Deszcz
Szymon odwiózł Danielę, Adę i Marcela do domu. Zdrzemnął się. Wziął prysznic, po czym pojechał z powrotem do Torunia.
Marcel i Ada siedzieli na tarasowych schodach. Nudziło im się. Niebo było zachmurzone. Wszystko wskazywało na to, że za niedługo spadnie wielka ulewa.
- Boisz się burzy? - odezwała się Adriana.
- Nie, nie boję - westchnął chłopiec wyjmując z kieszeni swój scyzoryk. - Ja niczego się nie boję - dodał z namysłem...
Adriana głośno się zaśmiała.
- O co ci chodzi? - spytał chłopiec.
- Niczego się nie boisz? Boisz się, Marcel!
- Czego niby? - obruszył się.
- Boisz się, że stracisz scyzoryk, jak powiem wujkowi o twoim rysunku... Gdybyś się nie bał, nie spełniałbyś wszystkich moich życzeń...
- Nie spełniam żadnych twoich życzeń. Coś sobie ubzdurałaś...
- Tak? To dlaczego podałeś mi telefon?
- Bo miałem po drodze!
- Tak, jasne! Bo się boisz, że wygadam... Marcel, ja nie jestem taka. Nie wygadam. Miej sobie ten scyzoryk i ten rysunek na podłodze... Nie moja sprawa...
- Serio? Nie będziesz już mi rozkazywać? - ucieszył się.
- Nie będę - przytaknęła.
Wtem na taras wyszła Daniela. Włosy miała splecione w długi warkocz. Młoda mężatka usiadła między Marcelem a Adrianą.
- Chmurzy się. Będzie burza - powiedziała.
Zerwał się silny wiatr. Po chwili spadły pierwsze krople deszczu.
- Mamuś, a czy mogę zabrać Misia, Monsterka i Pysiulka do domu? - spytał chłopiec błagalnym głosem.
- No, co mam z tobą zrobić? Skoro tak ładnie prosisz, to zgadzam się...
Chłopiec uśmiechnął się. Prędko przywołał do siebie psy i kota.
- Monster się nie boi burzy, ale Misiu się boi... Misiu, musisz być bardziej odważny - rzekł chłopiec głaszcząc czworonoga po gładkiej sierści.
Zagrzmiało poraz kolejny. Daniela podniosła się ze schodów.
- Chodźcie do domu - zwróciła się do dzieciaków.
Marcel otworzył drzwi. Wpuścił do salonu psy i kota. Usiadł na podłodze. Zaczął bawić się z Misiem i z Monsterkiem.
Adriana usiadła na szerokim parapecie. Patrzyła na uderzające o szybę krople deszczu.
- Zrobić wam herbaty? - spytała Daniela.
- No - szepnął chłopiec. - Mamo, a czy Nikodem wyzdrowieje? - spytał po chwili.
Daniela nalała wody do czajnika. Uśmiechnęła się do syna.
- Jasne, że tak - powiedziała. - Na weekend pewnie wróci do domu...
- To dobrze... Muszę z nim pogadać... Z tobą zresztą też...
- Tak, a o czym? - zainteresowała się.
Chłopiec podniósł się z podłogi. Podszedł do mamy. Minę miał niezwykle poważną. Zmarszczył brwi.
- Mamuś, ja nie chcę się stąd wyprowadzać - szepnął. - A tata powiedział babci i dziadkowi, że już postanowione.
- Skoro tata tak powiedział, to widocznie tak właśnie jest.
- Powiedział, że ty i on tak postanowiliście... Mama, czemu?
Daniela spojrzała w okno. Zagrzmiało.
- Marcel, chodź... Usiądziemy...
Daniela zaprowadziła chłopca na kanapę. Oboje usiedli. Malec spojrzał na matkę smutnym wzrokiem.
- Marcelek, mieszkamy tutaj dwa miesiące... Przez ten czas ty i Nikodem narobiliście tyle głupot, że głowa mała... - powiedziała patrząc synowi w oczy.
- No, dobra... Zgadzam się... Ale mamuś, jeśli tu zostaniemy, już zawsze będę grzeczny... Przysięgam.
- Marcel, nie przysięgaj, bo to nic nie zmieni. Tata już podjął decyzję, a dobrze wiesz, jak trudno go namówić do zmiany zdania.
- Okej, możecie się stąd wyprowadzić... Najwyżej my z Nikodemem zostaniemy tu sami... No i Ada może z nami mieszkać. Co nie, Ada?
Dziewczynka uśmiechnęła się.
- Marcel, Ada ma, gdzie mieszkać. Ma ojca. A miejsce twoje i Nikodema jest przy mnie i przy ojcu.
- Nikt was stąd nie wyrzuca... Możecie tu z nami mieszkać... Jak chcecie się wyprowadzać to już wasz problem.
- Marcel, na temat przeprowadzki rozmawiaj nie ze mną a z tatą, okej?
- Okej, ale co się jeszcze o coś spytam... Odpowiedz "tak" albo "nie". Chcesz się stąd wyprowadzać?
Daniela posmutniała. Chłopiec wszystko wyczytał z jej oczu.
- Nie chcesz... To słuchaj... Ty nie chcesz, ja nie chcę, Niko nie chce... Jedynie tata chce!
- Tata też nie chce... - odezwała się.
- To zostańmy tutaj, mamo!
Kobieta spuściła głowę na dół. Wstała z kanapy. Zalała herbatę. Bez słowa postawiła kubki na stole.
- Mi już odechciało się pić - szepnął malec ruszając w stronę schodów.
- Marcel, poczekaj! - zawołała.
- Daj mi spokój! - krzyknął, po czym pobiegł na poddasze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro