Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Huśtawka 2

Marcel wybiegł z domu. Rozejrzał się. Ujrzał rodziców siedzących na prowizorycznej ławce znajdującej się przy kanciapie. Pośpieszył w ich stronę.
- Co robicie? - spytał patrząc jak Szymon przewierca wiertarką gruby kawałek deski. - Tylko nie mów, że to będzie huśtawka! - krzyknął podskakując w miejscu. - Huśtawka?!
- Tak - odparł Szymon spoglądając w roześmiane oczy chłopca.
- To ja biegnę po Adę i po Niko friko! - zawołał malec.
- Widzisz, jak się młody cieszy? A ty, głupia, nie chciałaś się zgodzić na tę huśtawkę - rzekł Szymon podnosząc się z ławki.
- Jaka? Chyba nie dosłyszałam.
- Lusia... Jak długą linkę potrzebujemy?
- Nie zmieniaj tematu. Szymon, ty się popraw!
Mężczyzna schylił głowę na dół. Uśmiechnął się.
- Jakąś linkę muszę skombinować... Nie wiem, jaka długa ma być...
- Może najpierw wybierz drzewo, gałąź... A potem zabierz się za kombinowanie linki... Co?
- No racja - odparł.
- Widzisz? Głupia żona też czasem coś mądrego ci podpowie...
- Lusia, daj spokój... Chodź.
Szymon chwycił żonę za ręce. Pomógł jej wstać z ławeczki. Oboje poszli w stronę jeziora.
Szymon przyjrzał się rosnącym przy brzegu płaczącym wierzbom.
- Mam taki pomysł... Zrobię drewnianą kładkę, takie mini molo...
- Najpierw zrób im te huśtawkę...
- Wiem przecież... Huśtawkę przymocujemy do tego oto drzewa... Poproszę Janka o pomoc... Pewnie będzie miał jakąś drabinę...
- Drabinę? - zdziwiła się.
- No, muszę jakoś przewiązać linkę przez tamtą gałąź...
- No, dobrze... Nic nie mówię... Rób, jak uważasz...
Szymon objął żonę ramieniem. Oboje poszli w stronę domu.
Mężczyzna wziął ze stołu kluczyki od auta.
- Tato! Zaczekaj! - zawołał Marcel. - Dokąd jedziesz?
- Do pana Janka.
- Mogę z tobą?
- Możesz...
Po chwili obaj siedzieli już w aucie.
Marcel zebrał się na odwagę.
- Tatuś, czy ja dzisiaj byłem grzeczny? - spytał.
- Tak, raczej tak... Chcesz scyzoryk?! - zaśmiał się.
- No, bardzo... Dostanę go dzisiaj? Tak ładnie cię o to proszę...
- Dzisiaj jeszcze nie... Ale, jeśli będziesz się grzecznie zachowywał, to może jutro go dostaniesz...
Chłopiec kiwnął głową.
- Mama nie może się dowiedzieć o tym, prawda? - rzekł malec po chwili.
- No, lepiej, żeby nie wiedziała... Jest dość nerwowa ostatnio...
- No, spoko. Niko wie, że jak to wyklepie to ja i Ada będziemy się z nim bawić w tortury i to niestety on będzie ofiarą...
- Marcel!
- No co? Coś ci powiem, Niko odpowiedział Adzie o tym, co Oli zrobił z moim scyzorykiem. Ada się mega wściekła. Chyba szykuje się odwet.
- Jaki znów odwet? - rzekł Szymon odrywając na chwilę wzrok od drogi, a spoglądając na syna.
- No co, no? Ty byś na naszym miejscu zostawił tak tą sprawę? Oli rozwalił mi scyzoryk. Nawet za to nie przeprosił...
- Marcel, nie chcę słyszeć o żadnych odwetach... Jasne?
- Ciemne tato, ciemne! Odwet będzie, a ja jadę z tobą na przeszpiegi.
- Siedzisz w aucie. Nie wysiadasz.
- Chciałbyś.
Szymon zjechał na pobocze. Marcel poczuł, że żarty się skończyły. Mężczyzna zgasił silnik. Spojrzał groźne na syna.
- Marcel, nie będzie żadnego odwetu... Chcesz znowu dostać kablem od pana Janka? Już cię tyłek przestał boleć?
- Jeszcze trochę boli...
- Marcel, jeśli zrobisz odwet, stracisz scyzoryk na minimum dwa tygodnie... Dotarło?
Chłopiec sposępniał.
- Dotarło - szepnął. - Trudno. Jakoś to przeżyję...
Szymon wziął głęboki oddech. Odpalił silnik. Po chwili wjechał autem na podwórko sąsiadów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro