Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Gustawo

Chłopcy leżeli na dachu domku na drzewie. Patrzyli w chowające się za chmurami słońce.
- Ale się nam upiekło - rzekł Nikodem zakrywając na chwilę oczy rękoma. - A co, jak Oliwer wygada swojemu tacie? A jego tata, naszemu tacie?
- No co, no? Głupio się pytasz, jakbyś nie wiedział...
- Prawie nas wsypałeś...
- No... Ale by było! Dobrze, że się nie odezwałem... Widzisz, Niko? Czasem lepiej jest trzymać język za zębami i nie paplać na prawo i lewo.
- No... Wymyśliłem sobie, ci powiem Adzie, jak pójdziemy do domu... Powiem jej, że może sobie mieszkać w moim pokoju tak długo jak chce, byle nie na zawsze! - zaśmiał się.
- A ja jej powiem, że mi przykro, że jej mama umarła i wiem, co to znaczy, bo moja mama też umarła.
- Niko, puknij się w ten pusty mózg! Przecież ty byłeś malutki, jak twoja mama umarła. Nawet jej nie pamiętasz. A ona mieszkała z mamą cały czas... Powiem tacie, że powinien zapisać cię na jakieś dodatkowe zajęcia z myślenia, bo czasem jak ciebie słucham to wydaje mi się, że jesteś opóźniony w rozwoju...
- Tak... Ja chociaż wiem ile jest osiem razy siedem.
- No, ile?
- Tyle samo to dwieście podzielone na dwa, minus pięćdziesiąt, dodać sześć.
- Wal się...
Nikodem głośno się zaśmiał. Po chwili obaj chłopcy ujrzeli Julię i Amelię. Obydwie dziewczynki podążały wprost w stronę domku na drzewie.
- Niko... Cicho teraz... Jak wejdą do domku, zatarasujemy drzwi... Będą miały za swoje...
- Okej.
Dziewczynki wdrapały się na niewielki tarasik. Ani jedna ani druga nie zauważyła leżących na dachu chłopaków.
- Melka, ja to bym chciała tu spać... - odezwała się młodsza dziewczynka.
- Raz już tu spałaś. Pamiętasz? Cała wieś cię szukała.
- No, pamiętam... Ale te chłopaki są głupie, że nie wiedzą, że my przychodzimy się tu bawić... Nie?
- No... Dobra, to ja będę mamą... Rozalka!
Marcel omal nie wybuchnął śmiechem.
- Co? - odezwała się Julia.
- Nazrywaj trochę kwiatków do wazonu.
- Dobrze!
Julia powoli zeskoczyła na gruby, nisko osadzony konar drzewa. Po chwili była już na dole. Nuciła wesoła melodyjkę i zrywała polne kwiaty.
Tymczasem Amelia rozpuściła swoje warkocze. Spojrzała w stronę siostry!
- Rozalka! Rozalka! Szybko wracaj do domu! - zawołała. - Nadciąga straszna burza! Musimy się schronić!
Julia uśmiechnęła się. Prędko wdrapała się na tarasik. Po chwili obydwie dziewczynki weszły do domku.
Marcel i Nikodem uśmiechnęli się do siebie.
- Czym zatarasujemy drzwi? - odezwał się starszy chłopiec.
Marcel wzruszył ramionami. Nie miał konkretnego planu. Mimo to po cichu zszedł z dachu. Zamknął drzwi od domku.
Dziewczynki przestraszyły się. Podniosły krzyk. Marcel i Nikodem oparli się plecami o drzwi.
- Ale one są głupie... - westchnął młodszy chłopiec. - Chodź się z nimi pobawimy... Mama i Rozalka ukryły się w domu przed burzą a tu nagle do ich domu weszli dwaj oprawcy...
Nikodem wziął głęboki oddech. Nie chciał robić krzywdy dziewczynom.
- Marcel, to głupi pomysł - rzekł.
- A ja uważam, że genialny... Przynieś jakiegoś kija...
Nikodem zszedł na dół. Tymczasem Marcel otworzył niewielkie drzwiczki.
- Siemano! - rzekł wchodząc do środka. - Mam na imię Gustawo. Jestem ścigany listem gończym. Nie mam, gdzie się schronić, a jak widzicie na dworze straszna burza. Przyjmijcie mnie pod swój dach!
- Ale my nie mamy nic do jedzenia. Jesteśmy bardzo biedne... - odezwała się Amelia. - Poza tym niedługo wróci mój mąż...
- Od jakiegoś czasu obserwuje ten dom i nigdy nie wiedziałem tu żadnego męża... Masz dość mi coś do jedzenia. Jeśli tego nie zrobisz zabiję ciebie i twoją córkę!
- I tak nie mamy nic do jedzenia i pewnie niedługo umrzemy z głodu..
- W takim razie nie dajecie mi wyboru... Niko! Gdzie ty jesteś z tą witką?!
Marcel wyszedł na chwilę z domku. Rozejrzał się. Ani śladu Nikodema.
- Nie ma go! Co za czubek! Która z was chcę zginąć, jako pierwsza? - spytał ponownie wchodząc do drewnianego domku.
- Ja! - zawołała Amelia kładąc się na posadzce. Zamknęła oczy. Udawała nieżywą.
Julia ze strachem spojrzała na Marcela. Wciąż miała w pamięci to, co chłopiec zrobił z jej ukochaną lalką. Wiedziała, że Marcel jest zdolny do wszystkiego.
- Chodź Rozalia! - zawołał podchodząc do dziewczynki. - Zostaliśmy sami. Twoja mama leży tu martwa... Za moment do niej dołączysz...
- Melka! Zrób coś! - krzyknęła mała dziewczynka.
- Ale ja nie żyję - odparła Amelia na chwilę otwierając oczy.
Marcel postanowił nie tracić czasu. Zszedł na dół. Zerwał gałązkę bzu. Po chwili był już z powrotem.
Amelia miała zamknięte oczy, toteż nie widziała, jak chłopiec podchodzi z witką w ręku do jej młodszej siostry.
Nim dziewięciolatka podniosła się z podłogi, Marcel zdążył pięć razy uderzyć jej młodszą siostrę w tyłek.
Julia rozpłakała się.
- Ty czubie! - krzyknęła starsza dziewczynka. - Dlaczego to zrobiłeś? Ona jest mała!
- Masz nauczkę, żeby jej tu nie przyprowadzać! To mój domek, mój i Nikodema! Nie macie tu przyłazić!
- O wszystkim powiem tacie!
- A mów! Myślisz, że się go boję?! Może mi co najwyżej podskoczyć! No, na co czekasz? Zmiatajcie stąd!
Wykrzyknąszy te słowa Marcel wypchnął dziewczyny za drzwi domku. Obydwie prędko zeszły na dół po drabinie. Pobiegły w stronę sosen i świerków.
Tymczasem Marcel zamknął drzwi od domku. Rozejrzał się wokół, po czym z witką w ręku w podskokach pobiegł w kierunku domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro