Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Papierosy

Bartosz i Adriana siedzieli na łóżku w pokoju Marcela. Rozwiązywali wspólnie zadania z geometrii. Czas mijał im w miarę spokojnie. Dziewczynka przyswoiła sobie wiele wiadomości.
- Wystarczy na dziś - powiedziała po niecałych dwóch godzinach nauki. - Albo chociaż zróbmy sobie przerwę... Jak tam w domu? Rozmawiałeś jeszcze z tatą?
- No, czekał wczoraj na mnie... Miał pretensje, że wracam do domu, kiedy chcę... Czepiał się - rzekł piętnastolatek.
Adriana zastanowiła się przez chwilę. W milczeniu patrzyła w przygnębione oczy kolegi.
- Zmieńmy temat... - rzekł chłopak. - Albo jeszcze lepiej... Chodźmy na spacer...
Dziewczynka kiwnęła głową, po czym podniosła się z łóżka. Wsunęła iPhone do tylnej kieszeni krótkich spodenek.
- Chodźmy do ciebie... Chcę zobaczyć, jak mieszkasz - powiedziała Adriana.
- Nie chcesz - odparł.
- Właśnie, że chcę... Spytam wujka, czy mogę wziąć rower...
Oboje zeszli po schodach. Adriana nie znalazła wujka, nie chciała budzić cioci, toteż napisała kartkę i zostawiła ja na stole.

Jestem z Bartkiem na rowerach. Niedługo wrócę. Ada

Dziewczynka wyprowadziła rower z kanciapy, po czym wspólnie z kolegą pojechała leśną dróżką. Po kilku minutach oboje dotarli na miejsce. Zeszli z rowerów.
Na zarośniętym podwórku nie było śladów żywej duszy. Bartosz i Adriana podeszli do drzwi.
- Cicho - szepnął piętnastolatek przykładając palec do ust. - Rozmawiają... - dodał bezszelestnie przekraczając próg domu.
Oboje z Adrianą oparli się o cienką, drewnianą ścianę. W milczeniu przysłuchiwali się niecodziennej rozmowie rodziców chłopca.
- Czesiek, ja tak dłużej nie wytrzymam... Pójdziesz na policję i przyznasz się do tego, co zrobiłeś!
- Hanka, nie denerwuj mnie!
- Jak długo chcesz jeszcze płacić temu szmaciarzowi za milczenie? Do usranej śmierci?!
- Naprawdę chcesz, żeby twoje dzieci miały ojca w więzieniu? Chcesz tego?!
- Nie! - wydarła się. - Ale chcę, aby moje dzieci chodziły najedzone! Głupia byłam, że nie posłuchałam mamy i wyszłam za ciebie za mąż!
- Głupia byłaś i jesteś do teraz! Pójdę na policję i co? Spytają mi się, dlaczego dopiero teraz przychodzę!
- To im powiesz prawdę! "Przychodzę, bo eternit spada mi z dachu i deszcz leje się strumieniami na łóżka moich dzieci!".
- Hania, naprawię ten dach...
- Czym go załatasz? Gałęziami z lasu? Czesiek, ja już nie mam siły... Znoszę tę sytuację ponad dziesięć lat i nie mam już siły - rozpłakała się.
- A co mam powiedzieć? Myślisz, że mi jest łatwo?
Nastała cisza. Po chwili Ada i Bartek usłyszeli trzaśnięcie drzwiami. Chłopiec domyślił się, że jego matka poszła do pokoju.
- Wejdę do kuchni - szepnął.
- Zwariowałeś? - odezwała się czternastolatka.
Bartosz jak gdyby nigdy nic, wszedł do kuchni. Zmierzył wzrokiem siedzącego przy stole ojca.
- Co na obiad? - odezwał się zaglądając do położonego na piecu garnka. - Znowu pyrki z solą? Nie ma nic innego?
- A co byś chciał? Delikatesy?!
- Nie, chciałbym zjeść coś normalnego...
- Masz mleko w lodówce...
Bartosz popatrzył na ojca ze złością.
- Tato, powiedz temu facetowi, że nie dasz mu już więcej kasy i, że jeśli chce to niech idzie na policję... Może nie pójdzie...
Czesiek zapalił papierosa.
- Bartek, to nie jest twoja sprawa - rzekł.
- Właśnie, że moja. Tata, zapowiadają huragany. Ciekawe, co zrobisz, jak nam dach zerwie.
- Bartek, zamknij się już. Co ty sobie myślisz? To nie jest takie proste, jak ci się wydaje...
Chłopak wstał od stołu.
- Uchyl okno, jak smrodzisz - rzekł spoglądając na dymiącego się w popielniczce papierosa.
Czesiek ani myślał słuchać polecenia syna. Zamiast tego zaczął robić kółka z dymu papierosowego.
Bartosz zdenerwował się. Chwycił leżącą na stole paczkę papierosów.
- Zostaw to! - krzyknął Czesiek podnosząc się z krzesła.
- Bo?! - wrzasnął chłopiec wyjmując papierosy z paczki. Pokruszył je na oczach ojca. Cześkowi podniosło się ciśnienie. Bartosz pierwszy raz w życiu zachował się wobec taty w tak śmiały i zdaniem Cześka, bezczelny sposób. Mężczyzna nie zamierzał czegoś takiego tolerować w swoim domu. W nerwach wysunął ze spodni pasek, po czym chwyciwszy chłopca za szyję, zaczął boleśnie smagać go paskiem po tyłku i po udach.
- Ojca masz za nic?! - krzyczał zadając Bartoszowi razy. - Tak cię wychowałem?! Co ty sobie, gówniarzu wyobrażasz?!
Momentalnie w kuchni zjawiła się Hania. Stanęła między ojcem a synem.
- Zostaw go! - wydarła się. - Za co go bijesz?! Jeszcze tego brakuje, żeby mi dziecko bić pasem! Puść go, no już! - rozkazała zaciskając zęby.
Zdenerwowany mężczyzna puścił szyję syna. Bartek wybiegł z domu. Nie docierało do niego to, co się stało. Pierwszy raz w życiu ojciec go uderzył.
Chłopiec podbiegł do furtki. Chwycił rower.
- Ada! - zawołał pedałując tak szybko, jak to możliwe. - Ada! Poczekaj!
Przestraszona czternastolatka przestała pedałować. Zeszła z rowera. Bartosz podjechał do niej.
- Wystraszyłaś się? - spytał patrząc jej w oczy.
- Po co zniszczyłeś mu te fajki?! - wydarła się.
- Bo mnie wkurzył! Ciekawe, że na nic nie ma kasy, ale na fajki ma! Dupek zasrany! Dostanie za swoje!
- Bartek...
- Co, Bartek? Wiesz, co zrobię? Jutro mama dostanie na nas rodzinne i pięćset plus. Ukradnę tę kasę i się nie przyznam... Będę kupował do domu jedzenie...
Adriana uśmiechnęła się. Postawa przyjaciela bardzo jej zaimponowała.
- I wiesz, co? W dupie mam, czy ojciec pójdzie siedzieć czy nie... Jedziemy do ciebie?
- No - szepnęła uśmiechając się.
Oboje wsiedli na rowery. Pojechali w stronę domu Jasińskich.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro