Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piknik 2

Po niecałej godzinie pedałowania, wycieczkowicze dojechali na miejsce. Pod bujnymi drzewami stał rząd zaparkowanych aut. Tuż za nimi znajdowała się leśna ścieżka prowadzącą wprost na plażę.
Na widok piasku usypanego przy brzegu jeziora, Marcel podskoczył wraz w rowerem. Nie mógł się doczekać, by wbiec do wody i zanurkować.
Daniela zdjęła ze swojego rowera koszyk. Postawiła to z dala od opalających się plażowiczów.
- Marcel! - zawołała spoglądając w stronę syna. - Przynieś taty torbę i koc!
Szymon kończył właśnie odczepiać przymocowany do bagażnika plecak. Uśmiechnął się do syna.
- Dasz radę go unieść? - spytał.
- Jasne! - usłyszał w odpowiedzi.
Plecak był naprawdę ciężki. Był w nim między innymi spory zapas wody do picia, duże kąpielowe ręczniki, slipy chłopaków, dmuchany materac, piłka i pompka. Marcel sporo się natrudził nim zaniósł plecak mamie.
- Dziękuję ci, moje serduszko.
Marcel uśmiechnął się. Przypomniało mu się, że gdy był maleńkim chłopcem mama w taki właśnie sposób się do niego zwracała.
Daniela rozłożyła koc. Szymon przypiął rowery do drzewa. Po chwili on i Nikodem podeszli do Danieli i Marcela.
- Idę się kąpać! - zawołał Marcel zdejmując przez głowę koszulkę.
- Gdzieś tu powinny być twoje kąpielówki... - odezwała się Daniela. Wsunęła rękę do plecaka Szymona. Próbowała wymacać śliski materiał. - Coś mam... Slipy taty... Proszę... - odparła z uśmiechem na twarzy.
Szymon poszedł do prowizorycznej przebieralni. Tymczasem Daniela dała chłopakom ich slipy. Marcel i Nikodem zgodnie postanowili, że przebiorą się w krzakach. Poszli kilkaset metrów od plaży.
- A co, jeśli ktoś nas tu zauważy? Na przykład jakaś dziewczyna - odezwał się Nikodem.
- Pewnie się wystraszy, jak zobaczy twoją bladą dupę! - zaśmiał się Marcel.
- Sam masz bladą! - obruszył się Nikodem.
- Chciałeś powiedzieć, lśniącą! - poprawił go.
Oboje chłopcy wybuchnęli śmiechem. Rozejrzeli się. Nikogo nie było w pobliżu. Prędko przebrali się w kąpielówki.
- Mamo! - zawołał Nikodem biegnąc w stronę siedzącej na kocu Danieli. - Czy możemy iść się kąpać?!
- No raczej! - odparł Marcel. - Przecież po to chyba tu przyjechaliśmy...
Daniela uśmiechnęła się do synów. Rzuciła Nikodemowi piłkę, którą sama napompowała.
- Możecie, tylko proszę nie odpływać za daleko...
- Mamuś, a ty też będziesz się kąpać? - odezwał się Marcel.
- Ja? Ja nie umiem pływać - odpowiedziała jeżdżąc palcem po gorącym piasku.
- Powiem tacie, że chciałabyś pływać, ale się boisz.
- Marcelek, ktoś i tak musi pilnować naszych rzeczy...
Chłopiec machnął ręką. Spojrzał na Nikodema.
- Gotowi do startu! - zawołał pochylając się lekko. Nikodem uczynił podobnie. - Start! - krzyknął.
Chłopcy popędzili w stronę jeziora. Wbiegli do wody. Byli przeszczęśliwi. Daniela nie spuszczała ich z oczu. Z uśmiechem na twarzy patrzyła na wygłupy chłopaków.
- No, jestem - rzekł Szymon siadając obok żony. - Posmarować ci plecki balsamem? - spytał.
- Poproszę - odpowiedziała przenosząc się bliżej Szymona. Mężczyzna chwycił leżącą na kocu tubkę z kremem.
- Ile się tego bierze? - spytał.
- Misiaku, nie dużo - odparła odwracając się w jego stronę. Wydusiła Szymonowi na ręce niewielką ilość balsamu.
- Tyle wystarczy... - szepnęła, po czym cmoknęła go w usta.
Szymon uśmiechnął się. Nałożył na plecy małżonki zimny balsam. Danielę ogarnął dreszcz. Uczucie zimna minęło, gdy tylko mąż zaczął rozsmarowywać balsam po całych plecach Danieli.
- Przyjemnie? - spytał.
- Możesz mi tak robić aż do końca świata... - odpowiedziała.
- Chyba balsamu by nam zabrakło...
- Mamo! Mamo! - usłyszeli po chwili.
Marcel podbiegł do rodziców. Był cały zdyszany. Wziął kilka głębokich oddechów.
- Co się stało? Gdzie Nikodem? - odezwał się Szymon.
- Tam pływa - odparł malec wskazując ręką na grupkę dzieciaków. - Tato, jeden chłopak przywiózł tutaj swojego pieska. Uczymy go pływać. Ja następnym razem też przywiozę tu Misia, okej?
- Zobaczymy... - odparł Marcel.
- Tato, zgódź się! Mamo, powiedz coś!
- Tata się zgadza - odezwała się.
- Tato, tak?! - spytał rozpromieniony chłopiec.
- No, tak... - rzekł Szymon.
Marcel podskoczył, po czym pobiegł z powrotem w stronę jeziora. Szymon popatrzył na żonę z uśmiechem. Zerwał źdźbło trawy, po czym zaczął delikatnie dotykać nim plecy Danieli.
- Coś mi chodzi po plecach... - szepnęła kobieta wyginając rękę do tyłu.
- Nic tu nie masz... - rzekł Szymon ponownie kierując trawę w kierunku pleców żony.
- Szymon, przecież czuję...
- Co czujesz? - spytał przejeżdżając jej trawą po brodzie. - To? - zaśmiał się.
- Szymuś!
- Szymon - poprawił ją. - Jeszcze raz powiesz do mnie "Szymuś", a daję ci słowo, że zerwę naszą umowę.
- Jaką znów umowę? - spytała.
- Kilka dni przed ślubem... Na ławce w parku... Pamiętasz?
- Nie wiem, o czym mówisz - odparła.
Mężczyzna podrapał się po brodzie. Daniela uśmiechnęła się. Przypomniało jej się, jak niegdyś poprosiła Szymona, by dał jej słowo, że każdego dnia będzie golił swój zarost. Jak dotąd mężczyzna dotrzymywał danego jej słowa.
- Skarbie, nie można cofnąć wypowiedzianych słów - odezwała się.
- Lusia, ja nie mam na imię Szymuś, tylko Szymon... Jeśli chcesz, żeby twoje małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe, musisz to w końcu zrozumieć...
- Mamo! - rozległ się głos podbiegającego do rodziców Marcela.
- Co znowu? - spytała kobieta.
- Wiktor się pyta, czy pożyczymy mu piłkę...
Daniela rzuciła piłkę w stronę chłopca. Malec podniósł ją z trawy, po czym zawrócił w stronę jeziora.
- Zgodne, szczęśliwe i trwałe? - powtórzyła za mężem.
Wtem oboje ujrzeli Marcela ponownie zmierzającego w ich stronę. Chłopiec trzymał w ręku piłkę. Nie zdążył jej jeszcze dostarczyć Wiktorowi. Uśmiechnąwszy się do ojca, pochyli się nad nim.
- Muszę cię o to spytać... - rzekł niemalże wybuchając śmiechem.
- No, pytaj...
Chłopiec przybliżył usta do ucha ojca.
- Tato... Zrobiłeś kiedyś siku w jeziorze? - spytał.
Szymon uśmiechnął się.
- Nie pluj mi do ucha - rzekł.
- Cicho! Tato, ja zrobiłem... Wiesz, jak wtedy jest ciepło? Musisz to zrobić, a sam się przekonasz...
- Marcel, błagam cię!
Malec jeszcze raz uśmiechnął się do rodziców, po czym pobiegł w stronę wody.
Szymon jeszcze przez chwilę posiedział z żoną na kocu.
- Idę się kąpać - rzekł w końcu.
- Idź...
- Nie myśl, że będziesz przez cały dzień leżała na kocu... Trochę popływam i przyjdę po ciebie...
- Nie trzeba, serio... Tu jest mi dobrze...
Szymon kiwnął głową. Nie mówiąc nic więcej poszedł się kąpać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro