Kąt 3
Szymon wszedł do domu frontowymi drzwiami. Zostawił buty w korytarzu. Poszedł do łazienki. Wziął prysznic.
Była godzina dwudziesta trzecia, gdy powoli uchylił drzwi do sypialni.
Daniela siedziała na łóżku ze zwieszoną nisko głową. Była przygnębiona. Na widok męża, uśmiechnęła się.
- I co? - spytała.
Mężczyzna usiadł przy niej. Spojrzał w jej zmęczone oczy.
- Nie przyjechała... - odparł. - Ojciec Ady już dobrze wie, jaka z niej aparatka. Pewnie jej pilnuje, żeby mu nie zwiała.
Daniela zamyśliła się.
- Próbowałam się do niej dodzwonić, ale ma wyłączony telefon... Martwię się o nią.
- Wiadomo już, kiedy będzie pogrzeb twojej cioci?
- Nie... Najpierw będzie miała robioną sekcję. Trochę potrwa zanim będzie można ją pochować.
- Biedna Ada... Została z tym sama...
Daniela posmutniała jeszcze bardziej. Przytuliła się do męża.
- Kładź się spać... - szepnęła.
- Już się kładę. Jeszcze tylko zajrzę do chłopaków. Zobaczę, czy śpią...
Wypowiedziawszy te słowa, Szymon podniósł się z łóżka. Z uśmiechem patrzył, jak jego żona wchodzi pod wielką, małżeńską kołdrę.
- Zaraz tu do ciebie przyjdę. Tylko bądź grzeczna, dobrze? - rzekł patrząc w błyszczące oczy żony.
Kiwnęła głową. Spojrzała na stojący na szafce budzik.
- Poczekam za tobą - szepnęła.
Mężczyzna uśmiechnął się, po czym wyszedł z sypialni.
Poszedł na piętro. Wszedł do pokoju Nikodema. Chłopiec spał. Ojciec pogłaskał go po jasnej grzywce, po czym zgasiwszy nocną lampkę, zajrzał do pokoju obok.
Na podłodze, na samym środku niewielkiego pomieszczenia leżała kołdra. Marcel siedział na niej i rysował coś w zeszycie. Nieśmiało uśmiechnął się do Szymona.
- Tato, dlaczego ty jeszcze nie śpisz? - odezwał się chłopiec. - Wiesz, która jest godzina?
Szymon bez słowa chwycił syna za ramię. Pomógł mu podnieść się z podłogi.
- Do łóżka, ale już - rzekł niezbyt głośno. Nie chciał zbudzić śpiącego za ścianą Nikodema.
Marcel usiadł na łóżku. Szymon chwycił kołdrę. Opatulił nią syna, po czym usiadł obok niego.
- Pokażesz mi jutro swój rysunek? - spytał.
- Pokażę - odparł chłopiec. - Tato... Wiesz co? Ja nie lubię stać w kącie. Mógłbyś następnym razem wymyślić mi inną karę?
- Umówmy się tak, że ty nie będziesz nigdy więcej bił Julii i Amelii, a w zamian ja przemyślę twoją prośbę. Dobrze?
Malec kiwnął głową. Chłopiec zrzucił kołdrę na podłogę, po czym przytulił się do poduszki.
- Będę spał - rzekł.
- No, dobrze - odparł mężczyzna uśmiechając się do syna. - To śpij dobrze, smyku. Dobranoc - dodał, po czym wstał z łóżka.
Miał już iść do drzwi, gdy spostrzegł, że Marcel wyciąga do niegoo ręce.
- Nie będzie przytulaska? - spytał chłopiec.
- No, będzie - rzekł mężczyzna ponownie siadając obok chłopca. Ukochał go. Ucałował. - Kocham cię, smyku - rzekł. - A teraz do łóżka spać - dodał podnosząc z podłogi kołdrę. Otulił nią syna po samą szyję.
Chłopiec uśmiechnął się do taty. Poczekał, aż ojciec wyjdzie z jego pokoju, zrzucił kołdrę na podłogę. Usiadł na niej. Zabrał się za rysowanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro