Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Jaśnie pan

Szymon siedział na kanapie. Trzymał laptop na kolanach. Daniela podała mu kubek z kawą. Podeszła do okna.
- Przestało padać... A ich ciągle nie ma i nie ma. Włóczą się nie wiadomo, gdzie.
Mężczyzna zamknął laptop. Odłożył go na ławę. Napił się kawy.
- Co im powiesz, kiedy wrócą? - spytała Daniela po chwili.
- Nic - odparł.
- Jak nic? - oburzyła się. - Wyszli bez mojej zgody. Nie powiedzieli dokąd idą ani o której wrócą...
- Ty z nimi pogadasz. To ciebie nie posłuchali, tobie odpyskowali i tobie zatrzasnęli drzwi przed nosem. Zgadza się?
- Ale Szymon! - zawołała.
- Co Szymon? Musisz być twarda. Za chwilę urodzi nam się dwójka kolejnych dzieci. A co jeśli to będzie dwóch chłopaków? Dwóch urwisów? Znasz takie pojęcie jak "bunt trzylatka"?
- Tak - westchnęła. - U Marcela ten proces wciąż trwa...
- I co zrobisz, jak dajmy na to, będę musiał gdzieś jechać i zostawię cię samą z czwórką dzieci w domu, co? Usiądziesz w kącie i będziesz płakać?
- Spadaj - odparła.
- Ukarzesz dzisiaj chłopaków za to, że wyszli z domu chociaż się na to nie zgodziłaś.
- Jak mam ich ukarać?
- Nie wiem. Zabierz im telefony, albo niech idą przed siódmą spać, czy tam przed ósmą... Chcesz przećwiczyć?
Daniela uśmiechnęła się.
- To ja wyjdę i wejdę. Tym razem będę Nikodemem. Okej?
- Okej.
Szymon wyszedł na taras. Po chwili niepewnie wszedł do salonu.
- Siema - rzekł.
- Siema? Może mi jaśnie pan powiedzieć, gdzie był? - spytała z nerwami.
Szymon wybuchnął śmiechem. Przez chwilę nie mógł się uspokoić. Daniela patrzyła na niego z zażenowaniem.
- Mogę spytać, co cię tak bawi? - spytała.
- Ten twój "jaśnie pan", wasza wysokość! - odparł. - Lusia, przede wszystkim postawa. Ręce muszą być na biodrach albo skrzyżowane. Chłopaki muszą widzieć, że ich postępowanie cię rozgniewało i, że żarty się skończyły. I nie możesz się śmiać. Zrób groźną minę, a jeśli będziesz kazała im iść do pokoju, zawsze skieruj rękę w stronę schodów.
Daniela wzruszyła ramionami. Usiadła na krześle. Westchnęła.
- Szymon, ja nie potrafię...
- Dasz radę, skarbie - odparł mężczyzna. - To ja wyjdę i wejdę. Jestem Niko, jakby co. Okej?
- Okej - odpowiedziała.
Szymon ponownie wyszedł z mieszkania. Po chwili stanął w drzwiach. Daniela podniosła się z krzesła. Skrzyżowała ręce, zmarszczyła brwi.
- Nikodem! Gdzie byłeś? Co? - odezwała się.
- No z Marcelem byłem - odparł Szymon.
- Zabroniłam ci wychodzić z domu. Nie posłuchałeś mnie. Za karę pójdziesz teraz do swojego pokoju i nie wyjdziesz z niego aż do kolacji! Jasne?
- No, no! Widzisz, jak pięknie sobie radzisz - rzekł Szymon podchodząc do żony. - Ale jedna rada... Spytałaś, gdzie byłem. A ja odpowiedziałem ci wymijająco. Kiedy pytasz o coś dziecko, ma odpowiedzieć na twoje pytanie jak należy. Pytasz, gdzie delikwent był. On na to " tu i tam". A ty mówisz wtedy "tu i tam, to znaczy, gdzie?". I ma odpowiedzieć.
- Dobrze - szepnęła kiwając głową.
- Dzieciaki będą mieć przed tobą respekt, jeśli nauczysz się używać niektórych zwrotów... Zamiast "masz mi powiedzieć", mów "słucham wyjaśnień". Zamiast "masz zrobić to i tamto", mówisz "proszę teraz pójść i zrobić to i tamto". Musisz poprawnie dobierać słowa. Każ mi pójść do pokoju za karę. Zrób to stanowczo, dobrze?
Przytaknęła. Odchrząknęła.
- Nikodem, masz iść do swojego pokoju, ale już!
- Nikodem, proszę pójść do swojego pokoju, natychmiast! Inaczej brzmi? Groźniej? - spytał.
- No, ale ty to potrafisz... A ja nie - szepnęła.
- Nauczysz się. Spokojnie. A teraz trudniejsze zadanie. Jestem Marcel. Wracam do domu. Daj mi karę i zmuś, żebym wziął się za naukę tabliczki.
- Okej... - odparła biorąc głęboki oddech. Ponownie skrzyżowała ręce. Zmarszczyła brwi. - Czy może mi jaśnie pan... Szymon! Ja nie umiem!
- Spróbuj jeszcze raz, ale daruj sobie tego jaśnie pana, okej?
- Staram się... Cicho teraz... Marcelek, podejdź do mnie w tej chwili.
Szymon zbliżył się do małżonki.
- Co? - rzekł.
- Czy pozwoliłam ci wyjść z domu? - spytała patrząc mężowi w oczy.
- Nie, i co z tego? - rzekł.
- Co z tego?! - wrzasnęła. - Za to, że jesteś nieusłuchany, pójdziesz teraz do swojego pokoju i będziesz tam siedział do wieczora! Zrozumiano?
- Nie będę cię słuchał!
- To zaraz ojca zawołam.
- Taty nie ma w domu.
- Szymon! - zawołała. - Już idę! - dodała stawiając ciężkie kroki. - Co się tu dzieje? Marcel, masz jakiś problem? - powiedziała grubym głosem.
- Ej, no! Ja nie jestem taki! - zawołał.
Wtem ze schodów zeszła Ada. Z namysłem spojrzała na ciocię i wujka.
- Myślałam, że Marcel wrócił do domu, ale chyba nie wrócił? - spytała.
- Nie... Wygłupiamy się z wujkiem - odparła Daniela.
Dziewczynka podeszła do kuchennego blatu. Zajrzała do garnka.
- Mielone już się rozmroziło. To ja zabieram się za smażenie mięsa - oświadczyła wyjmując z szafki zielony koszyczek z przyprawami.
Szymon i Daniela popatrzyli na siebie z uśmiechem. Po chwili kobieta podeszła do małolaty.
- Aduś, pomogę ci - odezwała się. - Co mam robić?
- Ciociu, wypij kawę. Ja zrobię obiad. Serio - odpowiedziała Adriana.
- No, dobrze. To my z wujkiem idziemy na dwór z kawą - odparła biorąc do ręki dwa kubki. - Gdybyś czegoś potrzebowała, będziemy na hamaku.
- Dobrze ciociu - szepnęła dziewczynka.
Daniela miała już wyjść z domu. Cofnęła się jednak. Podeszła do kuzynki. Pocałowała ją w czubek głowy.
- Dziękuję ci, skarbie - szepnęła.
Adriana przegarnęła włosy na bok, po czym zabrała się za obieranie cebuli.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro