Laczek
Nikodem został przyjęty na oddział dziecięcy. Badanie tomografem nie wykazało żadnych zamian w obrębie mózgu. Lekarz prowadzący wyjaśnił Szymonowi, że chłopiec podczas upadku najprawdopodobniej uderzył się w głowę, co spowodowało wstrząśnienie mózgu.
Chłopiec leżał w szpitalnym łóżku. Mrużył oczy. Szymon przyglądał mu się uważnie.
- Pamiętasz, jak to się stało, że spadłeś z tego stogu? - spytał.
- Nie, nie pamiętam - westchnął chłopiec. - Czy mama przyjedzie do mnie?
- No, jasne... Chcesz się napić? Podać ci wody?
- Nie, nie chcę...
Chłopiec przytulił się do poduszki. Szymon ucałował go w czoło.
- Oj, Niko, Niko... Nawet nie wiesz, ile strachu mi napędziłeś...
- Cieszę się, że przyjechałeś... Będę spał - szepnął chłopiec zamykając powieki.
- No, śpij... Kocham cię, synku...
Szymon podniósł się z krzesła. Przeszedł się po niedużej sali. Zbliżył się do okna. Wyciągnął z kieszeni telefon. Była godzina szesnasta z minutami.
Nikodem zasnął. Jasna grzywka opadała mu na czoło. Mężczyzna przyjrzał się chłopcu z namysłem. Jeszcze raz pogłaskał go tym razem po włosach, po czym wyszedł na korytarz.
Przeszedł się kilka razy w tę i z powrotem. Po niedługim czasie dostrzegł Danielę, Adę i Marcela podążających w jego stronę. Kobieta była zdenerwowana.
- Zaparkuje tak jeden z drugim, że zostawią człowiekowi miejsca tyle, co na styk! - odezwała się.
- Mama prawie urwała lusterko od auta... - zaśmiał się Marcel.
- Ty, chłopcze się lepiej nie wypowiadaj! Co z Nikodemem? - zwróciła się tym razem do męża.
- Ma wstrząśnie mózgu... Lekarz powiedział, że jeśli wszystko będzie w porządku to do piątku raczej wróci do domu. No i musi oszczędzać wzrok... Nie wolno mu patrzeć na telewizję, ani w wyświetlacz telefonu... Musi dużo wypoczywać. Teraz śpi.
- Spakowałam mu najważniejsze rzeczy...
- Laczków nie spakowałaś - odezwał się Marcel.
Daniela westchnęła.
- Nie mogłeś mi przypomnieć o laczkach? Co? - spytała.
- Nie chciało mi się otwierać buzi...
- Skoczę do sklepu po jakieś laczki... Aduś, idziesz ze mną?
Dziewczynka skinęła głową.
- Zostawiam z tobą Marcela...
- Okej... - odparł mężczyzna. - Czekajcie moment... Zaniosę tę torbę do pokoju i razem zjedziemy windą na dół. Kupimy sobie z Marcelem kawę z automatu. Tak, chłopcze?
- Tata, nie mów do mnie "chłopcze".
- A co? Nie jesteś chłopcem?
- No, jestem.
- To co ci nie pasuje?
- No, nic.
Szymon uśmiechnął się, po czym wyniósł torbę do sali, w której leżał Nikodem. Jeszcze raz popatrzył na syna. Malec mocno spał.
Daniela i Ada czekały na Szymona tuż za szklanymi drzwiami. Marcel biegał po długim korytarzu. Ślizgał się na błyszczącej podłodze. Robił właśnie rozbieg, gdy nagle Szymon wyszedł z sali. Mężczyzna go złapał. Chwycił za prawą rękę. Wyprowadził z oddziału dziecięcego.
- Uspokoisz się? Dopiero, co miałeś rękę nastawianą, a już ci odbija głupawka?
- Tata, wyluzuj...
- Wyluzuję, kiedy ty będziesz zachował się jak należy.
- Czyli nigdy - zaśmiał się chłopiec.
Szymon wyprowadził syna za szklane drzwi. Wspólnie z żoną i z Adą zjechali windą na wysoki parter.
- W zasadzie Nikodem śpi - odezwał się Szymon. - Pójdziemy razem po te laczki.
- I na lody? - odezwał się Marcel. - Ada, ścigamy się kto pierwszy przy drzwiach?
Szymon niemalże odruchowo chwycił Marcela za ramię. Chłopiec zgodnie ze swoim zwyczajem, zrobił obrażoną minę.
- Marcelek, spójrz na mnie... I nie przewracaj oczami... Wiesz, co to za miejsce? - spytał.
- No wiem przecież... Szpital.
- Szpital? A ja myślałem, że boisko!
Chłopiec uśmiechnął się. Szymon puścił jego rękę.
- To było ostatnie ostrzeżenie. Rozumiemy się? - rzekł.
- No - odparł Marcel kątem oka uśmiechając się do Ady.
Jasińscy wyszli ze szpitala. Minęli parking. Szli wolnym krokiem w stronę osiedlowych sklepików.
Daniela uchwyciła się ręki męża.
- Pewnie jesteś zmęczony po podróży... - odezwała się.
- Trochę tak - odparł.
- Ja zostanę z Nikodemem na noc.
Szymon głośno się zaśmiał.
- Chyba żartujesz! Jesteś w ciąży. Musisz wypoczywać!
- Nie ma dyskusji. Decyzja podjęta. Prześpisz się. Odpoczniesz. A potem pouczysz naszą Adę tej całej geometrii... Niedługo będzie biedactwo miało egzamin a jeszcze nic nie umie...
- Wiem, jak wygląda trójkąt! - zaśmiała się dziewczynka.
- Jak tata cię przeszkoli to będziesz wiedziała, jak wygląda trójkąt bermudzki! - rzekł Marcel uśmiechając się do ojca.
- Żebym zaraz ciebie, smyku, nie musiał przeszkolić! - odparł mężczyzna wpinając dłonie we włosy syna. - Nasze żywe srebro - dopowiedział czochrając chłopcu ciemną grzywkę.
- Weź mnie na barana - odezwał się Marcel.
- Ile ty masz lat, co?
- No, dziesięć... Weź mnie na barana... Proszę.
Szymon uśmiechnął się. Przykucnął. Chłopiec uchwycił się jego szyi.
- Wow! Jak wysoko! - zawołał malec zaraz po tym, jak Szymon wstał. - Super, tato...
Daniela uśmiechnęła się.
- W tym sklepie powinny być laczki... Wchodzicie, czy poczekacie tu na mnie? - spytała.
- Ja bym wszedł, ale Marcel mógłby stracić głowę... - rzekł Szymon. - Marcel ma bardzo mądrą głowę, więc lepiej nie ryzykować... Poczekamy tutaj...
- Co?! - odezwała się Ada. - Marcel ma mądrą głowę? Chyba głupią!
- Sama masz głupią! - wybuchnął chłopiec.
- A ty pustą! Pewnie nie umiesz nawet tabliczki mnożenia do stu! A ja umiem!
- Marcel, nie popisuj się - rzekł Szymon.
- Właśnie, że umiem! - krzyknęła dziewczynka.
- Uspokoicie się? - rzekł Szymon zdejmując syna z pleców.
- Ja miałem czwórkę z matmy, a ona pałkę... - westchnął chłopiec.
- Gdyby nie to, że się za ciebie wziąłem, miałbyś pałkę nie tylko z matmy ale też z historii. Zgadza się?
Chłopiec kiwnął głową.
- Tak - przyznał.
- No, to przestań się popisywać... Okej?
- Ciemne! - odparł chłopiec.
Wtem ze sklepu wyszła Daniela. Wyciągnęła z reklamówki jeden laczek.
- Niestety były jedynie takie ciężkie, gumowe... Będą dobre? - odezwała się.
- Tak. Ten laczek jest idealny, żeby Marcelowi przyłożyć nim w dupsko - odparł Szymon.
Chłopiec naburmuszył się. Szymon pociągnął go do siebie. Przytulił. Pogłaskał.
- Żartowałem - rzekł z uśmiechem na twarzy. - Nie znasz się na żartach?
- Nie na takich durnych... - westchnął chłopiec.
- Właśnie, że to był fajny żart! - odezwała się Ada. - Chociaż, szkoda, że jedynie żart...
- Debilka... - westchnął malec.
Daniela chwyciła męża za rękę.
- Idziemy do Nikodema? - spytała.
Szymon kiwnął głową.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro