Piknik 1
Po śniadaniu Marcel zabrał się za mycie naczyń. Najpierw umył miskę po sałatce. Później zaczął płukać kubki i talerze.
- Sztućce zostawię sobie na koniec - powiedział sam do siebie.
Daniela uśmiechnęła się do syna. Zmierzając w stronę lodówki, przegarnęła chłopcu grzywkę na lewą stronę.
- Chłopaki, za pięć minut zabieramy was na rodzinną wycieczkę rowerową - oznajmiła.
Marcel podskoczył w miejscu.
- Biedny Niko, nie ma rowera... Będzie musiał lecieć za nami pieszo... - dodał udając przygnębionego.
- Jego rower stoi przed tarasem. Ma napompowane powietrze w obydwu kołach i tylko czeka, kiedy na niego wsiądzie - rzekł Szymon.
- To ściema? - spytał chłopiec prędko wrzucając nieunyte sztućce do zlewu.
Wybiegł na taras. Ujrzał cztery błyszczące w słońcu rowery. Przetarł oczy ze zdumienia.
- Niko! - zawołał wbiegając z powrotem do salonu. - Jacie nie mogę! Są rowery!
- No są, i co z tego? Nie wiedziałeś o tym? - odparł Nikodem bez cienia entuzjazmu.
Marcel spojrzał na Danielę.
- Mama, dokończysz, nie?! - zawołał wybiegając na podwórko. Po chwili dołączył do niego Nikodem.
Daniela stanęła przy zlewie. Wyczyściła sztućce. Wytarła ściereczką umyte przez Marcela kubki i talerze.
Tymczasem Szymon wszedł do sypialni. Chwycił w rękę spakowany wcześniej plecak.
- Kosz z jedzeniem jest już na tarasie... - oznajmiła Daniela.
- Dobrze. Czyli możemy wyruszać - rzekł Szymon kładąc swoją dłoń na biodrze żony. Czule pocałował ją w usta.
- Tak, kochany - odpowiedziała.
Oboje wyszli z domu. Daniela zamknęła drzwi na klucz. Dwa razy sprawdziła, czy aby na pewno drzwi są zamknięte.
- Misiu i Monster jadą z nami - odezwał się Marcel.
- Nie, nie... To zbyt niebezpieczne. Będziemy jechać główną drogą. Piesek mógłby się wystraszyć samochodów i wyskoczyć z koszyka.
- Poza tym Misiu już nie mieści się w koszyku - rzekł Nikodem.
Marcel popatrzył na swojego czworonoga.
- Misiu! - zawołał. - Zostajesz tutaj! Pilnuj, żeby Monster niczego nie zbroił. Rozumiesz?
Piesek zaszczekał.
- Misiu to mądry piesek... - rzekł Szymon mocując plecak do bagażnika.
- Monster też jest mądry! - odezwał się Nikodem. - Monster, pilnuj domu, żeby złodzieje go nie rozkradli! - dodał nie patrząc nawet w stronę psa.
Szymon przymocował plecak do bagażnika. Uśmiechnął się do małżonki.
- To co? Gotowi? Możemy jechać? Lusia, gotowa? - spytał.
Daniela skinęła głową. Wsiadła na rower.
Chłopcy bez słowa popędzili przodem. Szymon został w tyle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro