Rowery 4
Chłopiec wprowadził ojca do pokoju Nikodema. Obaj usiedli obok siebie na kanapie. Marcel przetarł ręką oczy. Planował się do wszystkiego przyznać. Wiedział, że i tak sprawa z rowerami wyjdzie na jaw a Szymon ceni szczerość.
Nikodem siedział na podłodze. Składał model statku. W ogóle nie zwracał uwagi na ojca i brata.
- Tatuś, ja cię przepraszam... Okłamałem cię, wiesz? - szepnął Marcel. - Wiem, że źle zrobiłem, ale Ada zagroziła, że jeśli powiem prawdę, to mi się dostanie...
- Powiedz, jak było. Nie denerwuj się...
Chłopiec przetarł oczy. Przytulił się do ojca.
- No już... Nie becz, szkrabie... Mów jak było naprawdę.
Wtem uchyliły się drzwi. Daniela wsmyknęła się do pokoju. Usiadła na krześle przy biurku.
- Mama przyszła na przeszpiegi - zaśmiał się Nikodem. Marcel zacisnął powieki, po czym zaczął mówić.
- Tatuś, to co zrobiliśmy nie było mądre... - szepnął pociągając nosem. - Pojechaliśmy do pałacu...
- Co takiego? - odezwał się Szymon. - Nikodem! Ty też byłeś w pałacu?
Jedenastolatek uśmiechnął się do taty.
- No, byłem - odparł.
- Niko, chodź tu do nas na słowo...
- Momencik... Tylko przykleję - szepnął chłopiec.
Po chwili siedział już na łóżku obok Szymona.
- Chłopcy, zabroniłem wam chodzić do pałacu. Zgadza się?
- Tak - przyznali obaj.
- No i co macie na swoje usprawiedliwienie?
- To, że tam jest zarąbiście - szepnął Nikodem. - Co nie, Marcel?
- No, jest zarąbiście... Ale tatuś, nie chodzi o ten głupi pałac, ale o rowery...
- Co z nimi? - rzekł Szymon marszcząc brwi.
- Jejku, jak ci to powiedzieć? - westchnął chłopiec. - Zdenerwujesz się i to bardzo...
- Nie zdenerwuję się, słowo - rzekł Szymon.
- Nie wiesz, co mówisz.
- Marcel, co z rowerami?
Chłopiec spojrzał kątem oka w stronę Danieli. Ta, uśmiechnęła się do niego.
- To może ja... zanim to powiem... pójdę koło mamy?
- Nie, nie, nie...
Szymon posadził chłopca na swoich kolanach. Spojrzał w jego smutne oczy.
- Słucham cię... Coś nie tak z rowerami? Tylko nie mów, że rozwaliliście przy którymś przerzutki...
- Gorzej... - rzekł malec przez zaciśnięte zęby. Zdobył się na odwagę. - Nie ma rowerów... - wyznał wreszcie.
- Jak nie ma? Marcel, co ty mówisz?
Chłopiec rozpłakał się. Wtulił się w ramiona ojca.
- Nie złość się, proszę... Jejku, jaki ja byłem głupi! Zostawiliśmy rowery w rowie... Tatuś, to był naprawdę głęboki rów... Myśleliśmy, że nikt nie zauważy tych rowerów... Jak wyszliśmy z pałacu, rowerów już nie było. Przepraszam...
- To dlatego się spóźniliście? Jak wróciliście do domu, co?
- Pieszo - wyznał chłopiec. - Biegliśmy, żeby się nie spóźnić... Ale to daleko...
- Marcel... Jak mogliście zostawić rowery w rowie? Wiesz, ile kosztuje jeden taki rower?
- Przepraszam cię, tato. Naprawdę, bardzo przepraszam...
- Okej. Już dobrze... Lusia, poprosisz tu Adę? Czas się z nią rozmówić.
Daniela kiwnęła głową, po czym podniosła się z krzesła. Szymon pogłaskał syna po głowie.
- Już nie becz... Nic się nie stało. Prawda, Niko?
- Prawda - odparł chłopiec z uśmiechem na twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro