Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Deski z tartaku

Była godzina dziesiąta rano, gdy ktoś zapukał do drzwi. Adriana zerwała się z łóżka. Pobiegła do łazienki. Szybko umyła twarz, uczesała włosy. Wsunęła wczorajsze spodnie i koszulkę z napisem LOVE. Poprawiła wszystkie bransoletki.
- Już idę! - zawołała wychodząc z łazienki. - Cześć ciocia, gdzie Bartosz? - spytała.
- Jaki Bartosz? - odparła zdziwiona Daniela.
- No, ktoś pukał do drzwi - zawahała się.
- Panowie z tartaku przywieźli deski.
- Serio? Bo dzisiaj Bartek ma przyjechać... Będzie mnie uczył geometrii... - wyznała czternastolatka.
- Siadaj do stołu. Co ci zrobić na śniadanie?
- Mogą być kanapki z pomidorem i z sałatą - odpowiedziała małolata. - A ja złożę kanapę... - dodała przechodząc wgłąb salonu. - Marcel już wstał?
- Tak - powiedziała Daniela zalewając herbatę wodą z czajnika. - Poszedł z wujkiem zobaczyć deski...
Dziewczynka kiwnęła głową. Złożywszy kanapę, usiadła przy stole. Daniela uśmiechnęła się do dziewczynki.
- Kto to jest Bartosz? - spytała.
- To wasz sąsiad - odpowiedziała nastolatka. - Jest o rok starszy ode mnie. Wujek uczył go matmy...
- Aha... Czyli wujek go zna?
- Tak, zaprosił go wczoraj... Ma przyjechać tutaj z samego rana razem ze swoim bratem, który chyba jest w wieku Marcela...
- Aha, no dobrze... - odpowiedziała Daniela. - Skarbie, ile zjesz kanapek?
- Jedna mi wystarczy - szepnęła dziewczynka. - Jutro będziecie się przeprowadzać do Torunia?
- Nie - odparła Daniela. - Wujek zmienił zdanie... I całe szczęście... Jak pomyślę, że miałabym mieszkać przez płot ze swoją teściową, zaczyna mnie boleć brzuch...
- Serio? - odparła dziewczynka.
- Serio... Tu mamy święty spokój. Odwiedzi nas raz na jakiś czas i mamy ją z głowy...
- Ciocia, nie mów tak...
- No, nie, nie... Nic nie mówię... Aduś, pozmywasz po sobie? Źle się dzisiaj czuję... Kręci mi się w głowie od samego rana...
- Pewnie! Ciociu, mogłaś powiedzieć. Sama zrobiłabym sobie śniadanie...
- Bez przesady, skarbie...
Daniela pogłaskała dziewczynkę po włosach, po czym poszła do sypialni. Adriana dokończyła jeść kanapkę. Umyła talerz i kubek po herbacie, po czym wyszła na taras.
Na dworze był upał. Pracownicy tartaku wraz z Szymonem układali pięciometrowe deski wzdłuż tarasu. Marcel stał na drewnianej sposadce. Nie chciał przeszkadzać, ani kręcić się nikomu pod nogami. Z podziwem patrzył na silnych, umięśnionych mężczyzn. Ojciec chłopca w porównaniu do dwóch pozostałych wyglądał dość mizernie. Mimo to świetnie sobie radził z fizycznym wysiłkiem.
W pewnym momencie Marcelowi przyszedł do głowy pewien pomysł. Chłopiec wszedł do domu. Otworzył jedną z dolnych szafek. Wziął do ręki butelkę wody mineralnej, po czym zaniósł ją na taras. Po chwili wrócił do domu po trzy wysokie szklanki.
- Tata, to dla was! - zawołał szczerze uśmiechając się do ojca.
Szymon wyciągnął zaciśniętą dłoń w stronę chłopca, po czym wysunął w górę kciuk. Chłopiec podskoczył. Uwielbiał te nieliczne momenty, w których Szymon go za chwalił. Chcąc jeszcze bardziej przypodobać się ojcu, zawołał psy i wpuścił je do domu. Nie chciał, by czworonogi kręciły się pod nogami noszących deski.
Zamknąwszy drzwi, ponownie wyszedł na taras. Ucieszył się, gdy dostrzegł podchodzącą do niego Adę.
- Słyszałam, że się nie wyprowadzacie... Normalnie szok.
- No... To zasługa marchewki - wyjaśnił malec.
- Marchewki? - zdziwiła się.
- No, i kiszonych ogórków... - dodał z uśmiechem na twarzy.
Wtem zza zakrętu wyłonili się dwaj jadący rowerami chłopcy. Na widok Bartosza, Marcel zacisnął zęby.
- A ten, czego tu? - rzekł.
- Odwal się od Bartka. Będę się z nim uczyła matmy...
- Chyba całowania... - odpowiedział Marcel.
- Zamknij się... Siema Bartek! - zawołała wychodząc chłopcu naprzeciw.
Bartosz zarumienił się. Aleks również. Dziewczynka wprowadziła gości do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro