Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

"Przepraszam"

Nikodem leżał na wznak. Odpoczywał. Wciąż pobolewała go głowa. Daniela siedziała przy jego łóżku. Głaskała chłopca po jasnej grzywce.
Na widok wchodzącego do sali Szymona, odetchnęła z ulgą. Mężczyzna ucałował żonę i syna. Od razu zauważył, że Daniela jest zmęczona, wręcz wyczerpana. Miała podpuchnięte, mętne oczy.
- Dobrze, że jesteście - odezwała się.
Szymon pogłaskał Nikodema po głowie.
- Rozmawiałaś z lekarzem? - spytał spoglądając na żonę.
- Tak, nic nowego nie powiedział... Tyle tylko, że Nikodem musi wypoczywać... Nasz biedny Nikuś - dodała uśmiechając się do chłopca.
- Mama, a czy możesz wyjść? - odezwał się Marcel.
Danielę zamurowało. Popatrzyła na dziecko z niedowierzaniem.
- Marcel, czy ty się dobrze czujesz dziecko? - rzekł Szymon ciągnąc chłopca ku sobie. Przyłożył rękę do czoła syna. - Ty chyba masz gorączkę... Majaczysz...
- Wcale nie, mamuś wyjdź... Chciałem pogadać z Nikodemem, a ty mi przeszkadzasz - szepnął chłopiec nie mogąc się doczekać, kiedy w końcu pokaże bratu swój nowy scyzoryk.
- Chodź, Szymon... Wyjdźmy... - odezwała się.
- Jakby co, to tata może zostać... Tylko ty musisz wyjść... - rzekł Marcel. - Ada też może zostać...
Daniela zacisnęła zęby. Z nerwami wyszła z sali. Szymon poszedł za nią.
Marcel ucieszył się. Usiadł na łóżku obok Nikodema.
- Zrobiłeś mamie przykrość - odezwał się jasnowłosy chłopiec.
- Przejdzie jej - rzekł Marcel. - Chciałem ci coś pokazać, a mama nie może tego zobaczyć... Zamknij czy. A Ada, stój na czatach, żeby mama nie weszła...
- Spadaj - odpowiedziała nastolatka.
Marcel wsunął rękę do kieszeni. Po chwili trzymał w dłoni nowy scyzoryk.
- I co? Super, nie? - rzekł z błyskiem w oczach.
Nikodem zamknął oczy.
- Będę spał... - rzekł.
- A ty, Marcel, pójdziesz i przeprosisz ciocię... - odezwała się Ada.
Chłopiec wybuchnął śmiechem. Nie mógł się uspokoić.
- Jesteś mega walnięta... Nie będę nikogo przepraszał...
- Więc wujek dowie się o twoim rysunku - zakomunikowała.
Marcelowi spoważniała mina. Podrapał się po głowie.
- Ada, nie bądź taka... - westchnął.
- Ciesz się, że nie każę ci przepraszać cioci na kolanach - odparła z uśmiechem na twarzy.
Marcel zacisnął prawą rękę w piąstkę. Uderzył kuzynkę w brzuch. Dziewczynka momentalnie trzasnęła Marcela najpierw w jeden, a po chwili także i w drugi policzek. Chłopiec naburmuszył się. Łzy stanęły mu w oczach.
Adriana nie zamierzała na tym poprzestać.
- Za chwilę się rozpłaczę - oświadczyła. - Gdy wrócą ciocia z wujkiem powiem im, że płaczę dlatego, że uderzyłeś mnie w brzuch i bardzo mnie to teraz boli...
Marcel pociągnął nosem.
- Niko zrób coś... To wariatka, a jej miejsce jest w wariatkowie... - westchnął. - Ada, nie bądź taka, no...
Adriana chwyciła Marcela za obydwa ramiona. Na siłę zaciągnęła go pod same drzwi.
- Pójdziesz i przeprosisz ciocię - powiedziała wypychając chłopca na szpitalny korytarz. Sama, oparła się o ścianę, by podsłuchać jego rozmowę z matką.
Chłopiec minę miał nietęgą. Zbliżył się do siedzących na ławce rodziców. Popatrzył na mamę.
- Co chciałeś? - odezwała się Daniela.
- No co, no? - westchnął wzruszając ramionami. - Głupio postąpiłem - dodał spuszczając głowę na dół.
Daniela spojrzała na syna z namysłem.
- Marcel, wracaj do Nikodema... Tak pilnie chciałeś z nim porozmawiać... Korzystaj, póki jestem tutaj...
Dzieciak odwrócił się w kierunku kuzynki. Przegryzł zębami dolną wargę.
- No, przepraszam - szepnął.
Szymon uśmiechnął się. Daniela była tak zmęczona, że słowa syna nie zrobiły na niej absolutnie żadnego wrażenia.
- To wszystko? Jeśli tak, to zmykaj do Nikodema - powiedziała pochylając głowę na dół.
Marcel uczynił dwa kroki w tył, po czym odwróciwszy się, pobiegł do sali, w której leżał jego brat.
Szymon chciał go cofnąć, przypomnieć mu, że nie biega się po szpitalu. Powstrzymał się jednak. Objął żonę ramieniem. Ucałował ją w czoło.
- Zrobimy tak - szepnął. - Zawiozę ciebie, Adę i Marcela do mamy. Wykąpiesz się, prześpisz, najesz... Mama przypilnuje dzieciaków.
- Nie da sobie rady z Marcelem...
- Kto? Mama? Nie znasz mojej mamy... Poradziła sobie ze mną, jak byłem mały to i z Marcelem da sobie radę - zaśmiał się. - Odpoczniesz i dopiero wtedy odwiozę was do Zajezierza... Jasne?
- Nie mów do mnie, jak do Marcela - odezwała się.
Szymon uśmiechnął się. Ucałował małżonkę.
- Albo mam jeszcze lepszy pomysł. Zostawimy Adę i Marcela mamie na wakacjach... Niech sobie przypomni, jak to jest mieć w domu dzieci...
- Szymon... Przestań...
- Jest babcią czy nie? Może nam trochę pomóc. Tym bardziej, że Niko w szpitalu, a ty w ciąży... No, rozchmurz się... Decyzja podjęta. Lecę po dzieciaków. Czekaj tu na nas, okej?
- Okej - szepnęła poprawiając sobie kitkę.
Szymon wszedł do sali naprzeciw. Nikodem spał. Ada i Marcel siedzieli obok siebie na parapecie. Nie odzywali się do siebie.
Mężczyzna ruchem głowy przywołał ich do siebie. Gdy Marcel stał już przy ojcu, ten chwycił syna za przedramię.
- Masz szczęście, że przeprosiłeś - rzekł mężczyzna. - Jeszcze raz odezwiesz się do mamy w taki bezczelny sposób, a zatłukę. Zrozumiałeś?
Malec kiwnął głową. Ada uśmiechnęła się.
- Dokąd idziemy? - odezwała się dziewczynka.
- Jedziemy do babci Danki... - oznajmił kierując dzieci w stronę Danieli.
- Jacie... Jedziemy do domu dziadka Franka, w którym rządzi babcia Danka! - zaśmiał się chłopiec.
Szymon uśmiechnął się. Pogłaskał chłopca po głowie.
- Dokładnie tak, jak mówisz - rzekł uśmiechając się do żony. - Dokładnie tak...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro