Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Pijak

Nikodem otworzył oczy. Chciał się podnieść. Podparł się obydwiema rękoma o ziemię. Zakręciło mu się w głowie. Zdezorientowany zacisnął powieki. 
Nie minęło wiele czasu, gdy pod stogiem zjawili się Adriana i Marcel. 
- No leży rower Nikodema - rzekł ciemnowłosy chłopiec. - Niko! Niko friko! - zawołał spoglądając w górę. 
Jedenastolatek na nowo otworzył oczy. Próbował się podnieść. Bezskutecznie. 
- Marcel.... - westchnął. - Tu jestem... Marcel...
O dziwo chłopiec usłyszał ciche wołanie brata.
- Ada! On gdzieś tu jest! - zawołał. - Niko! Niko friko! Ada! - wydarł się.
Dziewczynka prędko stawiła się przy Marcelu. Zbladła na widok leżącego na ziemi Nikodema. Przykucnęła  chłopcu.
- Nikodem, co ci się stało? - spytała przerażona. - Możesz wstać? - dodała podając chłopcu rękę.
Jedenastolatkowi ponownie zakręciło się w głowie. Miał mętne oczy i był blady. 
- Piłeś wino? - odezwał się Marcel.
- Nie, nie piłem... Jedź po tatę...
- Niko, jak tata zobaczy, że znowu jesteś pijany to na pewno dostaniesz na dupę... 
- Kręci mi się w głowie...
- Leż... Jak wytrzeźwiejesz przyjdź do domu... My z Adą coś wymyślimy, żeby cię kryć...
- Byśmy musieli go trochę wyżej położyć - odezwała się dziewczynka. - Najlepiej na słomę... Prześpisz się trochę i przyjdziemy po ciebie...
Wtem zza zakrętu wyłonił się jeep Janka. Marcel i Ada spojrzeli na siebie.
- Kurcze, zwalnia... Ada, złap go... Zaprowadzimy go z drugiej strony stogu... Jak pan Janek zobaczy, że Niko się upił, to od razu pojedzie powiedzieć o tym tacie... Niko, masz przesrane...
Marcel i Ada chwycili Nikodema pod pachami. Unieśli go w górę, po czym zaczęli prowadzić go za stóg. Chłopiec z wielkim trudem stawiał kroki. Z każdą chwilą czuł, że coraz bardziej kręci mu się w głowie. 
- Marcel! - krzyknął Janek biegnąc w stronę dzieciaków. - Co wy z nim robicie? - spytał zatrzymując się przy Nikodemie. Wziął chłopca na ręce. 
Zarówno Marcel jak i Adriana z oniemieniem patrzyli, jak Janek zanosi Nikodema do auta. Oliwer szeroko otworzył drzwi od samochodu. 
- Usiądę przy nim - rzekł spoglądając na ojca.
Janek nic odpowiedział. Skinął tylko głową. wrzucił rowery Ady i Marcela z na tył auta.
- Wsiadajcie! - zwrócił się do dzieciaków. - Zawiozę was do domu.
Adriana usiadła z przodu auta. Z uwagą przyjrzała się Jankowi. Miał na sobie wytarte jeansy, tenisówki i popielatą koszulkę. Dziewczynka spostrzegła, że mężczyzna nie nosi na palcu obrączki. Zastanawiała się, dlaczego.
- Co się stało Nikodemowi? - odezwał się Marcel. - Upił się?
- Siedzieliśmy na stogu i spadł - rzekł Oliwer ze strachem spoglądając w stronę ojca.
- Jo? - odparł malec. - A ja myślałem, że on jest pijany...
Janek zaparkował samochód pod samym domem Jasińskich. 
- Marcel, wołaj ojca! - rozkazał.
Chłopiec bez ociągania się wybiegł z samochodu. Cieszył się, że to jemu przypadnie przywilej poinformowania Szymona i Danieli o tym, co się stało.
- Mamo! Tato! - krzyknął od progu. - Bo Nikodem spadł ze stogu! 
- Co? - odezwał się Szymon.
- Pan Janek go przywiózł... Ja myślałem, że Niko znowu się upił... 
Małżonkowie ruszyli w stronę drzwi. Janek wniósł do mieszkania półprzytomne dziecko. Szymon momentalnie zrobił się blady jak ściana. Bez słowa patrzył, jak jego przyjaciel kładzie chłopca na kanapie.
- Nikodem spadł ze stogu... - rzekł Janek ani na chwilę nie odwracając wzroku od chłopca.
Szymon pogłaskał syna po jego zimnej dłoni.
- Nikuś... - szepnął patrząc na malca oczyma pełnymi łez. - Nikuś... - powtórzył. - Słyszysz mnie?
- Tak - odparł malec nie otwierając oczy. - Kręci mi się w głowie, tato...
- Spokojnie... Zawiozę cię do szpitala... Nic się nie martw... Wszystko będzie dobrze... - rzekł Szymon.
- Pogotowie już w drodze - odezwał się Janek. - Oliwer powiedział, że Nikodem jest nieprzytomny, więc od razu zadzwoniłem po pomoc.
Marcel i Adriana natychmiast wyszli na taras. Spojrzeli w stronę drogi. 
- Jedzie karetka! - krzyknął chłopiec wbiegając z powrotem do domu. 
- Nikuś, już przyjechało do ciebie pogotowie - rzekł Szymon drżącym głosem. - Wszystko będzie dobrze...
Janek wpuścił lekarzy do salonu, po czym polecił dzieciakom wyjść na dwór. Sam również wyszedł na taras. Usiadł na ławce. W pewnym momencie spojrzał na Oliwera. Chłopiec stał na tarasie. Głowę miał spuszczoną na dół..
- Oli, chodź - odezwał się.
Jedenastolatek posłusznie zbliżył się do ojca.
- Co tak stoisz? Siadaj... 
Oliwer usiadł przy Janku. Nieoczekiwanie spostrzegł, że mężczyzna kładzie rękę na jego ramieniu. 
- Niko wyzdrowieje? - spytał chłopiec.
Janek pokiwał twierdząco głową.
- Tak... Wyzdrowieje... Nawet nie wiesz... Nawet nie wiesz, jaki jestem z ciebie dumny. Przybiegłeś do domu i powiedziałeś mi o wszystkim... Pięknie się zachowałeś. Jestem z ciebie naprawdę bardzo, ale to bardzo dumny...
Powiedziawszy te słowa Janek ucałował Oliwera w skroń. 
Po chwili tarasowe drzwi otworzyły się. Z mieszkania wyszli dwaj lekarze. Nieśli Nikodema na noszach. Chłopiec był przytomny.
- Za moment do was dojedziemy - odezwała się Daniela.
Szymon skinął głową. Nie mówiąc nic, wsiadł do karetki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro