Przekonanie
Tuż za olbrzymią tężnią znajdowały się przybarowe stoliki. Na ich widok Marcel szeroko się uśmiechnął.
- Nawet nie wiecie, jak bolą mnie nogi od chodzenia - westchnął. - I chyba jestem odwodniony...
Szymon głośno się zaśmiał.
- Tam jest jakaś kawiarnia - odezwała się Daniela. - Może kupimy dziecku coś do picia zanim trzeba będzie z nim jechać na pogotowie.
Marcel i Nikodem pobiegli zająć stolik. Dziesięciolatek jako pierwszy uderzył ręką w biały blat.
- Niko, nigdy nie będziesz szybszy ode mnie! - rzekł siadając na plastikowym krześle.
Po chwili do chłopców dołączyła reszta rodziny.
- Co wam zamówić? Chcecie po zapiekance? - odezwał się Szymon.
- Ja chcę loda i jakieś picie - odezwał się Marcel. - Stanę w kolejce!
Ada i Nikodem pobiegli za Marcelem. Szymon i Daniela spojrzeli sobie w oczy. Oboje w tym samym momencie uśmiechnęli się do siebie.
- Skarbie, przyniesiesz mi loda?
- Pewnie - odpowiedział. - Jaki smak?
- Śmietankowy - odpowiedziała.
- Dobrze. Idę, bo widzę, że za moment nasza kolejka.
Po chwili dzieciaki wraz z Szymonem podeszli do Danieli. Rozsiedli się na ogrodowych krzesłach.
- Ja mam truskawkowy - odezwał się Nikodem.
- A ja mam gumę balonową - rzekł Marcel. - Mamo, chcesz spróbować?
- Nie... Wolę śmietankowy - odpowiedziała.
Nikodem spojrzał na Adę, uśmiechnął się do niej.
- Powiem to, okej? - spytał ją po chwili.
Dziewczynka zawstydziła się.
- Bo Ada chciałaby wiedzieć, jak się poznaliście... - oznajmił chłopiec.
Szymon i Daniela spojrzeli sobie w oczy. Mężczyzna objął żonę ramieniem.
- To... - zaczął.
- To ja opowiem! - odparł Marcel przerywając ojcu w połowie słowa. - To było tak, że poszedłem do nowej szkoły... Już pierwszego września się mnie czepiał! Wiesz o co? O gumę do żucia!
Ada niewiele zrozumiała z wypowiedzi Marcela. Szymon postanowił rozjaśnić jej tę sprawę.
- Uczę Marcela matematyki i jestem jego wychowawcą... - oznajmił.
- O, jacie! - zawołała nastolatka. - A ja w sierpniu... Nie ważne... - zawahała się.
- Co w sierpniu? - spytał.
- No, jakoś tak wyszło... - westchnęła.
- Co wyszło?
- Egzamin mam, komisyjny... Z matmy właśnie... - wyznała spuszczając głowę na dół.
- Żartujesz sobie. Nie wierzę ci.
- Ada! - odezwała się Daniela. - Miałaś pałę na koniec roku z matmy?
- No - przyznała.
Szymon podrapał się z tyłu głowy.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - spytała czternastolatka.
- Aduś, słońce... Tak mówi do ciebie ciocia, prawda? - rzekł Szymon. - Którego sierpnia będziesz miała ten egzamin?
- Dwudziestego - odpowiedziała dziewczynka.
- Uczyłaś się już trochę?
- No, nie - przyznała.
- Należałoby przerobić z tobą materiał z siódmej klasy, tak?
- No, tak... Wujku, spokojnie. Dam radę. Pouczę się trochę i jakoś to zaliczę.
- Tata jest dobry z matmy. Może cię pouczyć, co nie, tato? - odezwał się Marcel.
- Przygotuję cię do tego egzaminu - rzekł Szymon.
- Wujku, nie...
- Aduś, błagam cię! Chcesz przez niecały miesiąc sama nauczyć się tego, czego nie nauczyłaś się przez rok z pomocą nauczyciela? Taka jesteś zdolna?
- Tata, nie czepiaj się Ady! - rzekł Marcel.
- Możemy nie gadać o matmie? - odezwała się dziewczynka. - Nie potrzebnie powiedziałam o tym egzaminie...
- Bardzo dobrze się stało, że o tym powiedziałaś... Trochę się razem pouczymy, zaliczysz ten egzamin i przejdziesz do następnej klasy - rzekł Szymon.
- Dobra, przestańcie już o tym gadać - rzekł Marcel patrząc z byka na ojca. - Miałem opowiedzieć, jak się poznaliście! To opowiem... Tata od początku był czepialski i upierdliwy, co nie mamo? Powiedz, że już drugiego września przywiózł mnie ze szkoły do domu!
- No! Tak właśnie było! - odezwała się Daniela. - Mieszkaliśmy tam dopiero od tygodnia. Mieliśmy powyrywane wszystkie gniazdka a wujek nam je naprawił... - oznajmiła wsuwając palce we włosy męża.
- Szkoda, że go prąd nie kopnął! - zaśmiał się Marcel. - Wiesz, jak mi działał na nerwy?
- Co? Marcel, nie zmyślaj! - rzekł Szymon.
- Wciąż się mnie czepiał. A to, że coś sobie rysowałem... A to, że nie miałem pracy domowej... A to, że walnąłem Mateusza... Raz pobiliśmy się z Nikodemem.
- Nie przypominaj mi - szepnął jedenastolatek.
- Tata cię wtedy wyprowadził z klasy. Pamiętam. I wziął tą dużą linijkę. Dostałeś nią wtedy po dupie?
- No, dostałem - przyznał chłopiec spoglądając na ojca.
Marcel uśmiechnął się.
- Dobrze ci tak. Nie trzeba było mnie bić!
- Właśnie, że to było niesprawiedliwe! - wybuchnął Nikodem. - Ja tylko broniłem przed tobą Kornela!
- Kto ci kazał?! Po co się wtrącałeś?! Oni zabrali mi zeszyt z rysunkami i sobie nim rzucali. Debile myśleli, że będę za nimi biegał w tę i z powrotem. A ja wziąłem tą linijkę i zdzieliłem Mateuszowi w brzuch! Poryczał się...
- Marcel! A jak wylaliśmy pomyje na jego matkę?! - zawołał Nikodem wybuchając śmiechem.
- Chłopaki, bawią was te sytuacje? - zdziwił się Szymon.
Adriana uśmiechnęła się.
- No bawią! A ty, taki wszystko wiedzący, a nie wiesz, co z Nikodemem zrobiliśmy! - rzekł Marcel śmiejąc się Szymonowi w twarz.
- Marcel, nie mów tego! - wrzasnął Nikodem.
- Właśnie, że powiem! Następnego dnia miałeś zdziwko, że samochód w garażu ma przebite koło, co? - spytał wybuchając śmiechem.
- Przebiliście mi koło w aucie?!
- A, bo to raz?! - rzekł Marcel ze śmiechu trzymając się za brzuch.
- No, ciekawych rzeczy się tu dowiaduję - odezwała się Daniela.
- Najlepsze, jak przerysowałem tacie auto złotówką... Myślałem, że Niko mnie wydał, ale wtedy jeszcze Nikodem nie był paplą...
- Od początku widziałem, że ty to zrobiłeś, ale dla pewności sprawdziłem nagranie z monitoringu - rzekł Szymon.
Marcel zrobił zeza.
- Sorka - rzekł po chwili.
- Spoko. Już mnie za to przeprosiłeś...
- Nie przypominaj mi...
- No, Aduś... Teraz wiesz, jak poznałam się z wujkiem? Wszystko przez Marcela!
- Powinnaś mi teraz podziękować za to... - rzekł chłopiec.
Szymon zastanowił się przez moment. Zebrał się na odwagę.
- Marcel, powiedz mi, synek, kiedy się do mnie przekonałeś, co? - spytał.
- Nie powiem ci tego!
- Marcel, powiedz.
- No... Jeszcze się do ciebie nie przekonałem do końca - zaśmiał się chłopiec. - Nie, no... Byłem zły na ciebie, bo odbierałeś mi moją mamę... A mama pozwalała ci mnie pouczać... No i się przez to wściekałem... Ale kiedy zobaczyłem, jak Marek odzywa się do mamy i jak ją popycha, to wtedy sobie zacząłem układać w głowie parę rzeczy... Przy tobie mama zawsze była zadowolona i uśmiechnięta... Nigdy jej nie popchnąłeś ani nawet na nią nie krzyczałeś... A przez Marka wciąż płakała... - wyznał.
Szymon objął żonę ramieniem. Daniela zarumieniła się. Nie przypuszczała, że jej syn ma takie przemyślenia.
- A później byłem sam w domu i przyszedł Marek. Nie wiedziałem, co robić. On dobijał się do nas i chciał wyważyć drzwi... Zadzwoniłem do ciebie, a ty go stamtąd przegoniłeś. To było mega!
- I wtedy się do mnie przekonałeś? - spytał Szymon.
- Nie... Ale prawie... Pamiętasz, jak byliśmy w Zajezierzu i pobiegliśmy z Nikodemem na molo, i wpadłem do wody?
- Tak...
- To, masz odpowiedź na swoje pytanie - szepnął chłopiec.
Szymon uśmiechnął się. Przypomniał sobie, jak zajął się wówczas Marcelem. Rozebrał go. Wytarł ręcznikiem, przykrył kocem. Zaprowadził na fotel stojący tuż przy rozgrzanym kominku. Podał mu herbatę z miodem i cytryną.
Szymon nie przypuszczał, że to jak się wtedy zachował, wywoła w umyśle dziecka tak pozytywną burzę emocji.
- Chodź do mnie, smyku - rzekł wyciągając rękę do chłopca.
Malec pośpiesznie przytulił się do taty. Szymon pogłaskał go ręką po policzku.
- A za przebicie mi opony w aucie...
- Tato, nie! - zawołał chłopiec. - To jest przedawnione!
- Ja ci zaraz dam, przedawnione! - zaśmiał się Szymon. - Wrócimy do domu i będziesz się uczył tabliczki. Jasne?
- Ciemne! - odparł chłopiec siadając u ojca na kolanach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro