Kąt 2
Szymon wyszedł na dwór. Ujrzał leżącą na hamaku Danielę. Postanowił do niej dołączyć.
Gdy podszedł do małżonki, ta miała zamknięte oczy. Szymon pogłaskał ją dłonią po policzku. Daniela natychmiast się przebudziła. Posunęła się mężowi.
- I jak rozmowa z Marcelem? - odezwała się.
- No jak? Nijak - odparł wzruszając ramionami. - Nie mam już na niego siły... Nic do niego nie trafia. Kazałem mu wyrzucić ten piórnik, o którym mówiłaś... Popłakał się...
- Szymon, w tym piórniku był mój pilniczek...
- Lusia... W takim momencie martwisz się o jakiś głupi pilniczek?
- No, nie... - odparła pochylając nisko głowę. - Jejku, Szymon, nie wiem, co ci powiedzieć... Marcel zawsze lubił dokuczać młodszym... On taki już jest...
- Lusia, nie... On musi się zmienić... Ja wybiję mu z głowy te całe tortury, tylko jeszcze nie wiem jak... Muszę coś wymyślić...
- A jakby dostał szlaban na dwa tygodnie na wychodzenie z domu? To by go zabolało... Oj, bardzo...
- Lusia... Bez przesady... To byłaby chyba najokrutniejsza z możliwych kar dla Marcela... Przecież on rozchorowały się z rozpaczy za podwórkiem, za jeziorem, za trampoliną, za psami... Poza tym ma wakacje...
- Szymon, nie wiem - odparła. - Mam pustkę w głowie... Wiesz o czym on marzy? O profesjonalnym sprzęcie do tortur! Przecież to się nie mieści w głowie!
Szymon popatrzył w przygnębione oczy żony. Chciał ją pocieszyć, ale nie wiedział, jak.
- Skarbie... Będę miał go na oku. Poza tym, mamy Nikodema... A on, jak wiesz - tu się uśmiechnął - wszystko nam ładnie wypapla...
- Tak wiem! - odparła. - Marcel codziennie powtarza te słowa... "Nikodem to papla, a papla wszystko wypapla."
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro