Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Mars

Był późny wieczór. Marcel i Nikodem siedzieli na łóżku. Młodszy chłopiec uczył się tabliczki mnożenia, zaś starszy któryś raz z kolei oglądał ilustrowaną książkę o planetach.
- Przez dziewięć już umiem mnożyć... - szepnął Marcel. - Przez jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, dziewięć i dziesięć... Najgorsza jest szóstka, siódemka i ósemka... Niko, słuchasz ty mnie?
- Nie, a co? - odparł jedenastolatek. - Nie słucham cię, bo próbuję sobie wyobrazić odległość między Ziemią a Marsem...
- A ile to kilasów?
- Prawie osiemdziesiąt milionów...
- To daleko... Ale Niko, nie przejmuj się... Ty jesteś taki dziwny, że prędzej czy później, ktoś pewnie wpadnie na to, żeby włożyć cię do rakiety i wystrzelić na Marsa.
- Serio tak myślisz?
- Jestem tego pewien. A jeśli nikt na to nie wpadnie, to daję ci słowo, Niko, że ja osobiście skonstruuję dla ciebie rakietę albo statek kosmiczny... Jeszcze dokładnie nie wiem, co... Wystrzelę cię na Marsa czy tam na Księżyc, gdzie tam będziesz chciał.
- Chciałbym polecieć na Uran, bo to najdziwniejsza planeta... Ma taki kolor jak moja piżama...
- Ten kolor nazywa się niebieski, Niko.
- Wiem, czubie.
- Ej, może narysujemy wszystkie planety... I tak nie wchodzi mi dzisiaj ta głupia tabliczka... Skoczę do pokoju po kredki.
- Okej - odparł Nikodem przeciągając się.
Marcel zaskoczył z łóżka. Pobiegł w stronę drzwi. Po chwili wszedł do swojego pokoju.
Ada siedziała na podłodze, w kącie. Cicho płakała. Marcelowi zrobiło się jej żal. Podszedł do kuzynki.
- Ada, czemu ty płaczesz? - spytał siadając obok niej. - Dostałaś lanie od mojego taty?
- Nie - odpowiedziała zakrywając rękoma zapłakaną twarz.
- Płaczesz, bo tata zabronił ci bawić się ze mną w tortury? Mi tata ile razy zabraniał się w to bawić. Wielce mi co... W ogóle go nie słucham.
- Nie o to chodzi - szepnęła.
- To o co?
- O to, że tęsknię za mamą i za tatą... Chciałabym wrócić do domu. Ty masz mamę i tatę... A moja mama jest zamknięta w wariatkowie, a tata wyjechał z jakąś babą za granicę... Przez dwa miesiące ani razu do mnie nie zadzwonił.
- Ale masz nas, mnie i Nikodema... Zaopiekujemy się tobą.
Dziewczynka uśmiechnęła się.
- I wiesz, co? Dopóki jesteś u nas na wakacjach, możesz adoptować mojego kota. Ja mam Misia, Niko Monsterka, a ty możesz mieć Pysiulka. Cieszysz się?
- Tak - szepnęła kiwając głową.
- To nie będziesz już płakała?
- Będę...
Chłopiec popatrzył z namysłem na kuzynkę. Zrobił zabawną minę. Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Możesz iść do mnie i do Nikodema... Będziemy rysować planety... Chcesz z nami rysować?
- No, chcę - odparła podnosząc się z podłogi.
Gdy Ada i Marcel weszli do pokoju Nikodema, chłopiec leżał na łóżku przykryty kołdrą.
- Niko, nie żartuj, że będziesz już spał. Jest dopiero dziesiąta! - zawołał Marcel zdejmując kołdrę z brata.
- Będę, bo mi się oczy zamykają...
- Przynieść ci butelkę wódy z taty barku? - zażartował Marcel. - Zaraz ci się oczy otworzą. Ada, nie widziałaś Nikodema w akcji - zachichotał. - Jak Niko napije się alkoholu, to ma takie szalone pomysły, że masakra! Ostatnio mąką rysował linie na drodze i ścigał się sam ze sobą... Czubek jeden.
- Nie sam ze sobą, tylko z Oliwerem... - odparł Nikodem.
- I kto wygrał? - spytała Ada.
- A jak myślisz? - zaśmiał się Marcel. - Ada, chodź na moment! Mam pomysł!
Chłopiec chwycił kuzynkę za przedramię. Na siłę wyprowadził ją z pokoju Nikodema.
- Mama z tatą pewnie już śpią... Zrobimy tak... Wejdę do ich sypialni... Wezmę jakiś alkohol i zrobimy Nikodemowi drinka... Zobaczysz, jaki Niko jest zabawny po alkoholu...
- Marcel, to nie najlepszy pomysł - odezwała się Ada.
- Jak nie? Zarąbisty!
- Głupi i nieodpowiedzialny.
- Jak zobaczysz, co Niko wyprawia po wódzie to zmienisz zdanie. Ale będziemy mieć z niego jazdy...
- Marcel, daj spokój.
- Biorę to na siebie! - zawołał chłopiec zbiegając po schodach.
Po cichu wszedł do sypialni rodziców. Oboje spali przytuleni do siebie. Światło w pokoju było zgaszone. Mimo to Marcel zdecydował się na przeprowadzanie akcji DRINK.
Na palcach podszedł do barku. Przekręcił kluczyk. Wziął do ręki pierwszą z brzegu butelkę. Zamknął barek, po czym ruszył w stronę drzwi.
Wszystko poszłoby zgodnie z planem, gdyby Daniela nie zostawiła swoich kapci na środku pokoju. Chłopiec potknął się o nie, a butelka wysmyknęła mu się z rąk.
Ani się obejrzał, a w sypialni zapaliła się nocna lampka. Daniela podniosła się z łóżka. Zaspana spojrzała na syna.
- Co ty wyprawiasz? Dlaczego jeszcze nie śpisz? - spytała nieświadoma tego, że pod jej łóżko poturlała się butelka czerwonego, wytrawnego wina.
- Chciałem powiedzieć ci "dobranoc", mamusiu - szepnął.
Daniela uśmiechnęła się. Podeszła do syna. Przytuliła go.
- Dobranoc, synku. Kładź się spać... Tak?
- Tak... Ty też, mamuś...
Daniela położyła się z powrotem do łóżka. Tymczasem Marcel oparł się plecami o drzwi. Skrzyżował ręce.
- A ty nie idziesz spać? - spytała.
- Poczekam, aż zaśniesz.
- Nie ma takiej potrzeby - odparła z uśmiechem na ustach. - Marcelek, idź już do siebie. Tak?
- Okej - odparł wzruszając ramionami. Wyszedł z sypialni rodziców. Postanowił poczekać kilka minut i wrócić po butelkę alkoholu. Usiadł na schodach.
Tymczasem Daniela przytuliła się do męża. Pocałowała go w ramię. Przebudził się.
- Nie śpisz jeszcze? - szepnął.
- Nie... Marcel był u nas w pokoju, wiesz?
- Kiedy? Teraz?
- Tak... Przyszedł, by życzyć mi dobrej nocy... Mój kochany synuś...
- Raczej mały kombinator.
- Przestań - szepnęła poraz kolejny cmokając męża w ramię. - Uwielbiam twój zapach...
Szymon wsunął prawą rękę za plecy żony, po czym otuliwszy ją ramieniem, pocałował w usta.
- Śpij, kochanie - szepnął.
Wtem oboje spostrzegli, że ktoś otwiera drzwi do ich sypialni. Szymon przyłożył wskazujący palec do ust żony. Ta, od razu domyśliła się, co znaczył ów gest. Zamknęła powieki. Również Szymon udawał, że śpi.
Tymczasem Marcel uklęknął przy małżeńskim łożu, rękoma starał się wymacać szklaną butelkę.
Chwyciwszy ją, ruszył w stronę drzwi. Ale wówczas, Szymon chwycił go za rękę.
- Dokąd to? Co tam masz? - spytał wstając z łóżka.
- Nic - szepnął chłopiec.
Szymon zapalił górne światło. Zdębiał, gdy zobaczył, co Marcel trzyma w prawej ręce. Przez chwilę nie wiedział, co powiedzieć.
Marcel spuścił głowę na dół.
Szymon podszedł do niego.
- Masz dwie minuty, żeby się z tego wytłumaczyć - rzekł patrząc małemu w oczy.
- No co? No... Przepraszam.
- Słucham wyjaśnień.
- Niech idzie spać. Nic się przecież nie stało - odezwała się Daniela.
Tymczasem Szymon schylił się do leżących na podłodze jeansów. Wyciągnął z nich pasek.
- Szymon, przestań! - wrzasnęła Daniela. - Marcel, do spania! Biegiem!
Chłopiec postawił butelkę na stoliku, po czym pobiegł do pokoju Nikodema. Prędko przykrył się kołdrą po samą głowę.
- Szymon, wchodź do łóżka... No już... Jutro z nim pogadasz. Hej! Mówię do pana, panie Jasiński.
Mężczyzna wziął głęboki oddech. Zgasił światło. Położył się obok żony.
- Jeśli mi się jutro z tego nie wytłumaczy, dostanie lanie.
- Nie dostanie - szepnęła Daniela.
- Dostanie.
- Szymon, nie dostanie.
- Założysz się?
- Śpij!
- Dobranoc.
- Dobranoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro