Kawa
Adriana pozmywała naczynia po śniadaniu. Wytarła zlew do sucha.
- Ciociu, co zrobimy na obiad? Mam wyciągnąć z zamrażarki jakieś mięso? - spytała.
- Aduś, skarbie, ja sama muszę zobaczyć, co tam w ogóle jest w tej zamrażarce - odparła Daniela nalewając wodę do czajnika.
Dziewczynka podeszła do lodówki. Zajrzała do zamrażarki.
- Jest mielone... Mogę zrobić spaghetti! - zawołała dziewczynka. - Ciociu, mogę?
Daniela kiwnęła twierdząco głową. Ada natychmiast wyciągnęła z zamrażarki mięso.
- Ciociu, a czy mamy w domu makaron?
- Tak.
- To super! Ciociu, nie jadłaś jeszcze mojego spaghetti! Potrzebuję tak! Na pewno zioła prowansalskie, sól, pieprz i majeranek... Oregano! Pomidory albo przecier... I koniecznie musi być żółty ser... I cebula! Ciociu, wszystko to mamy?
- Tak, chyba tak - odpowiedziała Daniela. - Ale nie rób jeszcze obiadu, słońce. Dopiero po ósmej.
- Dobrze...
Woda się zagotowała. Daniela zalała wrzątkiem dwa kubki z kawą. Jeden z nich podała mężowi.
- Wujku, jaką kawę pijesz? - spytała Adriana siadając na kanapie obok Szymona.
- Sypaną, czarną, bez cukru - odpowiedział kładąc rękę na oparciu od kanapy.
- A ciocia?
- Taką samą, tylko trochę słabszą - odparł.
- Wujku, a moglibyśmy zadzwonić do cioci Zosi i spytać o mamę...
Daniela zbladła. Odwróciła się w stronę Ady i Szymona.
- To nie najlepszy pomysł. Mama nie czuje się najlepiej - odezwała się.
- Nie rozumiem, dlaczego nie mogę zadzwonić do mamy... Ciociu, powiedz mi, co się dzieje. Mam już czternaście lat. Jestem prawie dorosła.
Daniela wzięła głęboki oddech. Podeszła do dziewczynki. Przykucnęła przy niej. Chwyciła jej drobne dłonie.
- Co ci ciocia Zosia powiedziała?
- No, że mama się załamała i ma silną depresję i jest w szpitalu... Nie jestem dzieckiem. Sama domyśliłam się, że mama leży w psychiatryku.
- Aduś, twoja mama naprawdę kiepsko się czuje. Nie jest sobą. Lekarze muszą dobrać jej odpowiednie leki, a do tego potrzeba czasu...
- Co z nią jest nie tak?
- Aduś, twoja mama jest pod dobrą opieką. Codziennie odwiedzają ją ciocia Zosia i wujek Janek. Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.
Dziewczynka spuściła wzrok. Wiele pytań pojawiało się w jej głowie. Nie wiedziała, dlaczego pogotowie zabrało jej mamę do szpitala... Jak długo będzie na wakacjach u Danieli i Szymona... Czy ojciec wie o tym, że mama jest w szpitalu... Chciała poznać odpowiedzi na te wszystkie pytania... Z drugiej strony wiedziała, że dorośli ukrywają przed nią prawdę.
Chwilę ciszy przerwał Szymon.
- Zawiozę cię jutro do mamy, do szpitala - rzekł.
Dziewczynka podniosła głowę. Prędko przytuliła się do Szymona.
- Hej, bo mnie udusisz i z kim wtedy pojedziesz?! - zawołał.
- Wujku! Jesteś wspaniały! Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję! - powtarzała przepełniona wdzięcznością.
- Lecę do pokoju! Narysuję coś dla mamy! Wiem, że to dziecinne, ale to nic! Mama się ucieszy!
Adriana puściła Szymona. Pobiegła do pokoju na górę. Daniela westchnęła.
- Szymon, to nie najlepszy pomysł - odezwała się.
- Oj tam. Gadasz głupoty.
- Jej mama próbowała popełnić samobójstwo...
- Tym bardziej potrzebuje mieć przy sobie kogoś, kto ją kocha ponad wszystko. Lusia, wyluzuj.
- Wyluzuj, mówisz? - odparła. - No, dobrze... Niech ci będzie. Ile kilometrów masz do Wrocławia?
- Czterysta... Trzeba liczyć cztery godziny jazdy w jedną stronę - odparł. - Wyjedziemy o szóstej rano, zajedziemy na dziesiątą...
- Nie wiem, nie podoba mi się ten pomysł - oznajmiła.
- Ale słowo się rzekło. Trudno.
Daniela chwyciła do ręki kubek z kawą. Napiła się.
- Zrobisz, jak zechcesz - oznajmiła.
- No, w końcu coś zaczyna do ciebie docierać - odparł śmiejąc się głośno.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro