"Przepraszam"
Nikodem leżał na wznak. Odpoczywał. Wciąż pobolewała go głowa. Daniela siedziała przy jego łóżku. Głaskała chłopca po jasnej grzywce.
Na widok wchodzącego do sali Szymona, odetchnęła z ulgą. Mężczyzna ucałował żonę i syna. Od razu zauważył, że Daniela jest zmęczona, wręcz wyczerpana. Miała podpuchnięte, mętne oczy.
- Dobrze, że jesteście - odezwała się.
Szymon pogłaskał Nikodema po głowie.
- Rozmawiałaś z lekarzem? - spytał spoglądając na żonę.
- Tak, nic nowego nie powiedział... Tyle tylko, że Nikodem musi wypoczywać... Nasz biedny Nikuś - dodała uśmiechając się do chłopca.
- Mama, a czy możesz wyjść? - odezwał się Marcel.
Danielę zamurowało. Popatrzyła na dziecko z niedowierzaniem.
- Marcel, czy ty się dobrze czujesz dziecko? - rzekł Szymon ciągnąc chłopca ku sobie. Przyłożył rękę do czoła syna. - Ty chyba masz gorączkę... Majaczysz...
- Wcale nie, mamuś wyjdź... Chciałem pogadać z Nikodemem, a ty mi przeszkadzasz - szepnął chłopiec nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu pokaże bratu swój nowy scyzoryk.
- Chodź, Szymon... Wyjdźmy... - odezwała się.
- Jakby co, to tata może zostać... Tylko ty musisz wyjść... - rzekł Marcel. - Ada też może zostać...
Daniela zacisnęła zęby. Z nerwami wyszła z sali. Szymon poszedł za nią.
Marcel ucieszył się. Usiadł na łóżku obok Nikodema.
- Zrobiłeś mamie przykrość - odezwał się jasnowłosy chłopiec.
- Przejdzie jej - rzekł Marcel. - Chciałem ci coś pokazać, a mama nie może tego zobaczyć... Zamknij czy. A Ada, stój na czatach, żeby mama nie weszła...
- Spadaj - odpowiedziała nastolatka.
Marcel wsunął rękę do kieszeni. Po chwili trzymał w dłoni nowy scyzoryk.
- I co? Super, nie? - rzekł z błyskiem w oczach.
Nikodem zamknął oczy.
- Będę spał... - rzekł.
- A ty, Marcel, pójdziesz i przeprosisz ciocię... - odezwała się Ada.
Chłopiec wybuchnął śmiechem. Nie mógł się uspokoić.
- Jesteś mega walnięta... Nie będę nikogo przepraszał...
- Więc wujek dowie się o twoim rysunku - zakomunikowała.
Marcelowi spoważniała mina. Podrapał się po głowie.
- Ada, nie bądź taka... - westchnął.
- Ciesz się, że nie każę ci przepraszać cioci na kolanach - odparła z uśmiechem na twarzy.
Marcel zacisnął prawą rękę w piąstkę. Uderzył kuzynkę w brzuch. Dziewczynka momentalnie trzasnęła Marcela najpierw w jeden, a po chwili także i w drugi policzek. Chłopiec naburmuszył się. Łzy stanęły mu w oczach.
Adriana nie zamierzała na tym poprzestać.
- Za chwilę się rozpłaczę - oświadczyła. - Gdy wrócą ciocia z wujkiem powiem im, że płaczę dlatego, że uderzyłeś mnie w brzuch i bardzo mnie to teraz boli...
Marcel pociągnął nosem.
- Niko zrób coś... To wariatka, a jej miejsce jest w wariatkowie... - westchnął. - Ada, nie bądź taka, no...
Adriana chwyciła Marcela za obydwa ramiona. Na siłę zaciągnęła go pod same drzwi.
- Pójdziesz i przeprosisz ciocię - powiedziała wypychając chłopca na szpitalny korytarz. Sama, oparła się o ścianę, by podsłuchać jego rozmowę z matką.
Chłopiec minę miał nietęgą. Zbliżył się do siedzących na ławce rodziców. Popatrzył na mamę.
- Co chciałeś? - odezwała się Daniela.
- No co, no? - westchnął wzruszając ramionami. - Głupio postąpiłem - dodał spuszczając głowę na dół.
Daniela spojrzała na syna z namysłem.
- Marcel, wracaj do Nikodema... Tak pilnie chciałeś z nim porozmawiać... Korzystaj, póki jestem tutaj...
Dzieciak odwrócił się w kierunku kuzynki. Przegryzł zębami dolną wargę.
- No, przepraszam - szepnął.
Szymon uśmiechnął się. Daniela była tak zmęczona, że słowa syna nie zrobiły na niej absolutnie żadnego wrażenia.
- To wszystko? Jeśli tak, to zmykaj do Nikodema - powiedziała pochylając głowę na dół.
Marcel uczynił dwa kroki w tył, po czym odwróciwszy się, pobiegł do sali, w której leżał jego brat.
Szymon chciał go cofnąć, przypomnieć mu, że nie biega się po szpitalu. Powstrzymał się jednak. Objął żonę ramieniem. Ucałował ją w czoło.
- Zrobimy tak - szepnął. - Zawiozę ciebie, Adę i Marcela do mamy. Wykąpiesz się, prześpisz, najesz... Mama przypilnuje dzieciaków.
- Nie da sobie rady z Marcelem...
- Kto? Mama? Nie znasz mojej mamy... Poradziła sobie ze mną, jak byłem mały to i z Marcelem da sobie radę - zaśmiał się. - Odpoczniesz i dopiero wtedy odwiozę was do Zajezierza... Jasne?
- Nie mów do mnie, jak do Marcela - odezwała się.
Szymon uśmiechnął się. Ucałował małżonkę.
- Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Zostawimy Adę i Marcela mamie na wakacjach... Niech sobie przypomni, jak to jest mieć w domu dzieci...
- Szymon... Przestań...
- Jest babcią czy nie? Może nam trochę pomóc. Tym bardziej, że Niko w szpitalu, a ty w ciąży... No, rozchmurz się... Decyzja podjęta. Lecę po dzieciaków. Czekaj tu na nas, okej?
- Okej - szepnęła poprawiając sobie kitkę.
Szymon wszedł do sali naprzeciw. Nikodem spał. Ada i Marcel siedzieli obok siebie na parapecie. Nie odzywali się do siebie.
Mężczyzna ruchem głowy przywołał ich do siebie. Gdy Marcel stał już przy ojcu, ten chwycił syna za przedramię.
- Masz szczęście, że przeprosiłeś - rzekł mężczyzna. - Jeszcze raz odezwiesz się do mamy w taki bezczelny sposób, a zatłukę. Zrozumiałeś?
Malec kiwnął głową. Ada uśmiechnęła się.
- Dokąd idziemy? - odezwała się dziewczynka.
- Jedziemy do babci Danki... - oznajmił kierując dzieci w stronę Danieli.
- Jacie... Jedziemy do domu dziadka Franka, w którym rządzi babcia Danka! - zaśmiał się chłopiec.
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał chłopca po głowie.
- Dokładnie tak, jak mówisz - rzekł uśmiechając się do żony. - Dokładnie tak...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro