Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przekonanie

Tuż za olbrzymią tężnią znajdowały się przybarowe stoliki. Na ich widok Marcel szeroko się uśmiechnął.
- Nawet nie wiecie, jak bolą mnie nogi od chodzenia - westchnął. - I chyba jestem odwodniony...
Szymon głośno się zaśmiał.
- Tam jest jakaś kawiarnia - odezwała się Daniela. - Może kupimy dziecku coś do picia zanim trzeba będzie z nim jechać na pogotowie.
Marcel i Nikodem pobiegli zająć stolik. Dziesięciolatek jako pierwszy uderzył ręką w biały blat.
- Niko, nigdy nie będziesz szybszy ode mnie! - rzekł siadając na plastikowym krześle.
Po chwili do chłopców dołączyła reszta rodziny.
- Co wam zamówić? Chcecie po zapiekance? - odezwał się Szymon.
- Ja chcę loda i jakieś picie - odezwał się Marcel. - Stanę w kolejce!
Ada i Nikodem pobiegli za Marcelem. Szymon i Daniela spojrzeli sobie w oczy. Oboje w tym samym momencie uśmiechnęli się do siebie.
- Skarbie, przyniesiesz mi loda?
- Pewnie - odpowiedział. - Jaki smak?
- Śmietankowy - odpowiedziała.
- Dobrze. Idę, bo widzę, że za moment nasza kolejka.
Po chwili dzieciaki wraz z Szymonem podeszli do Danieli. Rozsiedli się na ogrodowych krzesłach.
- Ja mam truskawkowy - odezwał się Nikodem.
- A ja mam gumę balonową - rzekł Marcel. - Mamo, chcesz spróbować?
- Nie... Wolę śmietankowy - odpowiedziała.
Nikodem spojrzał na Adę, uśmiechnął się do niej.
- Powiem to, okej? - spytał ją po chwili.
Dziewczynka zawstydziła się.
- Bo Ada chciałaby wiedzieć, jak się poznaliście... - oznajmił chłopiec.
Szymon i Daniela spojrzeli sobie w oczy. Mężczyzna objął żonę ramieniem.
- To... - zaczął.
- To ja opowiem! - odparł Marcel przerywając ojcu w połowie słowa. - To było tak, że poszedłem do nowej szkoły... Już pierwszego września się mnie czepiał! Wiesz o co? O gumę do żucia!
Ada niewiele zrozumiała z wypowiedzi Marcela. Szymon postanowił rozjaśnić jej tę sprawę.
- Uczę Marcela matematyki i jestem jego wychowawcą... - oznajmił.
- O, jacie! - zawołała nastolatka. - A ja w sierpniu... Nie ważne... - zawahała się.
- Co w sierpniu? - spytał.
- No, jakoś tak wyszło... - westchnęła.
- Co wyszło?
- Egzamin mam, komisyjny... Z matmy właśnie... - wyznała spuszczając głowę na dół.
- Żartujesz sobie. Nie wierzę ci.
- Ada! - odezwała się Daniela. - Miałaś pałę na koniec roku z matmy?
- No - przyznała.
Szymon podrapał się z tyłu głowy.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - spytała czternastolatka.
- Aduś, słońce... Tak mówi do ciebie ciocia, prawda? - rzekł Szymon. - Którego sierpnia będziesz miała ten egzamin?
- Dwudziestego - odpowiedziała dziewczynka.
- Uczyłaś się już trochę?
- No, nie - przyznała.
- Należałoby przerobić z tobą materiał z siódmej klasy, tak?
- No, tak... Wujku, spokojnie. Dam radę. Pouczę się trochę i jakoś to zaliczę.
- Tata jest dobry z matmy. Może cię pouczyć, co nie, tato? - odezwał się Marcel.
- Przygotuję cię do tego egzaminu - rzekł Szymon.
- Wujku, nie...
- Aduś, błagam cię! Chcesz przez niecały miesiąc sama nauczyć się tego, czego nie nauczyłaś się przez rok z pomocą nauczyciela? Taka jesteś zdolna?
- Tata, nie czepiaj się Ady! - rzekł Marcel.
- Możemy nie gadać o matmie? - odezwała się dziewczynka. - Nie potrzebnie powiedziałam o tym egzaminie...
- Bardzo dobrze się stało, że o tym powiedziałaś... Trochę się razem pouczymy, zaliczysz ten egzamin i przejdziesz do następnej klasy - rzekł Szymon.
- Dobra, przestańcie już o tym gadać - rzekł Marcel patrząc z byka na ojca. - Miałem opowiedzieć, jak się poznaliście! To opowiem... Tata od początku był czepialski i upierdliwy, co nie mamo? Powiedz, że już drugiego września przywiózł mnie ze szkoły do domu!
- No! Tak właśnie było! - odezwała się Daniela. - Mieszkaliśmy tam dopiero od tygodnia. Mieliśmy powyrywane wszystkie gniazdka a wujek nam je naprawił... - oznajmiła wsuwając palce we włosy męża.
- Szkoda, że go prąd nie kopnął! - zaśmiał się Marcel. - Wiesz, jak mi działał na nerwy?
- Co? Marcel, nie zmyślaj! - rzekł Szymon.
- Wciąż się mnie czepiał. A to, że coś sobie rysowałem... A to, że nie miałem pracy domowej... A to, że walnąłem Mateusza... Raz pobiliśmy się z Nikodemem.
- Nie przypominaj mi - szepnął jedenastolatek.
- Tata cię wtedy wyprowadził z klasy. Pamiętam. I wziął tą dużą linijkę. Dostałeś nią wtedy po dupie?
- No, dostałem - przyznał chłopiec spoglądając na ojca.
Marcel uśmiechnął się.
- Dobrze ci tak. Nie trzeba było mnie bić!
- Właśnie, że to było niesprawiedliwe! - wybuchnął Nikodem. - Ja tylko broniłem przed tobą Kornela!
- Kto ci kazał?! Po co się wtrącałeś?! Oni zabrali mi zeszyt z rysunkami i sobie nim rzucali. Debile myśleli, że będę za nimi biegał w tę i z powrotem. A ja wziąłem tą linijkę i zdzieliłem Mateuszowi w brzuch! Poryczał się...
- Marcel! A jak wylaliśmy pomyje na jego matkę?! - zawołał Nikodem wybuchając śmiechem.
- Chłopaki, bawią was te sytuacje? - zdziwił się Szymon.
Adriana uśmiechnęła się.
- No bawią! A ty, taki wszystko wiedzący, a nie wiesz, co z Nikodemem zrobiliśmy! - rzekł Marcel śmiejąc się Szymonowi w twarz.
- Marcel, nie mów tego! - wrzasnął Nikodem.
- Właśnie, że powiem! Następnego dnia miałeś zdziwko, że samochód w garażu ma przebite koło, co? - spytał wybuchając śmiechem.
- Przebiliście mi koło w aucie?!
- A, bo to raz?! - rzekł Marcel ze śmiechu trzymając się za brzuch.
- No, ciekawych rzeczy się tu dowiaduję - odezwała się Daniela.
- Najlepsze, jak przerysowałem tacie auto złotówką... Myślałem, że Niko mnie wydał, ale wtedy jeszcze Nikodem nie był paplą...
- Od początku widziałem, że ty to zrobiłeś, ale dla pewności sprawdziłem nagranie z monitoringu - rzekł Szymon.
Marcel zrobił zeza.
- Sorka - rzekł po chwili.
- Spoko. Już mnie za to przeprosiłeś...
- Nie przypominaj mi...
- No, Aduś... Teraz wiesz, jak poznałam się z wujkiem? Wszystko przez Marcela!
- Powinnaś mi teraz podziękować za to... - rzekł chłopiec.
Szymon zastanowił się przez moment. Zebrał się na odwagę.
- Marcel, powiedz mi, synek, kiedy się do mnie przekonałeś, co? - spytał.
- Nie powiem ci tego!
- Marcel, powiedz.
- No... Jeszcze się do ciebie nie przekonałem do końca - zaśmiał się chłopiec. - Nie, no... Byłem zły na ciebie, bo odbierałeś mi moją mamę... A mama pozwalała ci mnie pouczać... No i się przez to wściekałem... Ale kiedy zobaczyłem, jak Marek odzywa się do mamy i jak ją popycha, to wtedy sobie zacząłem układać w głowie parę rzeczy... Przy tobie mama zawsze była zadowolona i uśmiechnięta... Nigdy jej nie popchnąłeś ani nawet na nią nie krzyczałeś... A przez Marka wciąż płakała... - wyznał.
Szymon objął żonę ramieniem. Daniela zarumieniła się. Nie przypuszczała, że jej syn ma takie przemyślenia.
- A później byłem sam w domu i przyszedł Marek. Nie wiedziałem, co robić. On dobijał się do nas i chciał wyważyć drzwi... Zadzwoniłem do ciebie, a ty go stamtąd przegoniłeś. To było mega!
- I wtedy się do mnie przekonałeś? - spytał Szymon.
- Nie... Ale prawie... Pamiętasz, jak byliśmy w Zajezierzu i pobiegliśmy z Nikodemem na molo, i wpadłem do wody?
- Tak...
- To, masz odpowiedź na swoje pytanie - szepnął chłopiec.
Szymon uśmiechnął się. Przypomniał sobie, jak zajął się wówczas Marcelem. Rozebrał go. Wytarł ręcznikiem, przykrył kocem. Zaprowadził na fotel stojący tuż przy rozgrzanym kominku. Podał mu herbatę z miodem i cytryną.
Szymon nie przypuszczał, że to jak się wtedy zachował, wywoła w umyśle dziecka tak pozytywną burzę emocji.
- Chodź do mnie, smyku - rzekł wyciągając rękę do chłopca.
Malec pośpiesznie przytulił się do taty. Szymon pogłaskał go ręką po policzku.
- A za przebicie mi opony w aucie...
- Tato, nie! - zawołał chłopiec. - To jest przedawnione!
- Ja ci zaraz dam, przedawnione! - zaśmiał się Szymon. - Wrócimy do domu i będziesz się uczył tabliczki. Jasne?
- Ciemne! - odparł chłopiec siadając u ojca na kolanach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro