Prezent od Marcela 2
- Tatuś, ja naprawdę nie chciałem źle - rzekł Marcel wchodząc do samochodu.
- Zapnij pasy - rzekł Szymon odpalając auto.
- Tata, powiedz coś, no...
- Zbiera ci się, Marcel! Od samego rana ci się zbiera! Najpierw rysunki na podłodze, teraz to! Brak słów!
Chłopiec odwrócił wzrok w stronę bocznej szyby. Monster gryzł go po palcach od prawej dłoni.
- No, przecież nie chciałem źle... Chciałem tylko, żeby Niko szybciej wyzdrowiał... Sorka... - szepnął.
- Nie wiesz, że do szpitala nie można wprowadzać zwierząt? A co, gdyby monster ci uciekł? Goniłbyś go po wszystkich pokojach?
- Monster się mnie słucha... Nie, piesku?
- A gdyby ugryzł jakieś dziecko?
- To by dostał za to w ogon...
- Marcel, nie żartuj sobie! - rzekł Szymon podniesionym głosem.
Chłopiec zamilknął. Pojął, że lepiej nie denerwować taty. Zacisnął zęby.
Po kilku minutach czarne BMW podjechało pod dom rodziców Szymona. Danuta pieliła w ogrodzie. Ucieszyła się na widok syna.
Mężczyzna ucałował matkę w policzek.
- Mamo, zostawilibyśmy mamie pieska na przechowanie... Przyjedziemy po niego za jakieś dwie godziny.
- Dobrze...
Marcel położył Monsterka na trawie.
- Tylko bądź grzeczny i słuchaj się babci - rzekł chłopiec zwracając się do czworonoga.
Monster zaczął biegać po podwórku jak szalony.
- Nie wejdziecie?
- Nie... Jedziemy do Nikodema. Marcel, wskakuj do auta...
Chłopiec wsiadł do samochodu. Zapiął pasy. Zajrzał do schowka. Znalazł pięć złotych. Prędko wsunął monetę do kieszeni.
Po chwili do auta wsiadł Szymon.
- Co, smyku?
- Nie przemyślałem akcji MONSTER...
- No, nie przemyślałeś - przyznał Szymon wrzucając wsteczny bieg. Zawróciwszy, wyjechał spod domu rodziców.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro