Kolacja
O osiemnastej Daniela ponowiła pukanie do drzwi od pokoju Marcela. Tym razem chłopiec wyszedł jej naprzeciw.
- Co? - spytał naburmuszony.
- Kolacja.
- Nie jestem głodny - odparł.
Daniela nie zamierzała negocjować z dziesięciolatkiem. Chwyciła syna za łokieć, po czym sprowadziła go do salonu. Wysunęła przed nim krzesło.
- Siadaj i mnie nie denerwuj - powiedziała.
Chłopiec spojrzał na Szymona stojącego przy kuchennym blacie. Bez słowa usiadł przy stole.
Po chwili Szymon wychylił się przez tarasowe drzwi.
- Niko! Kolacja! - zawołał.
Jasnowłosy chłopiec wbiegł do domu. Prędko umył ręce w łazience. Usiadł przy stole obok Marcela.
Szymon postawił przed chłopcami talerz wypełniony kanapkami. Marcel skrzyżował ręce.
- Ej, czemu nie jesz? - odezwał się Nikodem.
- Bo nie jestem głodny... - odpowiedział dziesięciolatek.
- Aha. Spoko. Ja to jestem głodny... Liczyłem swoje skoki na trampolinie. Skoczyłem pięćset razy bez przerwy.
- Wcale ci w to nie uwierzę - rzekł Marcel.
Szymon usiadł naprzeciw młodszego chłopca. Wziął do ręki kanapkę z szynką.
- Marcelek, jedz - odezwała się Daniela.
- Spadaj.
Szymon zdenerwował się. Odłożył kanapkę.
- Chodź tu do mnie! - zawołał.
Marcel struchlał. Wystraszył się, że za moment dostanie od ojca poprawkę lania.
- Szymon, daj spokój... Nic się przecież nie stało - odezwała się Daniela.
- Marcel, chodź do mnie - powtórzył uśmiechając się lekko.
Chłopiec wziął głęboki oddech. Wstał. Podszedł do Szymona. Spuścił nisko głowę.
- Jak ty się odzywasz do mamy? Co? Spójrz na mnie... Jak się odzywasz do mamy?
- No, przepraszam - szepnął malec. - Ale po co każe mi jeść? Może nie jestem głodny...
- Nie jadłeś śniadania ani obiadu. Jesteś głodny. Mama dobrze o tym wie. Dlatego każe ci się najeść. Proszę teraz ukochać mamę, usiąść do stołu i zabrać się za jedzenie kolacji. Zrozumiano?
- Tak - szepnął malec.
Szymon pchnął chłopca w stronę Danieli. Marcel nie chciał jej przytulać. Stanął przy niej ze zwieszoną nisko głową.
- Przepraszam - rzekł.
- Okej. Nie gniewam się - odpowiedziała. - Siadaj, jedz i mnie nie denerwuj.
Marcel wrócił na swoje miejsce. Z nerwami wziął w rękę skibkę chleba z dżemem truskawkowym.
- Czemu taki jesteś? - odezwał się Nikodem.
- Odwal się...
- Marcel! - rzekł Szymon podniesionym głosem. - Zbiera ci się!
- Dobra, prawie zjadłem... Mogę iść do pokoju?
- Kto w tym tygodniu zmywa po kolacji? - odezwał się Szymon.
- Niko...
- Jak Niko?! - oburzył się Nikodem. - Właśnie, że ty, Marcel!
- Chyba cię porąbało!
- Dość! - wrzasnęła Daniela. - Ja pozmywam! Idź do pokoju! Zejdź mi z oczu!
Marcel uśmiechnął się, po czym prędko poszedł do pokoju na górę.
Nikodem uśmiechnął się do mamy.
- Ale tylko dzisiaj zmywasz, czy przez cały ten tydzień? - spytał biorąc do ręki kolejną kanapkę.
Daniela zwiesiła nisko głowę.
- Nie wiem - westchnęła.
- Ja pozmywam... - rzekł Szymon.
- Nie, ja pozmywam...
- Skarbie, bez przesady. Widzę, że kiepsko się czujesz.
- Ty też nienajlepiej wyglądasz...
- Ty wyglądasz gorzej ode mnie...
- Dzięki! Tego mi było trzeba! - powiedziała Daniela wstając od stołu. Podeszła do zlewu. W milczeniu patrzyła na Nikodema. Chłopiec wsuwał jedną kanapkę za drugą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro