Przyjaciel Misiu
Podszedłem do okna. Patrzyłem, jak Marek wsiada do auta i odjeżdża... Nie chciałem mu zniszczyć auta. Jejku, nie wiem, co mi strzeliło do głowy, żeby pisać kluczykiem po jego samochodzie... Nie przemyślałem tego...
Często robię coś bezmyślnie... Kiedyś przejechałem złotówką po aucie taty. Nie wygiął mi wtedy ręki... Powiedział mi tylko, że wie, że to moja sprawka... Nie naskarżył nawet na mnie mamie... To było dawno temu, ale świetnie to pamiętam...
Innym razem rzuciłem kamieniem w jego auto... Tym razem też nie szarpał mną tak jak Marek. Nie oberwałem za to. Tak samo, jak nie oberwałem za przebicie mu koła w aucie...
Zacząłem nad tym wszystkim rozmyślać i dotarło do mnie, że mam naprawdę kochanego tatę. Nie zamienię go na żadnego Marka ani fujarka.
Pewnie nigdy mu o tym nie powiem, ale chciałbym być taki jak on. Przez niego nawet polubiłem trochę matmę.
Pomyślałem, że powtórzę sobie tabliczkę mnożenia... Podszedłem do regału z książkami. Jejku, lekko skierowałem rękę w stronę podręcznika... Jak to mnie zabolało! Rozpłakałem się, ale nie poszedłem do mamy ani do taty. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Położyłem się na łóżku. Zacisnąłem powieki. Pojęczałem przez chwilę.
Nie mogłem wytrzymać z bólu. Usiadłem na łóżku i wtedy zobaczyłem, jak uchylają się drzwi od mojego pokoju.
Pomyślałem sobie, że to pewnie Ada obudziła się w końcu i przyszła po swoje ubrania... Ale to nie była Ada. Po chwili do mojego pokoju wszedł... Uwaga... Misiu! Merdał wesoło ogonem. Wskoczył na łóżko. Zaczął lizać mnie po twarzy. Mój kochany przyjaciel...
Zastanowiło mnie to, kto wpuścił go do mnie do pokoju. Podniosłem się z łóżka. Podszedłem do drzwi. Mały korytarzyk był pusty. Nikogo nie było, ale ja i tak swoje wiem... To tata przyniósł mi Misia... Chciał, żebym się rozweselił, bo nie może patrzeć na mnie, kiedy jestem smutny. Dzięki, tatuś!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro