Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Oliwer

Krótko po dziesiątej Lusia zajrzała do pokoju Nikodema. Chłopiec oglądał książkę o planetach.
- Co tam czytasz? - odezwała się.
- A, tak tylko patrzę na obrazki - rzekł. - Pusto w domu, jak nie ma Ady i Marcela... Nie ma co robić...
- Chodź na spacer... Przejdziemy się wzdłuż jeziora... Może znajdziemy tą klatkę, którą Marcel przetransportował z pałacu...
Nikodem uśmiechnął się. Zamknął książkę. Włożył na nogi tenisówki. Wsunął na głowę czapkę z daszkiem.
- To idziemy? - spytał.
- Tak... - odparła Daniela związując swoje włosy czarną gumką.
Chłopiec wyszedł na taras. Wsunął małe obróżki na szyje Monsterka i Misia. Był zdecydowany prowadzić psy na smyczy.
Daniela była pełna podziwu dla Nikodema. Niełatwo było okiełznać dwa próbujące uwolnić się z uwięzi szczeniaki. Mimo to Nikodem się nie poddawał. Wciąż sztorcował zarówno Misia jak i Monsterka.
- Może daj mi jedną smycz... - odezwała się Daniela.
Chłopiec kiwnął głową. Podał Danieli smycz przyczepioną do obróżki pieska rasy beagle.
- Nie chcę nic mówić, ale Monster jest niemożliwy... W ogóle nie da się prowadzić...
- Z tego co widzę, Misiu jest nie lepszy... - odparła Daniela zbliżając się do brzegu jeziora.
- Mama, ja od urodzenia prosiłem tatę, żeby kupił mi pieska... A on nic... Monster to mój pierwszy piesek... A Marcel miał kiedyś jakieś zwierzątko?
- Nie - odparła Daniela.
- A ty miałaś jakieś zwierzątko, jak byłaś mała?
- Tak, całe mnóstwo... Najpierw miałam kotkę Tosię... To była wyjątkowa kotka... Wystarczyło, że wyszłam na dwór i zawołałam "Tosia", ona od razu przylatywała.
Nikodem uśmiechnął się.
- Jak ja wołam Monsterka, to on też od razu przylatuje... Nie, gryzoniu? - rzekł chłopiec głaszcząc czworonoga po sierści. - Jak wyglądała Tosia?
- Tosia była szara... Miała białe łapki i kołnierzyk...
- A co jej się stało, że zdechła?
- Nie wiem. Któregoś dnia po prostu nie wróciła do domu... Pewnie pociąg ją rozjechał...
- I mówisz o tym tak spokojnie? Jakby pociąg rozjechał mi Misia albo Monsterka albo nawet Pysiulka to pewnie bym ryczał przez tydzień...
- Ja też płakałam za Tosią... Ale dwa dni później dostałam kolejnego kotka, małego kociaka... I zapomniałam o Tosi... Nie dam rady z nim - odparła schylając się po Monsterka. Wzięła szczeniaka na ręce. - Monster, ty łobuzie... Już mnie gryzie po rękach... Przestaniesz ty? - zwróciła się do pieska.
- To gryzoń a nie ssak - rzekł Nikodem z uśmiechem.
Po chwili Daniela i Nikodem ujrzeli siedzącego przy brzegu jeziora Oliwera. Chłopiec był przygnębiony. Strugał scyzorykiem korę z zerwanej gałęzi drzewa.
Na jego widok Nikodem naburmuszył się.
- Nie przywitasz się z kolegą? - odezwała się Daniela.
- To nie jest mój kolega - westchnął jasnowłosy chłopiec.
- Nikuś, tak nie można...
- A można mi dać normalne piwo i powiedzieć, że jest bezalkoholowe?
- Nikodem... To było prawie trzy tygodnie temu... Było, minęło. Zobacz, siedzi smutny... Podejdziemy, co?
Nikodem kiwnął twierdząco głową. Podszedł do Oliwera.
- Dzień dobry - odezwała się Daniela.
Chłopiec natychmiast podniósł się z piasku.
- Dzień dobry - odpowiedział. Głos mu drżał.
Daniela uczyniła krok w jego stronę.
- Oliwer, coś się stało? - spytała z troską.
- Nie! - krzyknął, po czym wsunął scyzoryk do kieszeni spodni i pobiegł w stronę obalonej wierzby.
Danielę szczerze zmartwiło zachowanie chłopca. Postanowiła zająć do domu sąsiadów i porozmawiać z Emilią o dziwnym spotkaniu z Oliwerem.
- Mamo, Oli ma w domu przesrane... Wiesz, że jego tata bije go kablem po dupie? Ja tam nigdy nie dostałem kablem, ale to chyba bardzo boli... sto razy bardziej niż paskiem...
Daniela posmutniała. Mimo to uśmiechnęła się do Nikodema.
- Odwiedzimy panią Emilię - powiedziała. - Spytamy ją, dlaczego Oliwer chodzi smutny...
Nikodem kiwnął głową.
- Ja chyba też wezmę tego Misia na ręce, bo nie mogę z niego... Misiu! Nie umiesz iść prosto?!
Nikodem podniósł psa.
Po kilku minutach Daniela wraz z chłopcem dotarli do domu na skarpie. Na podwórku stał zaparkowany jeep Janka. Amelia i Julia siedziały smutne na ławce. Nie odzywały się do siebie.
Daniela uśmiechnęła się do dziewczynek.
- Dzień dobry - powiedziała.
- Dzień dobry - odpowiedziały obydwie.
- Gdzie możemy przywiązać pieski, żeby nam nie uciekły?
- Jak furtka jest zamknięta, to mogą sobie biegać luzem po podwórku... - odpowiedziała starsza dziewczynka.
Nikodem odczepił smycze od obróżek Monsterka i Misia. Oswobodzone pieski zaczęły biegać po podwórku jak szalone.
- Takie smutne tu siedzicie... Coś się stało? - odezwała się Daniela.
- Oli wczoraj wieczorem wyszedł z domu i nie wrócił na noc... - powiedziała Amelia. - Mama płacze a tata się wkurza...
- Mama w domu jest?
- Tak - odpowiedziała Amelia. - Julia, zaprowadź panią do mamy...
Młodsza dziewczynka zeskoczyła z ławki. Wbiegła do domu.
- Mama! - zawołała. - Pani Lusia! - dodała prowadząc gościa niezbyt długim korytarzem w stronę dużego, przestronnego salonu.
Gdy Daniela weszła do środka, Janek siedział w milczeniu na kanapie. Emilia patrzyła na niego łzawym wzrokiem. Małżonkowie nie odzywali się do siebie.
- Pani Lusia przyszła w goście - powiedziała Julia spoglądając na zasmuconą mamę.
- Dziewczynki powiedziały mi, że Oliwer nie wrócił do domu na noc... - odezwała się Daniela. - Widzieliśmy go przed chwilą z Nikodemem...
Zarówno Janek jak i Emilia momentalnie podnieśli wzrok na Danielę.
- Siedział niedaleko domu przy brzegu jeziora... A później pobiegł w stronę obalonej wierzby...
Mężczyzna podniósł się z kanapy.
- Janek! Jesteś zdenerwowany! Oli ochłonie i sam wróci do domu! Nie idź po niego! - zawołała Emilia patrząc na zagniewaną twarz męża.
- Co?! Amela, w tej chwili na dwór! - krzyknął Janek zwracając się do córki.
Dziewczynka wybiegła z domu. Daniela wzięła głęboki oddech.
- Emila, przyprowadzę go do domu... A za uciekanie z domu dostanie kablem po dupie! Już ja go nauczę dyscypliny!
- Janek...
Mężczyzna wyszedł z domu. Z gniewem trzasnął frontowymi drzwiami.
- Nie wiedziałam... - szepnęła Daniela siadając obok młodszej sąsiadki.
Emilia wzruszyła ramionami.
- Oli pomagał wczoraj Jankowi robić porządki w garażu - powiedziała Emilia przecierając ręką łzy. - Chciał powieść piłę spalinową na takim specjalnym gwoździu na ścianie... No, ale nie ucelował i ta piła spadła na beton... Najlepsza piła Janka... Husqvarna... Janek się wściekł. Darł się na niego... W domu było słuchać... Oliwer przyleciał do domu z płaczem...
- Przykro mi - szepnęła Daniela.
- Nic nie rozumiesz... Oli nie jest synem Janka... Janek uznał go i w ogóle, ale Oli nie jest jego biologicznym dzieckiem...
- Nie wiedziałam...
- Skąd niby miałaś to wiedzieć? Od jakiegoś czasu zauważyłam, że Janek jest niedobry dla Oliwera... A ta sytuacja w garażu jeszcze mnie w tym utwierdziła... Chciałam pogadać z Jankiem... Oli usłyszał naszą rozmowę... Usłyszał, jak mówiłam, że Janek nie jest jego ojcem... Oli wybiegł z domu. Janek poleciał za nim, ale go nie dogonił... Oli nie wrócił na noc do domu... Janek jest wściekły, bo to nie pierwszy raz, jak Oli śpi gdzieś pod krzakiem...
- Myślisz, że rzeczywiście Janek nierówno traktowałby wasze dzieci?
- Sama już nie wiem... Ale dziewczynki nosi na rękach, podrzuca pod sam sufit, a Oliwera stale sztorcuje...
Powiedziawszy te słowa Emilia spojrzała w okno.
- Zobacz, jak go prowadzi! Pewnie! Za szyję, bo jakby inaczej?! - wrzasnęła uderzając ręką w szybę. - Do garażu go prowadzi! - wydarła się.
Obydwie prędko wybiegły z domu. Po chwili były już przy Janku i przy Oliwerze.
- Zostaw go! - wrzasnęła Emilia próbując wyrwać chłopca z uchwytu Janka.
Oliwer był zapłakany. Cały się trząsł.
- Już ja go oduczę uciekania z domu! - wydarł się Janek. - Który to raz, co?!
- Janek, daj spokój... Mały jest roztrzęsiony... Boi się... - odezwała się Daniela.
Mężczyzna chociaż był wzburzony, wiedział, że Emilia i Daniela słusznie bronią Oliwera. Puścił go. Chłopiec wtulił się w ramiona matki.
Janek przetarł ręką twarz. Z nerwami trzasnął pięścią w zamknięte drzwi od garażu.
Emilia spojrzała na męża ze współczuciem.
- Chodź do domu... Porozmawiamy na spokojnie... - szepnęła wciąż tuląc do siebie trzęsące się dziecko. - Oli, idź do domu... Zaraz przyjdziemy do ciebie z tatą i porozmawiamy sobie... Tak?
Chłopiec kiwnął głową. Pobiegł do domu.
- Czas na mnie... - odezwała się Daniela. - Niko! Wracamy do domu! Wołaj pieski!
Nikodem prędko wpiął smycze w obróżki czworonogów. Pożegnał się z dziewczynami.
Oboje z Danielą poszli w stronę furtki. Kobietę korciło, by odwrócić się i spojrzeć, jak zachowuje się Janek w stosunku do żony. Obejrzała się.
Nie spodziewała się takiego widoku. Janek i Emilia stali przy garażu przytuleni do siebie. Daniela odetchnęła z ulgą. Z uśmiechem na twarzy wzięła na ręce Misia.
- Robimy zamianę - odezwała się. - Teraz ty masz Monsterka, a ja Misia...
Chłopiec podniósł swojego pupila z ziemi.
- Jak ja zaraz cię ugryzę, to dopiero będziesz miał! - zawołał Nikodem patrząc w błyszczące oczy Monsterka. - Mamo, a co Oliwer przeskrobał?
- Nie było go w domu całą noc - odpowiedziała.
- I o to taki cyrk? Marcel też wyszedł z domu na noc... Tata mówił, że nie było go w domu dziesięć godzin...
- Ale Oliwerowi zdarzyło się to już nie pierwszy raz... - odpowiedziała Daniela.
- Aaa... No okej - odparł malec. - Idziemy do domu? Zrobimy frytki? Ja mogę strugać pyrki...
- Okej! - odpowiedziała stawiając Misia na ziemi.
- To spoko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro