Jaśnie pan
Szymon siedział na kanapie. Trzymał laptop na kolanach. Daniela podała mu kubek z kawą. Podeszła do okna.
- Przestało padać... A ich ciągle nie ma i nie ma. Włóczą się nie wiadomo, gdzie.
Mężczyzna zamknął laptop. Odłożył go na ławę. Napił się kawy.
- Co im powiesz, kiedy wrócą? - spytała Daniela po chwili.
- Nic - odparł.
- Jak nic? - oburzyła się. - Wyszli bez mojej zgody. Nie powiedzieli dokąd idą ani o której wrócą...
- Ty z nimi pogadasz. To ciebie nie posłuchali, tobie odpyskowali i tobie zatrzasnęli drzwi przed nosem. Zgadza się?
- Ale Szymon! - zawołała.
- Co Szymon? Musisz być twarda. Za chwilę urodzi nam się dwójka kolejnych dzieci. A co jeśli to będzie dwóch chłopaków? Dwóch urwisów? Znasz takie pojęcie jak "bunt trzylatka"?
- Tak - westchnęła. - U Marcela ten proces wciąż trwa...
- I co zrobisz, jak dajmy na to, będę musiał gdzieś jechać i zostawię cię samą z czwórką dzieci w domu, co? Usiądziesz w kącie i będziesz płakać?
- Spadaj - odparła.
- Ukarzesz dzisiaj chłopaków za to, że wyszli z domu chociaż się na to nie zgodziłaś.
- Jak mam ich ukarać?
- Nie wiem. Zabierz im telefony, albo niech idą przed siódmą spać, czy tam przed ósmą... Chcesz przećwiczyć?
Daniela uśmiechnęła się.
- To ja wyjdę i wejdę. Tym razem będę Nikodemem. Okej?
- Okej.
Szymon wyszedł na taras. Po chwili niepewnie wszedł do salonu.
- Siema - rzekł.
- Siema? Może mi jaśnie pan powiedzieć, gdzie był? - spytała z nerwami.
Szymon wybuchnął śmiechem. Przez chwilę nie mógł się uspokoić. Daniela patrzyła na niego z zażenowaniem.
- Mogę spytać, co cię tak bawi? - spytała.
- Ten twój "jaśnie pan", wasza wysokość! - odparł. - Lusia, przede wszystkim postawa. Ręce muszą być na biodrach albo skrzyżowane. Chłopaki muszą widzieć, że ich postępowanie cię rozgniewało i, że żarty się skończyły. I nie możesz się śmiać. Zrób groźną minę, a jeśli będziesz kazała im iść do pokoju, zawsze skieruj rękę w stronę schodów.
Daniela wzruszyła ramionami. Usiadła na krześle. Westchnęła.
- Szymon, ja nie potrafię...
- Dasz radę, skarbie - odparł mężczyzna. - To ja wyjdę i wejdę. Jestem Niko, jakby co. Okej?
- Okej - odpowiedziała.
Szymon ponownie wyszedł z mieszkania. Po chwili stanął w drzwiach. Daniela podniosła się z krzesła. Skrzyżowała ręce, zmarszczyła brwi.
- Nikodem! Gdzie byłeś? Co? - odezwała się.
- No z Marcelem byłem - odparł Szymon.
- Zabroniłam ci wychodzić z domu. Nie posłuchałeś mnie. Za karę pójdziesz teraz do swojego pokoju i nie wyjdziesz z niego aż do kolacji! Jasne?
- No, no! Widzisz, jak pięknie sobie radzisz - rzekł Szymon podchodząc do żony. - Ale jedna rada... Spytałaś, gdzie byłem. A ja odpowiedziałem ci wymijająco. Kiedy pytasz o coś dziecko, ma odpowiedzieć na twoje pytanie jak należy. Pytasz, gdzie delikwent był. On na to " tu i tam". A ty mówisz wtedy "tu i tam, to znaczy, gdzie?". I ma odpowiedzieć.
- Dobrze - szepnęła kiwając głową.
- Dzieciaki będą mieć przed tobą respekt, jeśli nauczysz się używać niektórych zwrotów... Zamiast "masz mi powiedzieć", mów "słucham wyjaśnień". Zamiast "masz zrobić to i tamto", mówisz "proszę teraz pójść i zrobić to i tamto". Musisz poprawnie dobierać słowa. Każ mi pójść do pokoju za karę. Zrób to stanowczo, dobrze?
Przytaknęła. Odchrząknęła.
- Nikodem, masz iść do swojego pokoju, ale już!
- Nikodem, proszę pójść do swojego pokoju, natychmiast! Inaczej brzmi? Groźniej? - spytał.
- No, ale ty to potrafisz... A ja nie - szepnęła.
- Nauczysz się. Spokojnie. A teraz trudniejsze zadanie. Jestem Marcel. Wracam do domu. Daj mi karę i zmuś, żebym wziął się za naukę tabliczki.
- Okej... - odparła biorąc głęboki oddech. Ponownie skrzyżowała ręce. Zmarszczyła brwi. - Czy może mi jaśnie pan... Szymon! Ja nie umiem!
- Spróbuj jeszcze raz, ale daruj sobie tego jaśnie pana, okej?
- Staram się... Cicho teraz... Marcelek, podejdź do mnie w tej chwili.
Szymon zbliżył się do małżonki.
- Co? - rzekł.
- Czy pozwoliłam ci wyjść z domu? - spytała patrząc mężowi w oczy.
- Nie, i co z tego? - rzekł.
- Co z tego?! - wrzasnęła. - Za to, że jesteś nieusłuchany, pójdziesz teraz do swojego pokoju i będziesz tam siedział do wieczora! Zrozumiano?
- Nie będę cię słuchał!
- To zaraz ojca zawołam.
- Taty nie ma w domu.
- Szymon! - zawołała. - Już idę! - dodała stawiając ciężkie kroki. - Co się tu dzieje? Marcel, masz jakiś problem? - powiedziała grubym głosem.
- Ej, no! Ja nie jestem taki! - zawołał.
Wtem ze schodów zeszła Ada. Z namysłem spojrzała na ciocię i wujka.
- Myślałam, że Marcel wrócił do domu, ale chyba nie wrócił? - spytała.
- Nie... Wygłupiamy się z wujkiem - odparła Daniela.
Dziewczynka podeszła do kuchennego blatu. Zajrzała do garnka.
- Mielone już się rozmroziło. To ja zabieram się za smażenie mięsa - oświadczyła wyjmując z szafki zielony koszyczek z przyprawami.
Szymon i Daniela popatrzyli na siebie z uśmiechem. Po chwili kobieta podeszła do małolaty.
- Aduś, pomogę ci - odezwała się. - Co mam robić?
- Ciociu, wypij kawę. Ja zrobię obiad. Serio - odpowiedziała Adriana.
- No, dobrze. To my z wujkiem idziemy na dwór z kawą - odparła biorąc do ręki dwa kubki. - Gdybyś czegoś potrzebowała, będziemy na hamaku.
- Dobrze ciociu - szepnęła dziewczynka.
Daniela miała już wyjść z domu. Cofnęła się jednak. Podeszła do kuzynki. Pocałowała ją w czubek głowy.
- Dziękuję ci, skarbie - szepnęła.
Adriana przegarnęła włosy na bok, po czym zabrała się za obieranie cebuli.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro