Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Lekcja matematyki

- Wujku, ja nie jestem pewna, czy chcę wyjść z samochodu - powiedziała Adriana spoglądając na ogromne krople deszczu z wielką siłą uderzające o przednią szybę auta.
Szymon odpiął pasy.
- Nie zapowiada się, żeby przestało padać. Całe niebo jest zachmurzone - rzekł.
Zagrzmiało. Wielki huk sprawił, że dziewczynka się zatrzęsła.
- Boisz się burzy? - spytał Szymon.
- Nie - odpowiedziała. - Ja się tam niczego nie boję...
- To na trzy, cztery wychodzimy z auta?
Małolata kiwnęła głową. Po chwili oboje wybiegli z samochodu. Jak na złość, tarasowe drzwi były zamknięte na klucz.
Szymon i Ada musieli przejść z drugiej strony domu. Weszli do korytarza frontowym wejściem. Zdjęli przemoczone buty.
- Ładnie to tak zamykać przed tatą drzwi na klucz? - rzekł Szymon wchodząc do salonu.
Marcel kulał się po podłodze razem z dwoma pasami. Uśmiechnął się do Szymona.
- Mama powiedziała, żeby pozamykać wszystkie drzwi i okna, bo jest burza - rzekł malec.
- Od kiedy ty tak słuchasz mamy, co?
Malec normalnie odpowiedziałby "gówno", jednak w porę ugryzł się w język. Przypomniał sobie, że obiecał Szymonowi, że już zawsze będzie grzeczny.
- Tata, a co u Nikodema? Kiedy wróci do domu? - spytał podnosząc się z podłogi.
- Nie wiem, synku... Lekarze na razie nic nie mówią...
Wtem do salonu weszła Daniela.
- Szymon, rozchorujesz się... Przebieraj się - powiedziała otwierając szafę. Wyciągnęła z niej jeansy i koszulkę męża.
- Tata, a my z mamą wpadliśmy na świetny pomysł, skąd zdobyć kasę na pieluchy dla maluchów...
Daniela spojrzała na chłopca z oburzeniem. Marcel w ogóle się tym nie przejął.
- Po co dom w Toruniu ma stać pusty, jak możemy go sprzedać? - rzekł chłopiec.
- Marcel, nie sprzedamy domu w Toruniu.
- To ci się tam karaluchy zalęgną. Chcesz, żeby zalęgły ci się karaluchy? - spytał chłopiec z powagą przyglądając się ojcu.
- Marcel, nie wymyślaj.
- Czemu?
- A ja mam inny pomysł. Może sprzedajemy ten dom i przeprowadzimy się z powrotem do Torunia. Co?
Malec znów odczuł pokusę, by odpowiedzieć "gówno". Ugryzł się w język.
- Głupi pomysł. Beznadziejny.
Szymon uśmiechnął się. Nie mówiąc nic więcej poszedł do łazienki się przebrać.
Tymczasem Daniela przemyślała sobie wszystko. Gdy tylko jej mąż wrócił do salonu, postanowiła z nim szczerze porozmawiać.
- Szymon, a może to nie jest głupi pomysł, żeby wynająć komuś dom w Toruniu. I tak stoi pusty. A tak, dostalibyśmy co miesiąc parę dodatkowych stówek.
- Lusia, już widzę minę mamy, jak jej mówię, że w moim domu zamieszkają obcy ludzie.
- Szymon, jesteś dorosłym facetem. Nie patrz na mamę. Dom jest twój, a nie twojej mamy.
- No wiem, ale dostałem ten dom od rodziców. Mama do dzisiaj nie może pogodzić się z tym, że już tam nie mieszkam...
- Może, jakbyś go wynajął, łatwiej byłoby jej się z tym faktem pogodzić.
- Właśnie - odezwał się Marcel.
- Chłopcze, czy ktoś cię pytał o zdanie? - rzekł Szymon spoglądając na dziesięciolatka. - Odpowiedz.
- No, nie - szepnął malec.
- Szymon, zrobisz jak uważasz. Jednak moje zdanie jest takie, że bezsensu, żeby dom stał pusty skoro mógłby w tym czasie na siebie zarabiać.
Szymon zastanowił się przez chwilę.
- Przemyślę to - rzekł.
- A, i przyszło pismo z sądu. W przyszłym tygodniu kolejna rozprawa... - powiedziała kobieta podając mężowi do ręki urzędowe pismo.
Szymon utkwił wzrok w papierze. Kiwnął głową, po czym bez słowa odłożył list na komodę.
- Długo jeszcze będzie padać? Nudzi mi się... - rzekł chłopiec.
Szymon uśmiechnął się.
- Leć po Adę. Jej pewnie też się nudzi. Ja wam zaraz znajdę zajęcia. Marcelek napisze kartkówkę z tabliczki mnożenia, a Ada pouczy się z geometrii.
- Już mi się nie nudzi - szepnął chłopiec.
- Leć po Adę i za dwie minuty widzę was obydwu na dole.
- Ale mi się już nie nudzi - szepnął chłopiec jeszcze raz.
- Dobrze.
Marcel przegryzł wargę zębami, po czym pobiegł na poddasze. Sprowadził stamtąd kuzynkę.
Szymon podał Marcelowi i Adzie po kartce papieru.
- Pobawimy się w szkołę. Dzień dobry, dzieci - rzekł Szymon siadając do stołu. - Proszę siadać.
Marcel i Ada spojrzeli na siebie z osłupieniem.
- Na początek sprawdzimy obecność. Adriana?
- Jestem - odpowiedziała.
- Marcel?
- Jestem - rzekł chłopiec krzyżując ręce.
- Daniela? Daniela! No i pięknie, czy ktoś wie, dlaczego Danieli nie ma dziś w szkole?
Marcel uśmiechnął się.
- Bo jest na wagarach - rzekł rozpromieniony.
- No, pięknie! W takim razie dostanie uwagę - rzekł Szymon. - A wy napiszecie sprawdzian. Marcel, proszę rozpisać na kartce tabliczkę mnożenia do stu...
Chłopiec przeciągnął się. Wziął do ręki leżące na stole kartę i długopis. Zabrał się za pisanie.
- A ty, Aduś, zrobisz nam zadania pierwsze, trzecie i piąte ze strony czterdziestej trzeciej - rzekł podsuwając pod nos dziewczynki otwarty zbiór zadań. - Do dzieła.
Adriana wzięła głęboki oddech. Chwyciła w rękę linijkę i cyrkiel.
- Proszę pana - odezwał się Marcel. - A czy to jest sprawdzian na ocenę?
- Oczywiście.
- A czy będę mógł go poprawić? - spytał chłopiec wkładając ołówek do ust.
- Marcel, masz go ładnie napisać...
- Ale deszcz przestał padać - rzekł chłopiec spoglądając w okno.
- Marcel, deszcz wciąż pada...
- Jest mżawka - szepnęła Adriana.
- Mogę iść na dwór?
- Teraz jest lekcja. Jak zadzwoni dzwonek to będziesz mógł wyjść...
Chłopiec wyciągnął telefon z kieszeni. Włączył alarm.
Szymon się uśmiechnął. Chłopiec oddał ojcu niemalże pustą kartkę.
- Do widzenia! - zawołał podchodząc do drzwi. Wypuścił psy na podwórko.
Szymon popatrzył na syna.
- Do widzenia! A jutro proszę przyjść do szkoły z ojcem! Już ja mu powiem, co myślę o wychodzeniu z klasy w trakcie lekcji!
- Dobra! - zawołał Marcel, po czym wyszedł na dwór.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro