - A gdzie Ada i Marcel?
- No... Bym powiedział, ale nie mogę... Nie chcę, żeby znowu Marcel mówił, że jestem papla...
Szymon uśmiechnął się do syna. Wysunął spod stołu krzesło.
- Chodź, Niko... Usiądź koło taty...
Chłopiec podrapał się po głowie.
- Lepiej pójdę do siebie... - rzekł zmierzając w stronę schodów.
- W tył zwrot!
Nikodem wzruszył ramionami. Od niechcenia podszedł do stołu. Usiadł na wskazanym przez ojca krześle.
- Niko, gdzie są Marcel i Ada? Dlaczego wróciłeś do domu bez nich? Coś się stało?
- Tato, nie... - westchnął chłopiec. - Oni są szajbnięci... Chcieli żebym był ich ofiarą, więc zwiałem...
- Marcel znowu chciał bawić się w tortury? - odezwała się Daniela. - Mówiłeś, że wybiłeś mu to z głowy raz na zawsze! - zwróciła się do męża.
- Mówiłem, że chyba wybiłem mu to z głowy raz na zawsze... - odparł Szymon. - Luśka, ja nie będę mu już zabraniał się w to bawić... On i tak mnie nie słucha i robi, co chce...
- Tym bardziej teraz - szepnął Nikodem.
Daniela i Szymon skierowali wzrok na jasnowłosego chłopca. Malec niewinnie się uśmiechnął.
- Co masz na myśli? - odezwał się Szymon.
- Nic...
- Nikodem, mów natychmiast!
- Jejku, no... Byliśmy w pałacu... - wyznał.
- Co takiego?! - odparł Szymon. - Przecież wam zabroniłem tam jeździć! Czyj to był pomysł, co?
- Marcela i Ady... Serio. Tata, tam jest zarąbiście... W piwnicy jest pełno super sprzętów... Jest nawet wielka klatka. Ja wlazłem na takie coś...
Chłopiec zachichotał.
- Wlazłem tak naprawdę mega wysoko. Marcel chciał mi wbić widły w dupę! - wybuchnął śmiechem. - To zaskoczyłem i udawałem, że mam złamaną nogę. Nabrałem ich.
Daniela pobladła na twarzy.
- Co Marcel chciał zrobić? - spytała. - Nie wierzę... Jak nie wierzę? Wierzę! Po Marcelu można się wszystkiego spodziewać...
- Kochanie, bez przesady - rzekł Szymon spoglądając na chwilę na małżonkę.
- Zwiałem im, bo jak się wydało, że nie mam złamanej nogi, to chcieli, żebym był ofiarą... Tak szybko uciekałem, że nawet wziąłem nie swój rower, tylko twój...
- Gdzie zostawiliście rowery?
- No w rowie... Do pałacu byśmy ich nie doprowadzili, bo trawa sięga normalnie do pasa i wszędzie jest pełno krzaków.
Szymon zastanowił się przez chwilę. Zmarszczył brwi.
- Jadę tam... - rzekł wstając z krzesła.
- Tato, nie! Znowu będzie "Niko to papla, a papla wszystko wypapla"!
- Jakoś to przeżyjesz. Jak chcesz, możesz jechać ze mną. Będziesz moim nawigatorem.
Chłopiec zastanowił się przez chwilę. Wiedział, że i tak tata postawi na swoim i pojedzie do pałacu.
- To pojadę z tobą - rzekł w końcu.
- No, zuch chłopak! Tylko wejdę na chwilę do łazienki i możemy jechać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro