Papierosy
Bartosz i Adriana siedzieli na łóżku w pokoju Marcela. Rozwiązywali wspólnie zadania z geometrii. Czas mijał im w miarę spokojnie. Dziewczynka przyswoiła sobie wiele wiadomości.
- Wystarczy na dziś - powiedziała po niecałych dwóch godzinach nauki. - Albo chociaż zróbmy sobie przerwę... Jak tam w domu? Rozmawiałeś jeszcze z tatą?
- No, czekał wczoraj na mnie... Miał pretensje, że wracam do domu, kiedy chcę... Czepiał się - rzekł piętnastolatek.
Adriana zastanowiła się przez chwilę. W milczeniu patrzyła w przygnębione oczy kolegi.
- Zmieńmy temat... - rzekł chłopak. - Albo jeszcze lepiej... Chodźmy na spacer...
Dziewczynka kiwnęła głową, po czym podniosła się z łóżka. Wsunęła iPhone do tylnej kieszeni krótkich spodenek.
- Chodźmy do ciebie... Chcę zobaczyć, jak mieszkasz - powiedziała Adriana.
- Nie chcesz - odparł.
- Właśnie, że chcę... Spytam wujka, czy mogę wziąć rower...
Oboje zeszli po schodach. Adriana nie znalazła wujka, nie chciała budzić cioci, toteż napisała kartkę i zostawiła ja na stole.
Jestem z Bartkiem na rowerach. Niedługo wrócę. Ada
Dziewczynka wyprowadziła rower z kanciapy, po czym wspólnie z kolegą pojechała leśną dróżką. Po kilku minutach oboje dotarli na miejsce. Zeszli z rowerów.
Na zarośniętym podwórku nie było śladów żywej duszy. Bartosz i Adriana podeszli do drzwi.
- Cicho - szepnął piętnastolatek przykładając palec do ust. - Rozmawiają... - dodał bezszelestnie przekraczając próg domu.
Oboje z Adrianą oparli się o cienką, drewnianą ścianę. W milczeniu przysłuchiwali się niecodziennej rozmowie rodziców chłopca.
- Czesiek, ja tak dłużej nie wytrzymam... Pójdziesz na policję i przyznasz się do tego, co zrobiłeś!
- Hanka, nie denerwuj mnie!
- Jak długo chcesz jeszcze płacić temu szmaciarzowi za milczenie? Do usranej śmierci?!
- Naprawdę chcesz, żeby twoje dzieci miały ojca w więzieniu? Chcesz tego?!
- Nie! - wydarła się. - Ale chcę, aby moje dzieci chodziły najedzone! Głupia byłam, że nie posłuchałam mamy i wyszłam za ciebie za mąż!
- Głupia byłaś i jesteś do teraz! Pójdę na policję i co? Spytają mi się, dlaczego dopiero teraz przychodzę!
- To im powiesz prawdę! "Przychodzę, bo eternit spada mi z dachu i deszcz leje się strumieniami na łóżka moich dzieci!".
- Hania, naprawię ten dach...
- Czym go załatasz? Gałęziami z lasu? Czesiek, ja już nie mam siły... Znoszę tę sytuację ponad dziesięć lat i nie mam już siły - rozpłakała się.
- A co mam powiedzieć? Myślisz, że mi jest łatwo?
Nastała cisza. Po chwili Ada i Bartek usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Chłopiec domyślił się, że jego matka poszła do pokoju.
- Wejdę do kuchni - szepnął.
- Zwariowałeś? - odezwała się czternastolatka.
Bartosz jak gdyby nigdy nic, wszedł do kuchni. Zmierzył wzrokiem siedzącego przy stole ojca.
- Co na obiad? - odezwał się zaglądając do położonego na piecu garnka. - Znowu pyrki z solą? Nie ma nic innego?
- A co byś chciał? Delikatesy?!
- Nie, chciałbym zjeść coś normalnego...
- Masz mleko w lodówce...
Bartosz popatrzył na ojca ze złością.
- Tato, powiedz temu facetowi, że nie dasz mu już więcej kasy i, że jeśli chce to niech idzie na policję... Może nie pójdzie...
Czesiek zapalił papierosa.
- Bartek, to nie jest twoja sprawa - rzekł.
- Właśnie, że moja. Tata, zapowiadają huragany. Ciekawe, co zrobisz, jak nam dach zerwie.
- Bartek, zamknij się już. Co ty sobie myślisz? To nie jest takie proste, jak ci się wydaje...
Chłopak wstał od stołu.
- Uchyl okno, jak smrodzisz - rzekł spoglądając na dymiącego się w popielniczce papierosa.
Czesiek ani myślał słuchać polecenia syna. Zamiast tego zaczął robić kółka z dymu papierosowego.
Bartosz zdenerwował się. Chwycił leżącą na stole paczkę papierosów.
- Zostaw to! - krzyknął Czesiek podnosząc się z krzesła.
- Bo?! - wrzasnął chłopiec wyjmując papierosy z paczki. Pokruszył je na oczach ojca. Cześkowi podniosło się ciśnienie. Bartosz pierwszy raz w życiu zachował się wobec taty w tak śmiały i zdaniem Cześka, bezczelny sposób. Mężczyzna nie zamierzał czegoś takiego tolerować w swoim domu. W nerwach wysunął ze spodni pasek, po czym chwyciwszy chłopca za szyję, zaczął boleśnie smagać go paskiem po tyłku i po udach.
- Ojca masz za nic?! - krzyczał zadając Bartoszowi razy. - Tak cię wychowałem?! Co ty sobie, gówniarzu wyobrażasz?!
Momentalnie w kuchni zjawiła się Hania. Stanęła między ojcem a synem.
- Zostaw go! - wydarła się. - Za co go bijesz?! Jeszcze tego brakuje, żeby mi dziecko bić pasem! Puść go, no już! - rozkazała zaciskając zęby.
Zdenerwowany mężczyzna puścił szyję syna. Bartek wybiegł z domu. Nie docierało do niego to, co się stało. Pierwszy raz w życiu ojciec go uderzył.
Chłopiec podbiegł do furtki. Chwycił rower.
- Ada! - zawołał pedałując tak szybko, jak to możliwe. - Ada! Poczekaj!
Przestraszona czternastolatka przestała pedałować. Zeszła z rowera. Bartosz podjechał do niej.
- Wystraszyłaś się? - spytał patrząc jej w oczy.
- Po co zniszczyłeś mu te fajki?! - wydarła się.
- Bo mnie wkurzył! Ciekawe, że na nic nie ma kasy, ale na fajki ma! Dupek zasrany! Dostanie za swoje!
- Bartek...
- Co, Bartek? Wiesz, co zrobię? Jutro mama dostanie na nas rodzinne i pięćset plus. Ukradnę tę kasę i się nie przyznam... Będę kupował do domu jedzenie...
Adriana uśmiechnęła się. Postawa przyjaciela bardzo jej zaimponowała.
- I wiesz, co? W dupie mam, czy ojciec pójdzie siedzieć czy nie... Jedziemy do ciebie?
- No - szepnęła uśmiechając się.
Oboje wsiedli na rowery. Pojechali w stronę domu Jasińskich.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro