Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prezent od Marcela 3

Nikodem wszystko sobie przemyślał. Postanowił zrobić wszystko, by jeszcze dzisiaj wrócić do domu. Gdy tylko Ada i Daniela wyszły z pokoju, chłopiec wstał z łóżka i zabrał się za pakowanie wszystkich swoich rzeczy.
- Idziesz do domu? - odezwał we leżący na sąsiednim łóżku Korneliusz.
- Tak - rzekł Nikodem. - Zaraz tata po mnie przyjedzie. Chcesz? Mogę dać ci moje soki?
- No, chcę - rzekł ośmioletni Korneliusz. - Ty to masz fajnie... Też bym chciał iść do domu...
Nikodem wrzucił do torby ostatni ręcznik, po czym zdjąwszy piżamę, ubrał jeansy, koszulkę w kolorowe kleksy i tenisówki. Usiadł na łóżku. Niespokojnie spoglądał na zegarek.  Nie mógł się doczekać przyjazdu ojca.
Drzwi od sali się otworzyły. W futrynie stanęła Daniela.
- Nikodem, dlaczego ty masz na sobie spodnie i koszulkę, co? - spytała.
- Bo wychodzę do domu... - oznajmił.
- Kto ci to powiedział?
- Sam sobie to powiedziałem. Jadę dzisiaj do domu i koniec, kropka.
Daniela westchnęła.
- Za ile minut tata po mnie przyjedzie?
- Nikuś, nie wracasz dzisiaj do domu. Miałeś wstrząśnienie mózgu, a z czymś takim nie ma żartów. Musisz zostać w szpitalu jeszcze przez kilka dni.
Chłopiec zrobił obrażoną minę. Wtem do sali weszli Marcel i Szymon.
- Lekarz go wypisał? - rzekł ojciec chłopca.
- Tak! - zawołał Nikodem.
- Nie - odezwała się Daniela. - W sobotę nie ma wypisów do domu.
- Niko, głupawka? Gdzie masz piżamę? - rzekł Szymon kładąc torbę na łóżku. Zajrzał do środka w poszukiwaniu piżamy.
Chłopiec skrzyżował ręce.
- Ja chcę do domu - rzekł patrząc z byka na ojca.
Marcel podskoczył z radości. Pobiegł na korytarz po Adę. Powiedział jej, żeby szybko przyszła zobaczyć, jak Niko na własne rządanie wychodzi ze szpitala.
Tymczasem Szymon wziął do ręki piżamę syna.
- Tata, nie - rzekł Nikodem. - Chcę do domu do mojego psa!
- Nikodem, za kilka dni wrócisz do domu... Lekarz mówił, że jeśli wszystko będzie dobrze, to we wtorek wypisze cię do domu.
- To za długo. Ja chcę teraz do domu...
Szymon postanowił przerwać te dyskusje. Zdjął chłopcu koszulkę, buty i spodnie. Ubrał mu piżamę.
- A teraz do łóżka... - rzekł stanowczo. - Trzeba było nie łazić po stogach, to byś nie był teraz w szpitalu, tylko w domu. I zmień minę...
- Nie zmienię - rzekł chłopiec marszcząc brwi.
Szymon wziął głęboki oddech, po czym wziął syna w objęcia. Ucałował go w skroń.
- Uspokoisz mi się? - spytał.
- Tata, ja nie wytrzymam tu do wtorku...
- Może kupimy Nikodemowi piwo... Odstresowałby się trochę - rzekł Marcel uśmiechając się do taty.
- Przestaniesz? - odezwała się Daniela.
- No przecież tylko żartowałem - rzekł chłopiec. - Niko, idziesz pojeździć windą?
- Nikodem ma odpoczywać - powiedział Szymon.
- Pojeździłby ze mną windą w ramach odpoczynku...
Nikodem uśmiechnął się.
- Tata, a spytaj się doktora, czy mogę iść dzisiaj do domu?
Szymon uśmiechnął się.
- Synek, mówię ci poraz setny, że rozmawiałem z lekarzem i powiedział, że najprędzej we wtorek dostaniesz wypis... Nie rób min... Masz tu kolegę... Jak kolega ma na imię?
- Korneliusz... - rzekł Nikodem. - Ale on ma osiem lat...
- Niedługo będę miał jedenaście - rzekł mały chłopiec.
- O, słyszysz? Niedługo będzie w twoim wieku...
- Tak, jasne... Za trzy lata - westchnął chłopiec.
Wtem do sali weszła pielęgniarka.
- Obiad! - zawołała.
- Przyniosę ci - odezwała się Daniela.
- Nie. Każdy pacjent musi sam - odparł chłopiec schodząc z kolan taty. Wyszedł na korytarz. Po chwili wrócił do sali niosąc wielką, plastikową tacę.
- Fuj, fuj - rzekł spoglądając na Korneliusza.
- Fuj, fuj - odpowiedział młodszy chłopiec.
Marcel wybuchnął śmiechem. Daniela i Szymon spojrzeli na niego pytająco.
- Bo Niko powiedział "fuj", a ja zrozumiałem...
- Nie kończ - rzekł Szymon. - Już my dobrze wiemy, co ty sobie pomyślałeś...
Marcel zaczerwienił się, po czym usiadł na parapecie. Z obrzydzeniem patrzył, jak Nikodem je białą papkę, marchew i mielonego kotleta.
W pewnym momencie Marcelowi zrobiło się niedobrze. Zakrył usta rękoma, po czym wybiegł z sali.
Daniela ruszyła za synem.
- A temu co? - rzekł Nikodem. - To żarcie nie jest takie złe... Jadłem gorsze...
- Tak? A gdzie?
- W domu... Tato, sory, ale z mamy nie najlepsza kucharka, co nie?
Szymon uśmiechnął się.
- No... Ale nie mów jej tego.
- Spoko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro