Maja
Była godzina siódma trzydzieści. Marcel i Nikodem stali przed domem Oliwera. Zapukali do drzwi.
- A co, jeśli nakablował? - odezwał się jasnowłosy chłopiec.
- Niko, to, że ty jesteś papla i chodzisz i paplasz, to nie znaczy, że wszyscy tacy są. Oliwer nas nie wyda...
- Skąd wiesz?
- Niko, Oli ma zakaz wpuszczania nas do garażu... Jak nas wyda, to my wydamy jego... Oli o tym wie, więc na pewno nie wygada...
Wtem uchylily się drzwi. Z domu wyszedł Janek. Tuż za nim wybiegły dwa gryzące się szczeniaki. Nikodem wziął jednego na ręce.
- Dzień dobry, czy jest Oliwer? - odezwał się Marcel.
- Oliwer jeszcze śpi. Przyjdźcie później.
- A o której możemy przyjść?
- Nie wiem, chłopaki. Oli wstaje około dziesiątej. Naje się, ubierze. Przyjdźcie na dziesiątą. Powiem mu, że byliście. Pewnie się ucieszy.
Marcel i Nikodem spojrzeli na siebie z uśmiechem.
- Fajny piesek. Jaka rasa? - spytał Niko po chwili.
- To owczarki niemieckie - odparł mężczyzna chwytając w ręce drugiego szczeniaka. Zajrzał psu pod ogon. - To jest pies. Ty trzymasz suczkę - zwrócił się do Nikodema.
- Zamierza pan otworzyć hodowlę? - spytał chłopiec.
- Hodowlę? - zaśmiał się Janek. - Nie! A może wy chcecie jednego pieska, co? Którego chcecie?
- Tego! - zawołał Nikodem podnosząc szczeniaka do góry.
- Możesz ją sobie wziąć - oznajmił Janek.
Nikodem uśmiechnął się.
- Jesteś mój... - szepnął pieskowi do pyszczka.
- Raczej "moja"... To suczka... - rzekł Marcel. - Tata cię zamorduje jak się dowie, że przyniosłeś do domu kolejnego psa...
- Ty przyniosłeś do domu kota. Ja przyniosę psa. Masz jakiś problem, Marcel?
- Dobra chłopaki, jakby piesek się tacie nie spodobał, to możecie mi go odnieść z powrotem - odezwał się Janek. - Jeśli to wszystko, to idę do domu...
- Wszystko - szepnął Marcel.
- Dzięki za pieska! - zawołał Nikodem.
Janek wszedł do domu. Nikodem podniósł szczeniaka w górę.
- Ale jesteś fajowy - rzekł.
- Fajowa - poprawił go Marcel.
Wtem uchyliło się okno na piętrze. Oliwer wychylił się przez framugę.
- Zostaw tego psa! - krzyknął.
- Spadaj. Dostałem go od twojego taty!
- Spadaj na drzewo, Oli! - zawołał Marcel pokazując chłopcu środkowy palec.
- To mój pies! Masz go zostawić! Słyszysz?
- Marcel, słyszysz coś? Ja nic nie słyszę... Idziemy do domu?
Oliwer zdenerwował się jeszcze bardziej. Wdrapał się na parapet. Zeskoczył na dach od przybudówki. Zszedł na dół po rynnie.
Miał bose stopy i cieńką, niebieską piżamę w żółte gwiazdki.
Marcel wybuchnął śmiechem na jego widok.
- I co? Wyszorowałeś dupsko? - rzekł podchodząc do Oliwera.
Chłopiec odepchnął dziesięciolatka. Podszedł do Nikodema. Z wrogością spojrzał mu w oczy.
- Oddaj mi psa! - zażądał.
- Chyba śnisz... Dostałem go! - odparł Nikodem.
Oliwer próbował wyrwać szczeniaka z rąk Nikodema.
- Tato! - krzyknął wybuchając płaczem.
- Niko, spadamy! - zawołał Marcel.
Po chwili z domu wyszedł Janek.
- Co wy wyprawiacie z tym psem?! - krzyknął.
- Tato, oni mówią, że dałeś im Maję!
- Maja! - zawołał Marcel wybuchając śmiechem.
- Oli, przecież wiesz, że nie potrzebujemy dwóch psów...
- Tato, ty nic nie rozumiesz! Oni zrobią jej krzywdę!
- Co?! Jesteś nienormalny! - wrzasnął Marcel.
- Tato, nie pozwól im zabrać Maji! Jeśli musisz ją wydać, to ją wydaj każdemu innemu, ale nie im! - krzyknął wybuchając płaczem.
Janek dawno nie widział syna w takim stanie. Mały był bliski ataku histerii. Mężczyzna popatrzył przez chwilę na Nikodema. Podszedł do niego.
- Oddaj pieska. Maja zostaje u nas - rzekł biorąc szczeniaka z rąk Nikodema.
- Ale jak to? - zdziwił się chłopiec.
- Oliwer, wracaj do domu. Przede wszystkim ubierz się, bo się przeziębisz...
Chłopiec wziął szczeniaka z rąk ojca. Poszedł w stronę domu. Nim wszedł do środka, zawołał drugiego pieska.
- To my już pójdziemy... - odezwał się Marcel. - Niko, spadamy!
Janek skrzyżował ręce. Z namysłem patrzył na oddalających się chłopców. Po chwili skierował się w stronę domu. Postanowił bezzwłocznie porozmawiać z synem. Poszedł wprost do pokoju Oliwera.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro