Rowery 3
Zbliżała się godzina dwudziesta trzydzieści. Daniela niespokojnie wyglądała przez okno.
- Szymon, jedź po nich... Nie chcę, żeby szli pieszo taki kawał drogi - szepnęła spoglądając na męża.
- Lusia... Właśnie, że po nich nie pojadę... Zostawili rowery w rowie... Każdy mógł je zwinąć. Poza tym, Marcel dobrze wie, że nie wolno mu tam chodzić. Jest trochę za mądry...
- Nie chcesz po nich jechać, to ja to zrobię...
Szymon natychmiast ruszył w stronę szafki, w której znajdowały się kluczyki od auta Danieli. Chwycił je. Wsunął do kieszeni swoich jeansów.
- Mężu, oddaj mi moje klucze! - zażądała.
- Nie oddam ci. Lusia, poczekajmy jeszcze kilka minut. Zobaczymy, co powiedzą, gdy wrócą...
- A jeśli coś im się stało? - szepnęła zmartwiona. - Sam mówiłeś, że ten pałac jest przeznaczony do rozbiórki i w każdej chwili może się zawalić...
- Zadzwoń do Marcela. Spytaj, dlaczego nie ma ich jeszcze w domu i powiedz mu, że tata jest wściekły.
Daniela wzięła do ręki telefon. Spojrzała mężowi w oczy. Skarciła go wzrokiem.
- Szymon, już przestań... A, i Marcel nie ma telefonu, bo mu go zabrałeś w ramach jakieś kary...
- Lusia, wczoraj oddałem mu jego telefon...
- Serio? Nie wiedziałam. To zadzwonię.
Wtem uchyliły się tarasowe drzwi. Do salonu wszedł Marcel.
- Siemano! - zawołał kładąc się na kanapie. - Niko w domu? Już wypaplał wszytko?
- A co miał wypaplać? - odezwał się Szymon.
- Nic - odparł chłopiec przeciągając się.
- Wstań. Podejdź do mnie.
- Uuu... - westchnął chłopiec podnosząc się z kanapy. Prędko podszedł do ojca.
- Co Nikodem miał wypaplać? - powtórzył pytanie.
- Nic... Tak tylko powiedziałem sobie... - westchnął chłopiec.
- Gdzie jest Ada?
- Bawi się z kotem na tarasie - odparł.
- Idź po nią.
- Okej - westchnął chłopiec. - Mamuś, możesz wyjść na chwilę na dwór?
Daniela wstała od stołu. Wyszła z synem na taras.
- O co chodzi? - spytała.
- Mamuś, możesz nas trochę obronić przed tatą? - spytał.
- Gdzie byliście? Co?
- Tu i tam - odparł. - Jeździliśmy rowerami po okolicy... - odparł.
Daniela zmarszczyła brwi.
- Ada, wujek prosi cię na rozmowę - zwróciła się do czternastolatki.
- Ciociu, my planowaliśmy wrócić na czas. Przepraszamy za to spóźnienie... - powiedziała dziewczynka.
- Kochanie, spóźniliście się ponad półtorej godziny.
- Przepraszamy. To się więcej razy nie powtórzy - szepnęła dziewczynka.
- No dobrze. Chodźcie, zrobię wam coś do jedzenia... Pewnie jesteście głodni, co?
Dziewczynka podniosła się z tarasowych schodów. Weszła do salonu. Szymon wskazał jej ręką krzesło. Bez sprzeciwu usiadła w wyznaczonym miejscu.
- Idę do siebie. Jestem zmęczony - rzekł Marcel przechodząc obok ojca. Ani się obejrzał, a siedział już na kolanach u Szymona.
- Teraz słucham. Gdzie państwo byli tak długo? - spytał.
- Państwo jeździło rowerami po okolicy - odparł chłopiec. - Trochę byliśmy pod stogiem... Mama może poświadczyć, bo stamtąd do niej zadzwoniliśmy. Nawet Niko jeszcze z nami wtedy był...
Szymon uśmiechnął się. Nie przypuszczał, że Marcel w tak perfidny sposób go okłamie. Spojrzał na Adę. Dziewczynka zarumieniła się.
- Adriana, Marcel mówi prawdę? - spytał.
- Tak! - odpowiedziała natychmiast. - Wujku, nie okłamalibyśmy ciebie.
- Skarbie, przez myśl by mi coś takiego nie przeszło... Powiedzcie mi jeszcze tylko, dlaczego wróciliście tak późno. Coś się stało?
- Tak... Ja powiem - odezwała się Ada. - Byliśmy w sklepie na lodach... No i kupiliśmy sobie Big Milki.
Marcel podniósł wzrok na kuzynkę. Szymon od razu domyślił się, że chłopiec nie zna wersji wydarzeń, którą za chwilę usłyszy.
- No i oboje mieliśmy szczęśliwe patyki... Czyli, że wygraliśmy po lodzie... No to wzięliśmy sobie kolejne lody, i znowu wygraliśmy...
Szymon głośno się zaśmiał. Uśmiechnął się do małżonki opartej plecami o lodówkę. Ada szła w zaparte.
- Może to się wydaje niewiarygodne, ale ja i Marcel zjedliśmy po osiem lodów!
Chłopiec spojrzał na Adę z zażenowaniem.
- Tak... Wydaje się to niewiarygodne? - rzekł pod nosem. - To jest niewia...
- Cicho! Chyba jakaś osa wleciała!
- Gdzie? - odezwała się Daniela.
- Już wyleciała... Wujku, obiecujemy, że nigdy więcej się tak bardzo nie spóźnimy... Prawda, Marcel?
- No... - westchnął malec.
- No dobrze... Skoro tak, to jesteście wolni - rzekł Szymon zdejmując Marcela z kolan.
- Wolni? - zdziwił się chłopiec.
- Tak...
- Nie ukarzesz nas? - spytał.
- Za co? Za to, że jeździliście sobie rowerami po okolicy? Marcel, proszę cię...
- Za to spóźnienie - szepnął dziesięciolatek niepewnie.
- Marcel, przeprosiliście za spóźnienie. Wszystko jest okej. Zaraz zrobimy wam coś do jedzenia, bo pewnie jesteście głodni. Mam rację?
- Masz - szepnął chłopiec.
- To ja lecę do łazienki! Zaraz wracam! - zawołała Ada.
Marcel poczekał, aż kuzynka wyjdzie z salonu. Spojrzał ojcu w oczy.
- To wszystko ściema, tylko się nie denerwuj... Musiałem tak powiedzieć przy Adzie. Stało się coś strasznego - dodał niemalże wybuchając płaczem.
- Synku, co się dzieje? Hej, dlaczego ty płaczesz?
- Tatuś, nie mogę ci teraz tego powiedzieć... Pogadamy po kolacji, dobrze? Przyjdziesz do mnie do pokoju?
- Tak... Przestań płakać, smyku - rzekł Szymon ponownie biorąc chłopca na ręce. Przytulił go. - To ja mam inny pomysł... Ada pomoże mamie robić dla was kolację, a my w tym czasie pójdziemy do Nikodema do pokoju i sobie szczerze porozmawiamy, tak? - spytał uśmiechając się do chłopca.
Marcel kiwnął głową. Szymon wstał z krzesła. Chłopiec chwycił go za rękę. Zaprowadził do pokoju na poddasze.
Po chwili Ada wyszła z łazienki. Podeszła do Danieli. Szeroko się do niej uśmiechnęła.
- Ciociu, pomogę ci robić kanapki - odezwała się.
- Dobrze - szepnęła Daniela. - Albo wiesz co, kochanie? Mam lepszy pomysł. Ty zrób kanapki, a ja zaraz tu do ciebie wrócę, dobrze? - odparła kierując się w stronę schodów.
- Dobrze - odpowiedziała dziewczynka podchodząc do blatu. Prędko wyciągnęła masło i wędlinę... Zabrała się za robienie kanapek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro