Nauka
Marek zabrał Marcela do galerii. Planował kupić mu kilka markowych ciuchów do szkoły. Wyjaśnił Danieli, że dwie godziny to mało czasu na dojazd do galerii, kupienie czegoś sensownego i powrót do domu. Kobieta zgodziła się, ojciec jej syna przywiózł chłopca nieco później. Marek bardzo się z tego powodu ucieszył.
Szymon nie tracił czasu. Zaraz po tym, jak Marcel i Marek odjechali autem sprzed domu, mężczyzna zawołał do siebie Adę. Dziewczynka bez pośpiechu zeszła po schodach. Pytająco spojrzała na wujka.
- Przynieś mi, dziecko, kilka kartek, ołówek, cyrkiel i linijkę.
- Wujku... Brzuch mnie boli... - wymyśliła na doczekaniu.
- Ada, nie przeciągaj struny. Dzwoniłem wczoraj do Kamili. Geometrię masz zaliczoną, tak?
- Wujku, no - westchnęła. - Nie cierpię tej głupiej geometrii, a Kamila oczywiście musiała mnie wydać...
- Przynieś to, o co cię prosiłem i czekam na ciebie.
Adriana poszła na górę. Wzięła kilka kartek, linijkę, cyrkiel i ołówek. Miała już wyjść z pokoju, gdy nieoczekiwanie usłyszała dźwięk wiadomości sms.
Wzięła do ręki iPhone. Wiadomość okazała się jedynie informacją od operatora sieci. Dziewczynka szybko ją skasowała. Przez moment poprzeglądała nowozainstalowane aplikacje. Sprawdziła też, co nowego na Facebooku.
Ocknęła się, gdy ujrzała Szymona wchodzącego do jej pokoju. Na jego widok prędko odłożyła telefon na parapet.
- Ada, ja wciąż za tobą czekam - rzekł.
- No, już idę - odpowiedziała podnosząc się z łóżka.
- Weź kartki... - wskazał ręką na leżące na biurku kartki i szkolne przybory.
- No, okej... - westchnęła. - Chyba, że tu się pouczymy...
- Mam kawę w salonie... Chodź na dół...
- No, okej - odparła, po czym pomaszerowała w stronę salonu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro