Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piknik 4

Marcel poczuł, że ma nogi jak z waty. Nigdy w życiu nie był tak przerażony, jak w tym momencie.
- Tato! Nikodem się utopił! - wrzasnął na całe gardło wciąż trzymając w rękach głowę brata.
Szymon zjawił się w oka mgnieniu. Bez słowa chwycił bezwładne ciało syna.
Marcel rozpłakał się. Oczyma pełnymi łez patrzył, jak jego ojciec niesie Nikodema w stronę brzegu a później robi mu masaż serca.
Wokół chłopca i jego ojca momentalnie zjawił się tłum plażowiczów.
- Dzwoń na pogotowie! - wrzasnął Szymon spoglądając na pierwszego z brzegu mężczyznę. Ani na moment nie przerwał próby reanimacji syna.
Marcel przytulił się do mamy. Zarówno on jak i Daniela głośno płakali.
Po kilku uciśnięciach w klatkę, Nikodem zaczął kasłać. Wypluł sporą ilość wody.
Szymon natychmiast wziął syna w objęcia. Przytulił go mocno. Wbił swoje palce w jego jasne włosy. Ucałował chłopca, po czym przeniósł go na koc.
- Chłopcy, jak to się stało? Co? - rzekł Szymon spoglądając na Marcela.
Malec tym mocniej wtulił się w ramiona mamy.
Po chwili nadjechał ambulans. Szymon zaprowadził ratowników do syna. Wyjaśnił im, że przeprowadzona przez niego próba reanimacji dziecka, powiodła się i chłopiec żyje i ma się dobrze. Mimo to, ratownicy zabrali Nikodema do szpitala. Szymon pojechał razem z nimi.
Z karetki zadzownił do Janka. Poprosił go, by ten podjechał na plażę i zabrał stamtąd jego żonę, Marcela i rowery. Sąsiad chętnie zgodził się pomóc.
Daniela odebrała smsa od męża.
- Zaraz przyjedzie po nas pan Janek - powiedziała chwilę po przeczytaniu wiadomości tekstowej. - Przynieś materac i piłkę...
Marcel pociągnął nosem, po czym pobiegł w stronę plaży. Po chwili był z powrotem. Usiadł na kocu. Na nowo wybuchnął płaczem...
- Marcelek, Nikodemowi już nic nie grozi... - odezwała się. - Chodź do mnie...
Przytuliła przestraszone dziecko.
- Marcelku, nie płacz, nie denerwuj się... Już dobrze... - szepnęła głaszcząc syna po włosach. Ucałowała go w czubek głowy.
- Mamuś, ty nic nie rozumiesz... To ja go utopiłem... - rzekł ze łzami w oczach.
- Co ty mówisz, dziecko?
- Nurkowaliśmy... Chciałem, żeby dłużej wytrzymał pod wodą... Przepraszam!
- Już dobrze, oj, Marcel...
Daniela nie wiedziała, co powiedzieć. Starała się pocieszyć syna, ale jego wyznanie sprawiło, że poczuła niemałe dreszcze na całym ciele.
- Mamuś, przepraszam...
- Marcel, Marcel... - uspokajała go.
Po kilku minutach na plażę wjechał duży jeep. Janek wyskoczył z samochodu. Przywitał się z Danielą i z Marcelem. Kobieta podniosła się z koca. Zabrała się za zwijanie go. Janek włożył do bagażnika cztery rowery. Na tylnie siedzenia wrzucił torbę Szymona, zwinięty w rolon koc oraz kosz z niezjedzonym prowiantem.
- Dziękuję ci... - odezwała się Daniela.
- Nie ma za co - odparł mężczyzna pomagając Lusi wejść do wysokiego auta.
Marcel usiadł z tyłu. Przez całą drogę powrotną, cicho łkał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro