Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rowery 4

Chłopiec wprowadził ojca do pokoju Nikodema. Obaj usiedli obok siebie na kanapie. Marcel przetarł ręką oczy. Planował się do wszystkiego przyznać. Wiedział, że i tak sprawa z rowerami wyjdzie na jaw a Szymon ceni szczerość.
Nikodem siedział na podłodze. Składał model statku. W ogóle nie zwracał uwagi na ojca i brata.
- Tatuś, ja cię przepraszam... Okłamałem cię, wiesz? - szepnął Marcel. - Wiem, że źle zrobiłem, ale Ada zagroziła, że jeśli powiem prawdę, to mi się dostanie...
- Powiedz, jak było. Nie denerwuj się...
Chłopiec przetarł oczy. Przytulił się do ojca.
- No już... Nie becz, szkrabie... Mów jak było naprawdę.
Wtem uchyliły się drzwi. Daniela wsmyknęła się do pokoju. Usiadła na krześle przy biurku.
- Mama przyszła na przeszpiegi - zaśmiał się Nikodem. Marcel zacisnął powieki, po czym zaczął mówić.
- Tatuś, to co zrobiliśmy nie było mądre... - szepnął pociągając nosem. - Pojechaliśmy do pałacu...
- Co takiego? - odezwał się Szymon. - Nikodem! Ty też byłeś w pałacu?
Jedenastolatek uśmiechnął się do taty.
- No, byłem - odparł.
- Niko, chodź tu do nas na słowo...
- Momencik... Tylko przykleję - szepnął chłopiec.
Po chwili siedział już na łóżku obok Szymona.
- Chłopcy, zabroniłem wam chodzić do pałacu. Zgadza się?
- Tak - przyznali obaj.
- No i co macie na swoje usprawiedliwienie?
- To, że tam jest zarąbiście - szepnął Nikodem. - Co nie, Marcel?
- No, jest zarąbiście... Ale tatuś, nie chodzi o ten głupi pałac, ale o rowery...
- Co z nimi? - rzekł Szymon marszcząc brwi.
- Jejku, jak ci to powiedzieć? - westchnął chłopiec. - Zdenerwujesz się i to bardzo...
- Nie zdenerwuję się, słowo - rzekł Szymon.
- Nie wiesz, co mówisz.
- Marcel, co z rowerami?
Chłopiec spojrzał kątem oka w stronę Danieli. Ta, uśmiechnęła się do niego.
- To może ja... zanim to powiem... pójdę koło mamy?
- Nie, nie, nie...
Szymon posadził chłopca na swoich kolanach. Spojrzał w jego smutne oczy.
- Słucham cię... Coś nie tak z rowerami? Tylko nie mów, że rozwaliliście przy którymś przerzutki...
- Gorzej... - rzekł malec przez zaciśnięte zęby. Zdobył się na odwagę. - Nie ma rowerów... - wyznał wreszcie.
- Jak nie ma? Marcel, co ty mówisz?
Chłopiec rozpłakał się. Wtulił się w ramiona ojca.
- Nie złość się, proszę... Jejku, jaki ja byłem głupi! Zostawiliśmy rowery w rowie... Tatuś, to był naprawdę głęboki rów... Myśleliśmy, że nikt nie zauważy tych rowerów... Jak wyszliśmy z pałacu, rowerów już nie było. Przepraszam...
- To dlatego się spóźniliście? Jak wróciliście do domu, co?
- Pieszo - wyznał chłopiec. - Biegliśmy, żeby się nie spóźnić... Ale to daleko...
- Marcel... Jak mogliście zostawić rowery w rowie? Wiesz, ile kosztuje jeden taki rower?
- Przepraszam cię, tato. Naprawdę, bardzo przepraszam...
- Okej. Już dobrze... Lusia, poprosisz tu Adę? Czas się z nią rozmówić.
Daniela kiwnęła głową, po czym podniosła się z krzesła. Szymon pogłaskał syna po głowie.
- Już nie becz... Nic się nie stało. Prawda, Niko?
- Prawda - odparł chłopiec z uśmiechem na twarzy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro