Odwet
Szymon i Janek oparli się plecami o drzwi od garażu. Rozmawiali. Marcel siedział w aucie. Obserwował podwórko. Nagle spostrzegł wysokiego, ciemnowłosego chłopca. Im dłużej mu się przyglądał, tym bardziej uświadamiał sobie, że gdzieś już go widział.
- To ty! - zawołał uderzając się pięścią w czoło.
Uświadomił sobie, że obserwowany przez niego młodzieniec to starszy brat Aleksa. Marcel postanowił dowiedzieć się, czego ów chłopiec szuka na podwórku Oliwera.
Dziesięciolatek wysiadł z samochodu. Podbiegł do Bartosza.
- Siema - rzekł.
- Cześć - odpowiedział chłopiec.
- Przyjechałem tu z tatą... A ty, co tu robisz? - spytał.
- Pomagam wujkowi przy drzewie...
- Aa... Pan Janek to twój wujek?
- No...
- To współczuję...
- Marcel! Co ja ci mówiłem o wychodzeniu z samochodu?! Biegiem do auta!
Chłopiec spojrzał w stronę ojca. Wzruszył ramionami, po czym poszedł w stronę BMW. Wziął w rękę leżący przy samochodzie kamień. Planował przerysować nim jeepa należącego do Janka.
- Marcel! Janek, podjedziesz swoim?
- Jasne! Skończę tę robotę i przyjedziemy z Bartkiem.
- Dobra! To będę na was czekał.
Marcel wszedł do auta. Głośno trzasnął drzwiami. Zapiął pasy.
- Dlaczego jesteś taki nieusłuchany, co? - rzekł Szymon wchodząc do samochodu. - Powiedziałem ci, że nasz siedzieć w aucie...
- Duszno było. Nie miałem czym oddychać...
- Tak, na pewno.
Mężczyzna przekręcił kluczyk w stacyjce. Wyjechał z podwórka sąsiada.
- Kiedy ten odwet? - spytał.
- W życiu ci nie powiem...
Szymon zmarszczył brwi.
- Nie będzie żadnego odwetu - rzekł.
- Będzie.
- Nie będzie.
- Będzie.
Szymon zacisnął zęby. Przez resztę drogi do domu obaj milczeli. Chłopiec skierował wzrok w stronę bocznej szyby.
- Marcelek, nie denerwuj się, chłopcze. Za moment będziemy w domu. Zawołasz do mnie Adę i Nikodema. Porozmawiamy sobie na temat odwetów i tym podobnych rzeczy.
Chłopiec nic nie odpowiedział. Zrobił obrażoną minę. Szymon wziął głęboki oddech. Nie odezwał się już do Marcela ani słowem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro