Rowery 2
Szymon wsiadł do auta. Poprawił sobie wsteczne lusterko. Zapiął pasy. Odpalił silnik.
Niko siedział na przednim fotelu pasażera. Patrzył na drogę.
- Tatuś, a co powiesz Marcelowi? Powiesz mu, że ja wygadałem, że jest w pałacu i, że chciał, żebym był ofiarą? - odezwał się chłopiec.
- Nie, oczywiście, że nie... Ale Nikodem, czy ci nie zabroniłem wchodzić do pałacu? Dlaczego jesteście tacy nieusłuchani, co?
Nikodem zacisnął na chwilę powieki. Zastanowił się nad tym, co odpowiedzieć.
- Zaraz, że nieusłuchani - rzekł z oburzeniem. - Wiesz, jak tam jest zarąbiście? Tato, zrobimy sobie w pałacu bazę...
- Tak, z pewnością - odparł Szymon. - Jak Marcel i Ada wrócą do domu to wszyscy trzej dostaniecie taką burę, że odechce wam się chodzić tam, gdzie nie wolno...
Nikodem chciał coś powiedzieć. Zawahał się. Szymon to dostrzegł.
- Co? Mów śmiało - rzekł spoglądając przez ułamek sekundy na syna. Chłopiec zdobył się na odwagę.
- Bez przesady... Czemu nie pozwalasz nam tam chodzić? - spytał.
- Nikuś, ten pałac jest daleko od domu. Zgadza się?
- No niby tak.
- Co to znaczy, niby tak?
- Gdybyś nie zabronił nam pływać tratwą po całym jeziorze, nie musielibyśmy tam jeździć rowerami na około, tylko bach przez jezioro i tyle.
- Zaczynasz gadać, jak Marcel - rzekł Szymon uśmiechając się do syna.
- Tatuś, powiedz mi jedną rzecz... Jak byłeś mały, miałeś swoją bazę?
Szymon zaśmiał się w głos. Prawda była taka, że jako dziecko to właśnie w tymże pałacu znajdowała się jego przystań. To tam spędzał całe dnie... Tam była się jego baza.
- Czemu się śmiejesz? - rzekł Nikodem. - Miałeś bazę, czy nie? Nie wierzę, że nie!
- Miałem, miałem - odparł ojciec chłopca. - Oczywiście, że miałem!
- Gdzie?
- Oj, Niko, Niko... W pałacu... Ale to było ponad dwadzieścia lat temu...
- Marna wymówka! Czyli mamy twoją zgodę na bazę w pałacu. Tak? Tak!
- Hej, nie zagalopowałeś się trochę? Niko, jak ja byłem w twoim wieku, przede wszystkim temu budynkowi nie groziło zawalenie. Wiesz? Poza tym, ja byłem mądrzejszy od ciebie, od Marcela i od Ady... Nie robiłem takich głupot jak wy, więc rodzice pozwolili mi się tam bawić...
- Akurat byłeś mądrzejszy! - zaśmiał się Nikodem. - Dziadek Franek mi mówił, jaki byłeś mądrzejszy! Jak pisklaki potopiłeś w misce z wodą! Naprawdę, gratuluję, tato!
- Niko, miałem wtedy cztery lata. Poza tym, nie chciałem ich potopić. Chciałem tylko, żeby sobie popływały...
- No i sobie popływały... Dziobem do dna... Tak bardzo chcielibyśmy mieć bazę w jakimś fajnym miejscu...
- Zróbcie sobie bazę w domku na drzewie.
- Nuda!
- Na obalonej wierzbie?
- Za blisko domu. Pałac to idealne miejsce.
Szymon nic nie odpowiedział. Popatrzył przez moment na zamyśloną minę syna.
Nikodem posmutniał. Wiedział, że negocjacje z ojcem nic nie dadzą. Odwrócił wzrok w stronę bocznej szyby. Patrzył na drzewa i na pędzące pod niebem chmury.
Przez kilka minut obaj milczeli. W pewnym momencie Nikodem wyciągnął rękę w stronę maski rozdzielczej.
- Tato! Pod tym drzewem zostawiliśmy rowery! - zawołał.
Szymon zjechał na pobocze. Rzeczywiście, w rowie leżały dwa rowery. Mężczyzna zakasał rękawy.
- Nikuś, otwórz bagażnik - rzekł podnosząc z trawy pierwszy rower.
Chłopiec zrobił to, o co prosił go ojciec. Zastanawiał się nad tym, czy dwa rowery zmieszczą się w niewielkim bagażniku.
Tymczasem Szymon obalił tylnie siedzenia. Sporo się namęczył przy wkładaniu rowerów do auta. W końcu się udało.
- Ciekawe, gdzie Ada z Marcelem usiądą... - rzekł Nikodem uśmiechając się do ojca. - Idziemy po nich?
- Nie - rzekł Szymon. - Wracamy do domu...
- Jo? - zdziwił się chłopiec.
- Nikodem, nie zostawia się rowerów w rowie. Byle kto mógł je stąd zabrać. Prawda?
- No, prawda... - przyznał.
- No... Wsiadaj do auta...
Nikodem posłusznie wszedł do samochodu. Uśmiechnął się do ojca.
- Tato, to jak oni wrócą do domu?
- Nie wiem. Pewnie pieszo.
- To spóźnią się na kolację.
- Trudno.
Nikodem zapiął pasy.
- Ale będzie jazda - rzekł spoglądając na tatę.
- Autem? - spytał Szymon.
- Nie... W domu - odparł malec.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro