Pieniądze 3
Adriana wprowadziła rower do kanciapy. Usiadła na znajdującej się w pobliżu prowizorycznej ławeczce.
- Siema! Już jesteś! - zawołał Marcel biegnąc w jej stronę.
Małolata otarła łzy obydwiema rękoma. Po chwili chłopiec stał już przy kuzynce.
- Ada, czemu płakałaś? - spytał.
- Jeszcze na głowę nie upadłam, żeby się tobie zwierzać - odparła.
Marcel usiadł obok Adriany.
- Czemu? Ja nie jestem kapusiem, przecież wiesz. Nikomu nic nie powiem... Słowo.
Dziewczynka przegarnęła włosy na lewą stronę.
- Okej, powiem ci... - szepnęła. - Bartek ukradł ojcu trzy koła... - wyznała.
Marcel uśmiechnął się. Spojrzał na kuzynkę z niedowierzaniem.
- To ściema? - spytał.
- Żadna ściema... Marcel, jak to się wyda, to jego ojciec go zamorduje...
- No raczej... A ty, co myślałaś? Że się ucieszy?
- No, nie... Jasne, że nie... Ale Marcel, ty nic nie rozumiesz... Jego ojciec to mega dupek. Zabiera żonie kasę... Nie mają potem na jedzenie... Bartek chciał dobrze... Ale teraz to się wydało i pewnie dostanie za to baty...
- To niech odda ojcu kasę i tyle. Ja bym tak zrobił.
- Jejku, Marcel, jak ty nic nie kumasz...
Powiedziawszy te słowa Adriana wyciągnęła z kieszeni plik pieniędzy.
- Ja nie mogę! - krzyknął Marcel. - Dawaj, podzielimy się po połowie! Skąd masz tyle hajsu?!
- Cicho... To kasa Bartka...
- Dał ci?
- Nie, zgubił... Ja znalazłam...
Chłopiec uśmiechnął się.
- Znalezione, niekradzione! Dzielimy się?
- Nie, przestań! - warknęła. - Marcel, nie czaisz? Serio?
- Nie... Powiem ci tylko tyle, że jesteś dziwna... Trzymasz w ręce... Ile? Trzy koła, tak?
Przytaknęła.
- Trzymasz w ręce trzy koła i zamiast się cieszyć, to beczysz...
- Dobra Marcel, zapomnij, że ci o tym mówiłam... Najlepiej zapomnij o całej tej naszej rozmowie. Możesz wykasować ją z pamięci?
Chłopiec chwycił się rękoma za głowę. Potrząsnął ją na prawo i lewo.
- Siema Ada, mam wrażenie, jakbym nie widział cię co najmniej od miesiąca...
- Miesiąc temu nie znałeś mnie, czubie...
- Miło mi! Marcel jestem!
- Ada - odparła dziewczynka ściskając kuzynowi dłoń.
- Idę... Przyjdziesz zaraz? - spytał po chwili.
- No... - odpowiedziała wsuwając pieniądze z powrotem do kieszeni.
Marcel ruszył w stronę domu. Potknął się o Misia leżącego na tarasowych deskach.
- Misiu! - wydarł się. - Nie masz, gdzie leżeć?! Musisz zawsze kłaść się w przejściu?!
Powoli podniósł się z posadzki, po czym wszedł do domu.
- Misiu zorganizował na mnie zamach - rzekł pokazując zdarte kolano.
- Chodź, przemyję ci wodą utlenioną - odezwała się Daniela.
- To ja już wolę swoją sprawdzoną metodę - odparł malec plując na swoją rękę. Potarł skaleczone kolano śliną.
- Marcel, w tej chwili do łazienki myć ręce! - powiedziała Daniela wskazując otwartą dłonią na uchylone drzwi od toalety.
- Idę, już idę... Tata, a co byś zrobił, jakbyś się dowiedział, że ukradłem ci trzy koła? - spytał spoglądając na siedzącego na kanapie Szymona.
Mężczyzna podniósł wzrok znad laptopa.
- Skąd to pytanie? - spytał.
- Z wyobraźni mojej... bujnej... - rzekł.
- Nie trzymam takiej gotówki w domu... To po pierwsze... - rzekł Szymon.
- A gdybyś trzymał i patrzysz do portfela a tam przeciąg?
- Pewnie byśmy porozmawiali sobie poważnie. Musiałbyś wyjaśnić mi, dlaczego ukradłeś tę kasę, po co ci była potrzebna. Kazałbym ci ją oddać. Pewnie dodatkowo dostałbyś w dupsko.
- Nawet, jeśli wziąłbym tę kasę na szlachetny cel? - spytał malec.
- Tak... Kradzież to kradzież. Tak naprawdę nic nie usprawiedliwia kradzieży...
- Jak nie? A gdybym na przykład potrzebował kasę na jedzenie dla jakiegoś głodnego dziecka?
- To trzeba przyjść wtedy do mnie albo do mamy i powiedzieć co i jak...
- No, okej... - westchnął chłopiec.
- Ktoś komuś coś ukradł? - spytał Szymon po chwili.
- Nie... - rzekł Marcel. - Ja tam nic nie wiem. Idę do łazienki myć ręce, bo mam na nich pełno bakterii ze śliny...
- No, idź - rzekł Szymon uśmiechając się do syna.
- No, idę - szepnął malec. - Ale moment... Tata, dostałbym lanie za kradzież 3 kół, tak?
- Tak, Marcel.
- A za kradzież jednego koła?
- Też.
- A za kradzież połowy koła, czyli, że pięćset złotych?
- Też.
- A dwieście pięćdziesiąt?
- Też.
- A za marną stówkę?
- Też.
- Za pięć dych?
- Marcel, nie wiem... Może nie...
- A za siedemdziesiąt pięć złotych?
- Marcel, nie wiem... Nie męcz mnie. Ukradnij siedemdziesiąt pięć złotych to zobaczysz, czy dostaniesz na dupę czy nie...
- Nie mogę. Jestem grzeczny. Zapomniałeś?
- No nie. Nie sposób o tym zapomnieć...
- Za siedemdziesiąt pięć dostałbym?
- Tak...
- A za sześćdziesiąt?
- Marcel, daj już spokój...
- Tak, czy nie?
- Nie wiem. Może nie... Może tak... Nie wiem.
- To się zdecyduj i mi powiedz... Okej?
- Po co ci to wiedzieć?
- Na przyszłość... Jak będę potrzebował stówę to lepiej ukraść dwa razy po pięćdziesiąt niż raz sto - rzekł chłopiec.
- Tak na przyszłość to tyle ci powiem, że obiecałeś mi, że będziesz grzeczny, więc nie ma mowy o żadnej, powtórzę... żadnej kradzieży... A teraz do łazienki!
- No idę przecież - westchnął malec zmierzając w stronę toalety.
Szymon wyłączył komputer.
- Zwariować można z tym dzieckiem - rzekł uśmiechając się do żony.
- No... Ale jest lepszy niż tydzień temu... Już tak nie pyskuje...
- Jest takie mądre przysłowie ludowe... - powiedział Szymon po chwili.
- Wiem... Nie chwal dnia przed zachodem słońca - szepnęła Daniela.
- Właśnie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro