Rowery 5
Ada nieśmiało weszła do pokoju Nikodema. Zatrzymała się w drzwiach. Szymon podniósł się z łóżka. Wyprowadził małolatę do pokoju obok.
- Mamy do pogadania - rzekł poważnym głosem. - Prawda?
- Nie wiem, co Marcel wujkowi nagadał... - odparła siadając przy biurku.
- Adriana, żarty się skończyły. W tej chwili powiesz mi, jak było naprawdę. Gdzie byliście i dlaczego tak późno wróciliście do domu. Słucham!
Dziewczynka obkręciła się na obrotowym krześle. Lekceważąco spojrzała na Szymona.
- Ada, za moment zdejmę pasek i inaczej będziemy rozmawiać - rzekł zatrzymując wciąż kręcące się krzesło.
Tak konkretne ostrzeżenie sprawiło, że dziewczynka natychmiast zdecydowała się wyznać wujkowi prawdę.
- Byliśmy w pałacu - odparła patrząc Szymonowi w oczy. - Bawiliśmy się z Marcelem w tortury... Trochę ja byłam katem, trochę on... Zmienialiśmy się... Ale wujku, nie robiliśmy sobie krzywdy... Takie tam tylko udawane... Serio.
Szymon zmarszczył brwi. Adriana schyliła lekko głowę. Łzy stanęły jej w oczach.
- Dlaczego wróciliście tak późno, co? - padło kolejne pytanie.
- No, bo... Jakby to powiedzieć... - westchnęła. - Wujku, no tak jakoś samo wyszło...
- Jak wyszło? Ada, mów jaśniej.
- Ktoś ukradł nam nasze rowery - wyznała. - Ale ja je odzyskam. Słowo. Pójdę tam jutro z samego rana i zajrzę do każdego garażu, do każdej szopy... Wujku, słowo.
- Ada, masz czternaście lat, prawda? Jesteś o cztery lata starsza od moich chłopaków. Powinnaś być mądrzejsza. Nie zostawia się rowerów w rowie. To po pierwsze. Po drugie, nie znacie innych zabaw? Zabraniam ci bawić się z chłopakami w tortury. Czy to jest jasne?
- Tak - odpowiedziała.
- Jeśli się dowiem, że zrobiłaś któremuś krzywdę... uderzyłaś, popchnęłaś czy zrobiłaś jeszcze coś innego, uwierz mi Ada, że wezmę do ręki pasek i spuszczę ci lanie. Dotarło?
- Tak - szepnęła.
- Mam nadzieję. I nie życzę sobie, żebyś namawiała moich chłopaków do kłamania czy do innych złych rzeczy...
- Dobrze.
- Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy... Czy chcesz coś powiedzieć?
- Nie - szepnęła.
- W takim razie jesteś wolna. Zmykaj do kuchni... Zrobiłaś tę kolację?
- Tak... Zrobiłam kanapki - powiedziała cicho. - I herbatę dla wszystkich.
- Dobrze... Nie smuć się. Będzie dobrze... Tylko nie rób więcej głupot.
- Dobrze, wujku... Przepraszam.
- Okej. Zapominamy o tym, co było. Głowa do góry.
Powiedziawszy te słowa Szymon uśmiechnął się do dziewczynki. Ada nieśmiało podniosła się z krzesła. Wspólnie z Szymonem powędrowała do kuchni.
Daniela, Marcel i Nikodem siedzieli przy stole. Chłopcy jedli kanapki przygotowane przez kuzynkę.
- Ada, siadaj koło mnie. Trzymam dla ciebie miejsce - rzekł Marcel odsuwając krzesło spod stołu.
- Serio? - uśmiechnęła się.
- No! - zawołał.
- Okej - odparła dziewczynka siadając obok Marcela. Wzięła do ręki kanapkę z ogórkiem i z pomidorem.
- Co teraz będzie? Kupimy nowe rowery? - szepnął Marcel po chwili.
- Nie - odparł Szymon. - Będziecie chodzić pieszo...
Ada i Marcel spojrzeli na siebie ze smutkiem. Nikodem wybuchnął śmiechem.
- I co cię tak bawi, czubie? - rzekł Marcel kopiąc brata pod stołem.
- Gówno - odpowiedział Nikodem.
- Czubek... - westchnął Marcel. - A jakbyś chciał wiedzieć, to ja mam rower! Stoi przebity w kanciapie! Tata mi zmieni dętkę i będę miał na czym jeździć!
- I dobrze. Miej sobie ten przebity rower - odparł Nikodem uśmiechając się do taty. - Ty przepiłeś mój rower więc będziesz musiał mi go odkupić! - zaśmiał się.
- Przepiłem?! Jeśli w tym domu ktoś jest skłonny coś przepić to tylko ty, Nikodem. Nikt inny, tylko ty!
- Chłopaki... Jemy kolację - odezwała się Daniela.
- No przecież jemy - odparł Marcel wkładając sobie do ust całe pół skibki chleba.
Nikodem z powagą spojrzał Marcelowi w oczy, po czym zrobił zeza. Ten, zaczął się śmiać. Wypluł jedzenie na rękę.
- Zwariować można... - szepnęła Daniela.
- Przy dwóch można zwiąriować... A co tu dopiero przy czterech - odparł Szymon obejmując żonę ramieniem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro