Dziesięć
Szymon podszedł do chłopaków. Usiadł na kołdrze obok niech. Wziął Monsterka na ręce.
- Wiecie, która jest godzina? - spytał.
- No... Jest dwudziesta druga trzydzieści dwie - rzekł Nikodem spoglądając na zegarek, który nosił na ręce.
- A co grzeczne dzieci powinny robić po bajce?
- Zależy czy są wakacje czy rok szkolny, tato - odparł chłopiec. - A po drugie, to ty też nie jesteś taki święty. Myślisz, że nie widzieliśmy z Marcelem co ty i mama wyprawiacie?
Szymon się uśmiechnął.
- Co niby widziałeś? - spytał.
- Przecież wiesz... Nieładnie, tato.
- Synek, ja i mama jesteśmy mężem i żoną... To normalne, że wygłupiamy się w łóżku i takie tam...
- Obrzydliwość - szepnął Marcel pod nosem. Po chwili wzdrygnął się.
- A wy nas podglądywaliście? - spytał Szymon po chwili. - Marcel, jak było? Powiedz.
- Nie gadam z tobą.
Szymon wziął głęboki oddech. Pogłaskał chłopca po głowie. Malec się odsunął.
- Taki jesteś na tatę obrażony? - spytał Szymon z uśmiechem na ustach.
Chłopiec zignorował to pytanie.
- Weź dupę z mojej kołdry, bo chcę iść spać - rzekł po chwili. Szymon się podniósł.
Marcel złożył kołdrę w nierówną kostkę. Wrzucił na nią poduszkę.
- Niko, pilnuj, żeby Monster nie zjadł Ady miśka.
Nikodem z niedowierzaniem przyglądał się bratu. Sam nigdy nie odezwałby się do ojca w taki sposób, w jaki uczynił to Marcel.
- Chodź Misiu... Idziemy do siebie... Nara Niko - dodał lekceważąco spoglądając na Szymona.
Marcel rzucił kołdrę i poduszkę na swoje łóżko. Położył się. Zaczął liczyć na głos. Gdy wypowiedział liczbę "dziesięć", do jego pokoju wszedł Szymon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro