Pustka
Szymon siedział na korytarzu. Był zmęczony. Marzył o tym, by wrócić do domu, wejść pod koc i zasnąć. Uśmiechnął się na widok Danieli zmierzającej w jego kierunku.
Zbladł, gdy dostrzegł minę małżonki.
- Co się dzieje? Gdzie Marcel? - spytał.
- Marcel nie chciał przyjechać...
- Dlatego płakałaś? Lusia - przytulił ją. - Powiedz, co się dzieje...
- Marcel ci powie... - odparła. - Gdzie Niko?
- Gra z kolegami w karty... Powiem lekarzowi, że zabieram jego pacjenta do domu...
- No, idź... - szepnęła.
Gdy Szymon poszedł do pokoju lekarskiego, Daniela zajrzała do sali numer dwa. Zbliżywszy się do siedzących na łóżku trzech chłopców, ucałowała Nikodema w czoło.
- Dzień dobry - powiedziała.
Chłopiec wyciągnął do niej ręce. Przytuliła go.
- Gramy w wojnę - rzekł Nikodem. - Chłopaki nie mają ze mną szans.
- Jak nie? - zawołał ciemnooki chłopiec. - Ogram cię, jak ostatnio!
- Chciałbyś! A Marcel gdzie?
- Został w domu - odpowiedziała.
- Aaa... Spoko... Chłopaki, ja już nie gram...
Nikodem wstał z łóżka. Wsunął kapcie na nogi. Wyprowadził Danielę na korytarz.
- Mamuś, ja sobie coś przypomniałem...
- Co takiego, skarbie? - spytała.
- Przypomniałem sobie, jak to było z tym moim utonięciem... Mamuś, tata nauczył mnie pływać, jak miałem trzy, czy cztery lata. Ja naprawdę umiem doskonale pływać i w życiu bym się nie utopił... A Marcel... - tu wziął głęboki oddech. - On trzymał mnie za głowę, kiedy nurkowałem... Pamiętam to, bo sobie to przypomniałem.
Daniela spuściła głowę na dół.
- Wiem... To prawda. Ale on nie chciał zrobić ci krzywdy... Wiesz, jaki on jest lekkomyślny... Niko, on nie chciał tego...
- Mamo, nie mów o tym tacie. Tata nie może się o tym dowiedzieć...
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Bo się wścieknie... Cicho, idzie...
Szymon podszedł do małżonki. Uśmiechnął się do niej.
- No, synu - rzekł zwracając się do Nikodema. - Wracamy do domu. Przynieś torbę...
- Spoko! - zawołał chłopiec. Prędko wbiegł do sali. Pożegnał się z chłopakami. Wyciągnął spod łóżka spakowaną wcześniej torbę.
Daniela chwyciła męża za rękę. Spojrzała mu w oczy. Po głowie chodziły jej słowa Nikodema. Zastanawiała się, jak postąpić... Wiedziała, że jej mąż ma prawo znać prawdę... Z drugiej strony, powiedzenie mu, jak było, nic nie zmieni. Tyle tylko, że Marcel dostanie za swoje i znów przez kilka dni nie będzie się odzywał ani do Danieli, ani do Szymona. Jejku, przecież w gruncie rzeczy, Nikodem jest cały i zdrowy... Może nie warto rozstrzygać, co by było gdyby... Ale, gdyby Szymon nie ratował Nikodema, chłopiec odszedłby bezpowrotnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro