Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pustka

Szymon siedział na korytarzu. Był zmęczony. Marzył o tym, by wrócić do domu, wejść pod koc i zasnąć. Uśmiechnął się na widok Danieli zmierzającej w jego kierunku.
Zbladł, gdy dostrzegł minę małżonki.
- Co się dzieje? Gdzie Marcel? - spytał.
- Marcel nie chciał przyjechać...
- Dlatego płakałaś? Lusia - przytulił ją. - Powiedz, co się dzieje...
- Marcel ci powie... - odparła. - Gdzie Niko?
- Gra z kolegami w karty... Powiem lekarzowi, że zabieram jego pacjenta do domu...
- No, idź... - szepnęła.
Gdy Szymon poszedł do pokoju lekarskiego, Daniela zajrzała do sali numer dwa. Zbliżywszy się do siedzących na łóżku trzech chłopców, ucałowała Nikodema w czoło.
- Dzień dobry - powiedziała.
Chłopiec wyciągnął do niej ręce. Przytuliła go.
- Gramy w wojnę - rzekł Nikodem. - Chłopaki nie mają ze mną szans.
- Jak nie? - zawołał ciemnooki chłopiec. - Ogram cię, jak ostatnio!
- Chciałbyś! A Marcel gdzie?
- Został w domu - odpowiedziała.
- Aaa... Spoko... Chłopaki, ja już nie gram...
Nikodem wstał z łóżka. Wsunął kapcie na nogi. Wyprowadził Danielę na korytarz.
- Mamuś, ja sobie coś przypomniałem...
- Co takiego, skarbie? - spytała.
- Przypomniałem sobie, jak to było z tym moim utonięciem... Mamuś, tata nauczył mnie pływać, jak miałem trzy, czy cztery lata. Ja naprawdę umiem doskonale pływać i w życiu bym się nie utopił... A Marcel... - tu wziął głęboki oddech. - On trzymał mnie za głowę, kiedy nurkowałem... Pamiętam to, bo sobie to przypomniałem.
Daniela spuściła głowę na dół.
- Wiem... To prawda. Ale on nie chciał zrobić ci krzywdy... Wiesz, jaki on jest lekkomyślny... Niko, on nie chciał tego...
- Mamo, nie mów o tym tacie. Tata nie może się o tym dowiedzieć...
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo się wścieknie... Cicho, idzie...
Szymon podszedł do małżonki. Uśmiechnął się do niej.
- No, synu - rzekł zwracając się do Nikodema. - Wracamy do domu. Przynieś torbę...
- Spoko! - zawołał chłopiec. Prędko wbiegł do sali. Pożegnał się z chłopakami. Wyciągnął spod łóżka spakowaną wcześniej torbę.
Daniela chwyciła męża za rękę. Spojrzała mu w oczy. Po głowie chodziły jej słowa Nikodema. Zastanawiała się, jak postąpić... Wiedziała, że jej mąż ma prawo znać prawdę... Z drugiej strony, powiedzenie mu, jak było, nic nie zmieni. Tyle tylko, że Marcel dostanie za swoje i znów przez kilka dni nie będzie się odzywał ani do Danieli, ani do Szymona. Jejku, przecież w gruncie rzeczy, Nikodem jest cały i zdrowy... Może nie warto rozstrzygać, co by było gdyby... Ale, gdyby Szymon nie ratował Nikodema, chłopiec odszedłby bezpowrotnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro