Operacja ODWET 3
Zbliżała się godzina dwudziesta pierwsza, gdy Szymon zajechał autem pod domem Janka.
Amelia wybiegła sąsiadowi naprzeciw.
- Tata jest w domu! - zawołała prowadząc gościa w stronę przybudówki.
- To dobrze. Poprosisz go?
- Pewnie!
Dziewczynka otworzyła frontowe drzwi. Wsunęła głowę do przedpokoju.
- Tato! - wydarła się. - Pan Szymon do ciebie!
- Już idę! - usłyszała w odpowiedzi.
- Już idzie - powtórzyła słowa ojca. - Oliwer znowu coś przeskrobał? - spytała opierając się plecami o futrynę.
- Nie...
- To dobrze... Tato! No! - zawołała.
Po chwili Janek wyszedł na zewnątrz. Uścisnął rękę przyjaciela.
- Mogłaś wpuścić pana Szymona do domu. Wejdź, właśnie miałem do ciebie jechać... Oliwer! - zawołał prowadząc Szymona do dużego, przestronnego salonu.
Chłopiec niemalże natychmiast pojawił się przy ojcu.
- Powiedz tacie Marcela to, co mi przed chwilą powiedziałeś. No, śmiało. Szymon, siadaj.
Jasiński usiadł na skórzanym fotelu. Spojrzał w strapione oczy jedenastolatka.
- Marcel przyszedł do mnie... Powiedział, że widział nad jeziorem mojego małego pieska i, że mam z nim pójść... - zaczął. - No to poszedłem... Okazało się, że Marcel przywlókł niewiadomo skąd taką dużą klatkę i zamknął e niej mojego pieska... No, wszedłem do środka, żeby zabrać pieska, a wtedy Marcel mnie zamknął. Wskrobał się na tą klatkę, spuścił spodnie i się na mnie załatwił.
Szymon przetarł oczy ze zdumienia. Z jednej strony opowieść Oliwera wydawała mu się nierealna, z drugiej strony wiedział, że po Marcelu można się wszystkiego spodziewać.
- Gdyby nie Bartek, pewnie siedziałbym w tej klatce do końca świata - rzekł chłopiec.
- Nie wiem, co powiedzieć... - odezwał się Szymon.
- Jak nie wiesz, co powiedzieć? Nie umiesz postawić dzieciaka do pionu?
Jasiński zmarszczył brwi.
- Gdzie teraz jest Marcel? - spytał.
- No siedzi w tej klatce, bo go Bartek zamknął. Nie chciałem, żeby go tam zostawiał. Mówiłem mu, żeby go wypuścił... Ale Bartek zabrał klucz od kłódki i powiedział, że Marcelowi nic się nie stanie, jeśli prześpi się jedną noc pod gołym niebem.
- Pojadę po niego...
- Pan tam autem nie dojedzie... Trzeba iść pieszo, a klucz od kłódki ma Bartek - rzekł chłopiec spoglądając na tatę.
- Gdzie mieszka ten Bartek? - spytał Szymon.
- Pojadę z tobą. To syn mojego szwagra. Mieszka niedaleko. Chodź... A ty, Oliwer, biegiem do pokoju spać!
Chłopiec w sekundzie ruszył w stronę swojej sypialni.
- Amelia, to samo! - zwrócił się tym razem do spacerującej po przedpokoju dziewczynki.
- No idę, idę... - odpowiedziała dziewięciolatka.
Szymon wstał z fotela. Po chwili wsiadł do samochodu Janka. Pojechali w stronę lasu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro