Pyrki
Kilka minut przed dwunastą Adriana weszła do domu. Zdjęła tenisówki w korytarzu. Wsunęła na stopy czerwone laczki przywiezione z Zakopanego.
- Jestem! - zawołała wchodząc do salonu. - Ale ładnie pachnie! - dodała zaglądając do stojących na piecu garnków.
- Pachnie tak ładnie, bo Nikodem strugał dzisiaj pyrki - odezwał się Marcel.
Ada uśmiechnęła się. Usiadła na kanapie. Chwyciła w ręce niewielką poduszkę. Nikodem usiadł obok niej.
- I co? - całowałaś się z Bartoszem? - zapytał.
- Pogięło cię? - odparowała. - Nie całowałam się z nim!
- Kłamczucha! - zawołał Marcel. - Zakochana para! Bartosz i Adriana! Ona się ubiera, a on ją rozbiera! - zaśpiewał.
- Debil - burknęła dziewczynka wstając z łóżka.
- Debilka - odpowiedział Marcel. - A po drugie, tata przyjechał... Mama! Tata przyjechał! - zawołał.
Daniela wyszła z łazienki. Poprawiwszy sobie włosy, podeszła do kuchenki. Zabrała się za nakładanie obiadu.
- Ciociu, ja ci pomogę - odezwała się Ada.
- A ja nie! - zaśmiał się Marcel.
Wtem do domu wszedł Szymon. Położył na komodzie kluczyki od auta i portfel.
- I co? Kupiłeś mnie? - spytał Marcel podchodząc do ojca. Szymon się uśmiechnął. Pogłaskał chłopca.
- No, kupiłem... Teraz jesteś mój i tylko mój - rzekł przytulając dziesięciolatka do swej piersi. Ucałował chłopca w czubek głowy.
- A dzisiaj na obiad jest danie roku! Nikodem strugał pyrki!
- I co z tego? Każdy głupi umie strugać pyrki - odparł jasnowłosy chłopiec. - Powiedz tata, że każdy głupi umie strugać pyrki!
Szymon kiwnął głową. Uśmiechnął się do żony. Podszedł do zlewu. Opłukał ręce.
- Tylko baby strugają pyrki - rzekł Marcel po chwili namysłu. - No nie, tato? Ty nigdy nie strugałeś pyrek, co nie?
- Jasne, że nie! - odpowiedział Szymon stawiając na stole miskę surówki z czerwonej kapusty.
Słowa Szymona wywołały natychmiastową reakcję ze strony Nikodema. Chłopiec zmarszczył brwi.
- Jak nie? - zawołał patrząc na ojca. - Przecież jak mieszkaliśmy we dwóch to często strugałeś pyrki, a ja ci pomagałem! - krzyknął.
- Niko, jak mieszkaliśmy razem, to jedliśmy obiady u babci Danki. Nie strugałem ziemniaków, bo to robota dla bab.
Marcel głośno się zaśmiał. Nikodem zdenerwował się.
- Szymon, nie denerwuj mi dziecka - odezwała się Daniela. - Nikuś, pięknie, że pomagasz. A taty nie słuchaj... Oczywiście, że wiele razy strugał ziemniaki.
- Nie strugałem!
- Tata, strugałeś! - krzyknął Nikodem.
Adriana postawiła na stole miskę z posypanymi koperkiem ziemniakami. Usiadła przy stole.
- Mam pomysł na to, co kupię Nikodemowi na prezent! - zawołał Marcel wbijając widelec w kotleta mielonego. - Kupię mu fartuszek z napisem "Pani domu" - wybuchnął śmiechem.
- Bo go trzasnę! - krzyknął Nikodem.
- Marcel, nie dokuczaj bratu - odezwała się Daniela. - Gdyby nie to, że jesteś kontuzjowany, też strugałbyś dzisiaj pyrki.
- No właśnie! - zawołał Nikodem.
- Nie, nie, nie... Ja mogę robić męskie zajęcia... Mogę karmić psy, kota...
- Też mi męskie zajęcia - odezwała się Adriana.
- Tato! Ada się całowała z Bartkiem! - rzekł Nikodem.
Dziewczynka zachłysnęła się. Daniela poklepała dziewczynę po plecach.
- Przeszło?
- Tak... Wujku, to nie prawda, co mówi Nikodem! - powiedziała małolata. - Nigdy się z nikim nie całowałam, a już na pewno nie z Bartkiem!
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz... - zaśmiał się Marcel.
- Wyrwać ci drugą rękę? - spytała Adriana.
- Dzieci! Życzę smacznego! - odezwała się Daniela. - I nie chcę słyszeć żadnych kłótni przy stole! Zrozumiano?
- Ło, to trzeba szybko zjeść... - szepnął Marcel pod nosem. - Jejku, jak koślawo są ostrugane te pyrki... Normalnie jakaś masakra!
- A dostałeś kiedyś pyrą w twarz? - rzekł Nikodem.
- Czy panowie uspokoją się w końcu? - odezwał się Szymon.
- Uspokoją, uspokoją! - zawołał Marcel biorąc ziemniaka do ręki. - Ale najpierw nakarmimy Nikodema! - dodał na siłę wpychając bratu całego ziemniaka do buzi.
Jedenastolatek zrobił się cały czerwony. Nie był w stanie przełknąć dużego kartofla. Marcel przycisnął rękę do ust brata. Świetnie się przy tym bawił.
Szymon prędko podniósł się z krzesła. Dziesięciolatek pojął, że żarty się skończyły. Zabrał rękę z ust brata.
- Przepraszam! - zreflektował się.
Nikodem wypluł ziemniaka na swoje dłonie.
- Jesteś debilem! - krzyknął zwracając się do Marcela.
- Chyba ty - odparł młodszy chłopiec.
Szymon popatrzył na synów z namysłem.
- Panowie zjedzą obiad i staną jeden w jednym kącie, a drugi w drugim kącie - rzekł stanowczo.
- Ja nie lubię stać w kącie - szepnął Marcel podpierając się prawą ręką.
- A ja nie lubię, kiedy wyzywacie się od debili - odparł Szymon.
Marcel wziął głęboki oddech. Bez pośpiechu kończył jeść obiad. Również Nikodem nie śpieszył się ze zjedzeniem posiłku.
Daniela, Szymon i Ada byli już dawno po obiedzie. Marcel i Nikodem wciąż grzebali widelcami w swoich talerzach. Ani jednemu ani drugiemu nie uśmiechało się stać w kącie.
- Możemy sobie podarować tę głupią karę? - odezwał się Marcel.
- Właśnie, tato... Możemy? - szepnął Nikodem. - Nie będziemy z Marcelem już się wyzywać.
- W tej chwili, obydwaj, proszę wstać! Możecie sobie wybrać po jednym kącie... Postoicie sobie przez dziesięć minut. Zastanowicie się nad sobą. Może coś dotrze!
- Do Nikodema na pewno nic nie dotrze - rzekł Marcel wchodząc do kąta. Stanął przodem do ściany. - Niko musiałby dostać paskiem na gołą dupę to może coś by do niego dotarło...
Nikodem naburmuszył się. Bez słowa wszedł do kąta.
- Jakby Niko był moim synem, to by teraz dostał lanie na gołą dupę...
- Marcel, skończ już - rzekł Szymon. - Zaraz ty możesz dostać!
Chłopiec wziął głęboki oddech. Uśmiech zszedł mu z twarzy. Schylił nisko głowę.
Po dziesięciu minutach Szymon przywołał do siebie chłopców.
- Jakieś przemyślenia? - spytał patrząc na Nikodema.
- Tak - westchnął chłopiec. - Nie będę więcej razy wyzywał Marcela.
- No, oby było tak, jak mówisz - rzekł Szymon. - A ty, Marcel, przemyślałeś sobie coś?
- No, tak - rzekł malec. - W tym kącie, w którym stałem jest mały pajączek... Chciałem go zabić, ale przemyślałem, że jednak tego nie zrobię... Niech sobie żyje... Może kiedyś urośnie, pójdzie na poddasze i ugryzie Nikodema w dupę, jak Niko będzie spał...
Szymon uśmiechnął się.
- Okej, jesteście wolni - rzekł wstając z kanapy.
Chłopcy wyszli na dwór, zaś Szymon poszedł do sypialni. Daniela leżała na łóżku przykryta cienkim kocem. Spała. Mężczyzna położył się tuż przy niej.
Objął ją w taki sposób, że jego ręce znalazły się na brzuchu ciężarnej.
- Moje dzieciątka - szepnął żonie do ucha.
Daniela nie otworzyła oczu. Uśmiechnęła się przez sen. Szymon to dostrzegł. Ucałował żonę w skroń, po czym zamknąwszy oczy, zasnął.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro