Pijak
Nikodem otworzył oczy. Chciał się podnieść. Podparł się obydwiema rękoma o ziemię. Zakręciło mu się w głowie. Zdezorientowany zacisnął powieki.
Nie minęło wiele czasu, gdy pod stogiem zjawili się Adriana i Marcel.
- No leży rower Nikodema - rzekł ciemnowłosy chłopiec. - Niko! Niko friko! - zawołał spoglądając w górę.
Jedenastolatek na nowo otworzył oczy. Próbował się podnieść. Bezskutecznie.
- Marcel.... - westchnął. - Tu jestem... Marcel...
O dziwo chłopiec usłyszał ciche wołanie brata.
- Ada! On gdzieś tu jest! - zawołał. - Niko! Niko friko! Ada! - wydarł się.
Dziewczynka prędko stawiła się przy Marcelu. Zbladła na widok leżącego na ziemi Nikodema. Przykucnęła chłopcu.
- Nikodem, co ci się stało? - spytała przerażona. - Możesz wstać? - dodała podając chłopcu rękę.
Jedenastolatkowi ponownie zakręciło się w głowie. Miał mętne oczy i był blady.
- Piłeś wino? - odezwał się Marcel.
- Nie, nie piłem... Jedź po tatę...
- Niko, jak tata zobaczy, że znowu jesteś pijany to na pewno dostaniesz na dupę...
- Kręci mi się w głowie...
- Leż... Jak wytrzeźwiejesz przyjdź do domu... My z Adą coś wymyślimy, żeby cię kryć...
- Byśmy musieli go trochę wyżej położyć - odezwała się dziewczynka. - Najlepiej na słomę... Prześpisz się trochę i przyjdziemy po ciebie...
Wtem zza zakrętu wyłonił się jeep Janka. Marcel i Ada spojrzeli na siebie.
- Kurcze, zwalnia... Ada, złap go... Zaprowadzimy go z drugiej strony stogu... Jak pan Janek zobaczy, że Niko się upił, to od razu pojedzie powiedzieć o tym tacie... Niko, masz przesrane...
Marcel i Ada chwycili Nikodema pod pachami. Unieśli go w górę, po czym zaczęli prowadzić go za stóg. Chłopiec z wielkim trudem stawiał kroki. Z każdą chwilą czuł, że coraz bardziej kręci mu się w głowie.
- Marcel! - krzyknął Janek biegnąc w stronę dzieciaków. - Co wy z nim robicie? - spytał zatrzymując się przy Nikodemie. Wziął chłopca na ręce.
Zarówno Marcel jak i Adriana z oniemieniem patrzyli, jak Janek zanosi Nikodema do auta. Oliwer szeroko otworzył drzwi od samochodu.
- Usiądę przy nim - rzekł spoglądając na ojca.
Janek nic odpowiedział. Skinął tylko głową. wrzucił rowery Ady i Marcela z na tył auta.
- Wsiadajcie! - zwrócił się do dzieciaków. - Zawiozę was do domu.
Adriana usiadła z przodu auta. Z uwagą przyjrzała się Jankowi. Miał na sobie wytarte jeansy, tenisówki i popielatą koszulkę. Dziewczynka spostrzegła, że mężczyzna nie nosi na palcu obrączki. Zastanawiała się, dlaczego.
- Co się stało Nikodemowi? - odezwał się Marcel. - Upił się?
- Siedzieliśmy na stogu i spadł - rzekł Oliwer ze strachem spoglądając w stronę ojca.
- Jo? - odparł malec. - A ja myślałem, że on jest pijany...
Janek zaparkował samochód pod samym domem Jasińskich.
- Marcel, wołaj ojca! - rozkazał.
Chłopiec bez ociągania się wybiegł z samochodu. Cieszył się, że to jemu przypadnie przywilej poinformowania Szymona i Danieli o tym, co się stało.
- Mamo! Tato! - krzyknął od progu. - Bo Nikodem spadł ze stogu!
- Co? - odezwał się Szymon.
- Pan Janek go przywiózł... Ja myślałem, że Niko znowu się upił...
Małżonkowie ruszyli w stronę drzwi. Janek wniósł do mieszkania półprzytomne dziecko. Szymon momentalnie zrobił się blady jak ściana. Bez słowa patrzył, jak jego przyjaciel kładzie chłopca na kanapie.
- Nikodem spadł ze stogu... - rzekł Janek ani na chwilę nie odwracając wzroku od chłopca.
Szymon pogłaskał syna po jego zimnej dłoni.
- Nikuś... - szepnął patrząc na malca oczyma pełnymi łez. - Nikuś... - powtórzył. - Słyszysz mnie?
- Tak - odparł malec nie otwierając oczy. - Kręci mi się w głowie, tato...
- Spokojnie... Zawiozę cię do szpitala... Nic się nie martw... Wszystko będzie dobrze... - rzekł Szymon.
- Pogotowie już w drodze - odezwał się Janek. - Oliwer powiedział, że Nikodem jest nieprzytomny, więc od razu zadzwoniłem po pomoc.
Marcel i Adriana natychmiast wyszli na taras. Spojrzeli w stronę drogi.
- Jedzie karetka! - krzyknął chłopiec wbiegając z powrotem do domu.
- Nikuś, już przyjechało do ciebie pogotowie - rzekł Szymon drżącym głosem. - Wszystko będzie dobrze...
Janek wpuścił lekarzy do salonu, po czym polecił dzieciakom wyjść na dwór. Sam również wyszedł na taras. Usiadł na ławce. W pewnym momencie spojrzał na Oliwera. Chłopiec stał na tarasie. Głowę miał spuszczoną na dół..
- Oli, chodź - odezwał się.
Jedenastolatek posłusznie zbliżył się do ojca.
- Co tak stoisz? Siadaj...
Oliwer usiadł przy Janku. Nieoczekiwanie spostrzegł, że mężczyzna kładzie rękę na jego ramieniu.
- Niko wyzdrowieje? - spytał chłopiec.
Janek pokiwał twierdząco głową.
- Tak... Wyzdrowieje... Nawet nie wiesz... Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny. Przybiegłeś do domu i powiedziałeś mi o wszystkim... Pięknie się zachowałeś. Jestem z ciebie naprawdę bardzo, ale to bardzo dumny...
Powiedziawszy te słowa Janek ucałował Oliwera w skroń.
Po chwili tarasowe drzwi otworzyły się. Z mieszkania wyszli dwaj lekarze. Nieśli Nikodema na noszach. Chłopiec był przytomny.
- Za moment do was dojedziemy - odezwała się Daniela.
Szymon skinął głową. Nie mówiąc nic, wsiadł do karetki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro