Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pyrki

Kilka minut przed dwunastą Adriana weszła do domu. Zdjęła tenisówki w korytarzu. Wsunęła na stopy czerwone laczki przywiezione z Zakopanego.
- Jestem! - zawołała wchodząc do salonu. - Ale ładnie pachnie! - dodała zaglądając do stojących na piecu garnków.
- Pachnie tak ładnie, bo Nikodem strugał dzisiaj pyrki - odezwał się Marcel.
Ada uśmiechnęła się. Usiadła na kanapie. Chwyciła w ręce niewielką poduszkę. Nikodem usiadł obok niej.
- I co? - całowałaś się z Bartoszem? - zapytał.
- Pogięło cię? - odparowała. - Nie całowałam się z nim!
- Kłamczucha! - zawołał Marcel. - Zakochana para! Bartosz i Adriana! Ona się ubiera, a on ją rozbiera! - zaśpiewał.
- Debil - burknęła dziewczynka wstając z łóżka.
- Debilka - odpowiedział Marcel. - A po drugie, tata przyjechał... Mama! Tata przyjechał! - zawołał.
Daniela wyszła z łazienki. Poprawiwszy sobie włosy, podeszła do kuchenki. Zabrała się za nakładanie obiadu.
- Ciociu, ja ci pomogę - odezwała się Ada.
- A ja nie! - zaśmiał się Marcel.
Wtem do domu wszedł Szymon. Położył na komodzie kluczyki od auta i portfel.
- I co? Kupiłeś mnie? - spytał Marcel podchodząc do ojca. Szymon się uśmiechnął. Pogłaskał chłopca.
- No, kupiłem... Teraz jesteś mój i tylko mój - rzekł przytulając dziesięciolatka do swej piersi. Ucałował chłopca w czubek głowy.
- A dzisiaj na obiad jest danie roku! Nikodem strugał pyrki!
- I co z tego? Każdy głupi umie strugać pyrki - odparł jasnowłosy chłopiec. - Powiedz tata, że każdy głupi umie strugać pyrki!
Szymon kiwnął głową. Uśmiechnął się do żony. Podszedł do zlewu. Opłukał ręce.
- Tylko baby strugają pyrki - rzekł Marcel po chwili namysłu. - No nie, tato? Ty nigdy nie strugałeś pyrek, co nie?
- Jasne, że nie! - odpowiedział Szymon stawiając na stole miskę surówki z czerwonej kapusty.
Słowa Szymona wywołały natychmiastową reakcję ze strony Nikodema. Chłopiec zmarszczył brwi.
- Jak nie? - zawołał patrząc na ojca. - Przecież jak mieszkaliśmy we dwóch to często strugałeś pyrki, a ja ci pomagałem! - krzyknął.
- Niko, jak mieszkaliśmy razem, to jedliśmy obiady u babci Danki. Nie strugałem ziemniaków, bo to robota dla bab.
Marcel głośno się zaśmiał. Nikodem zdenerwował się.
- Szymon, nie denerwuj mi dziecka - odezwała się Daniela. - Nikuś, pięknie, że pomagasz. A taty nie słuchaj... Oczywiście, że wiele razy strugał ziemniaki.
- Nie strugałem!
- Tata, strugałeś! - krzyknął Nikodem.
Adriana postawiła na stole miskę z posypanymi koperkiem ziemniakami. Usiadła przy stole.
- Mam pomysł na to, co kupię Nikodemowi na prezent! - zawołał Marcel wbijając widelec w kotleta mielonego. - Kupię mu fartuszek z napisem "Pani domu" - wybuchnął śmiechem.
- Bo go trzasnę! - krzyknął Nikodem.
- Marcel, nie dokuczaj bratu - odezwała się Daniela. - Gdyby nie to, że jesteś kontuzjowany, też strugałbyś dzisiaj pyrki.
- No właśnie! - zawołał Nikodem.
- Nie, nie, nie... Ja mogę robić męskie zajęcia... Mogę karmić psy, kota...
- Też mi męskie zajęcia - odezwała się Adriana.
- Tato! Ada się całowała z Bartkiem! - rzekł Nikodem.
Dziewczynka zachłysnęła się. Daniela poklepała dziewczynę po plecach.
- Przeszło?
- Tak... Wujku, to nie prawda, co mówi Nikodem! - powiedziała małolata. - Nigdy się z nikim nie całowałam, a już na pewno nie z Bartkiem!
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz... - zaśmiał się Marcel.
- Wyrwać ci drugą rękę? - spytała Adriana.
- Dzieci! Życzę smacznego! - odezwała się Daniela. - I nie chcę słyszeć żadnych kłótni przy stole! Zrozumiano?
- Ło, to trzeba szybko zjeść... - szepnął Marcel pod nosem. - Jejku, jak koślawo są ostrugane te pyrki... Normalnie jakaś masakra!
- A dostałeś kiedyś pyrą w twarz? - rzekł Nikodem.
- Czy panowie uspokoją się w końcu? - odezwał się Szymon.
- Uspokoją, uspokoją! - zawołał Marcel biorąc ziemniaka do ręki. - Ale najpierw nakarmimy Nikodema! - dodał na siłę wpychając bratu całego ziemniaka do buzi.
Jedenastolatek zrobił się cały czerwony. Nie był w stanie przełknąć dużego kartofla. Marcel przycisnął rękę do ust brata. Świetnie się przy tym bawił.
Szymon prędko podniósł się z krzesła. Dziesięciolatek pojął, że żarty się skończyły. Zabrał rękę z ust brata.
- Przepraszam! - zreflektował się.
Nikodem wypluł ziemniaka na swoje dłonie.
- Jesteś debilem! - krzyknął zwracając się do Marcela.
- Chyba ty - odparł młodszy chłopiec.
Szymon popatrzył na synów z namysłem.
- Panowie zjedzą obiad i staną jeden w jednym kącie, a drugi w drugim kącie - rzekł stanowczo.
- Ja nie lubię stać w kącie - szepnął Marcel podpierając się prawą ręką.
- A ja nie lubię, kiedy wyzywacie się od debili - odparł Szymon.
Marcel wziął głęboki oddech. Bez pośpiechu kończył jeść obiad. Również Nikodem nie śpieszył się ze zjedzeniem posiłku.
Daniela, Szymon i Ada byli już dawno po obiedzie. Marcel i Nikodem wciąż grzebali widelcami w swoich talerzach. Ani jednemu ani drugiemu nie uśmiechało się stać w kącie.
- Możemy sobie podarować tę głupią karę? - odezwał się Marcel.
- Właśnie, tato... Możemy? - szepnął Nikodem. - Nie będziemy z Marcelem już się wyzywać.
- W tej chwili, obydwaj, proszę wstać! Możecie sobie wybrać po jednym kącie... Postoicie sobie przez dziesięć minut. Zastanowicie się nad sobą. Może coś dotrze!
- Do Nikodema na pewno nic nie dotrze - rzekł Marcel wchodząc do kąta. Stanął przodem do ściany. - Niko musiałby dostać paskiem na gołą dupę to może coś by do niego dotarło...
Nikodem naburmuszył się. Bez słowa wszedł do kąta.
- Jakby Niko był moim synem, to by teraz dostał lanie na gołą dupę...
- Marcel, skończ już - rzekł Szymon. - Zaraz ty możesz dostać!
Chłopiec wziął głęboki oddech. Uśmiech zszedł mu z twarzy. Schylił nisko głowę.
Po dziesięciu minutach Szymon przywołał do siebie chłopców.
- Jakieś przemyślenia? - spytał patrząc na Nikodema.
- Tak - westchnął chłopiec. - Nie będę więcej razy wyzywał Marcela.
- No, oby było tak, jak mówisz - rzekł Szymon. - A ty, Marcel, przemyślałeś sobie coś?
- No, tak - rzekł malec. - W tym kącie, w którym stałem jest mały pajączek... Chciałem go zabić, ale przemyślałem, że jednak tego nie zrobię... Niech sobie żyje... Może kiedyś urośnie, pójdzie na poddasze i ugryzie Nikodema w dupę, jak Niko będzie spał...
Szymon uśmiechnął się.
- Okej, jesteście wolni - rzekł wstając z kanapy.
Chłopcy wyszli na dwór, zaś Szymon poszedł do sypialni. Daniela leżała na łóżku przykryta cienkim kocem. Spała. Mężczyzna położył się tuż przy niej.
Objął ją w taki sposób, że jego ręce znalazły się na brzuchu ciężarnej.
- Moje dzieciątka - szepnął żonie do ucha.
Daniela nie otworzyła oczu. Uśmiechnęła się przez sen. Szymon to dostrzegł. Ucałował żonę w skroń, po czym zamknąwszy oczy, zasnął.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro