Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Debilny ojciec

Szymon wysiadł z samochodu. Podszedł do leżących na trampolinie Ady i Bartosza.
- Świetnie wam idzie nauka - rzekł ironicznie.
Adriana usiadła. Poprawiła kitkę.
- Właśnie, że się uczyliśmy - odpowiedziała.
- Chyba mijałem twojego brata na szosie. Pędził rowerem jak wariat - rzekł mężczyzna zwracając się do Bartosza.
- Pewnie znowu pojechał do babci. Jechał w stronę Torunia?
- Tak - przyznał mężczyzna. - Daleko ma do tej babci? Chmurzy się. Będzie burza - rzekł Szymon.
- Babcia mieszka w Popiołach. Wie pan, gdzie to jest?
Szymon kiwnął głową. Bartosz szedł z trampiny. Chwycił swój rower.
- Bartek, gdzie ty jedziesz? - odezwała się Adriana. - Jadę z tobą! - zawołała podbiegając do przyjaciela.
Zdążyła wypowiedzieć te słowa, gdy oto rozległ się ogłuszający grzmot.
- Ada! Schowaj ten rower. Nigdzie nie pojedziesz. Bartek, wsiadaj do auta. Pojedziemy po twojego brata.
Adriana natychmiast weszła z tyłu do samochodu wujka.
- Ja też jadę - odezwała się.
Szymon wyjechał z podwórka. Rozpadało się. Wycieraczki jeździły po przedniej szybie w tę i z powrotem.
Po przejechaniu kilku kilometrów Bartosz zauważył brata stojącego pod jednym z drzew.
- Jest tam! - zawołał.
Szymon zjechał na pobocze. Obaj z Bartoszem wysiedli z samochodu. Mężczyzna włożył rower chłopca do bagażnika. Bartosz szarpnął Aleksa za łokieć.
- Zgłupiałeś?! - wydarł się. - Nie wiesz, że w burzę nie stoi się pod drzewem, bo drzewa przyciągają pioruny?!
- Mam to gdzieś! - krzyknął Aleks. - Najwyżej we mnie trzaśnie!
Bartosz zmarszczył brwi.
- Aleks, wsiadaj do auta. Odwiozę cię do domu - odezwał się Szymon.
- To ja już wolę stać pod tym drzewem - odpowiedział dziesięciolatek.
Deszcz nie przestawał padać. Szymon chwycił chłopca za przedramię. Na siłę wsunął go z tyłu do auta.
- Aleks, dlaczego nie chcesz wrócić do domu, co? - spytał mężczyzna.
Chłopak nic nie odpowiedział. Utkwił wzrok w bocznej szybie. Ada dyskretnie spojrzała na dziesięciolatka. Zauważyła łzę spływająca po jego policzku. Bardzo współczuła Aleksowi.
- Ja nie chcę tam jechać - rzekł chłopiec pod nosem.
- Ale Aleks, gdzie mam cię zawieść, jak nie do domu, co? Rodzice się pewnie o ciebie martwią.
- No, na pewno! - odpowiedział malec. - Jak wrócę do domu bez jajek i mleka to nie wiem, co będzie.
- Co będzie? Nic nie będzie - odparł Bartosz.
- Jasne! Łatwo ci mówić, bo to nie ciebie tata co trzeci dzień wysyła do babci po jedzenie i po kasę...
- Jak się dajesz to tak masz - odparł Bartosz.
- To, co mam mu odpowiedzieć?
- Udawaj głuchego. Ja tak robię...
Szymon uśmiechnął się.
- Oj, chłopaki - westchnął.
Powoli wjechał na zabłocone podwórko sąsiadów. Wyciągnął z bagażnika rower młodszego chłopca.
- Dziękujemy panu - rzekł Bartosz.
- Proszę bardzo - odparł Jasiński wchodząc do samochodu. - Może pan wejdzie? Rodzice się ucieszą. Rzadko ich ktoś odwiedza...
- Może innym razem - odparł Szymon.
Bartosz uśmiechnął się. Położył rękę na ramieniu brata, po czym wprowadził chłopca do domu.
Adriana wysiadła z auta. Przeniosła się na przedni fotel pasażera.
- Wujku, a może być mi pokazał jak się rusza autem? - odezwała się.
- Dajesz lewą nogę na sprzęgło. Delikatnie popuszczasz i dajesz gazu - rzekł mężczyzna spoglądając kątem oka na Aleksa wybiegającego z domu. Chłopiec wszedł do stodoły.
- Co mu jest? - rzekł Szymon spoglądając na Adrianę.
- Ma debilnego ojca... - odpowiedziała. - Zresztą, podobnie jak ja - dodała poprawiając sobie na ręce bransoletkę. - Ale leje... Masakra...
- No, masakra - rzekł Szymon wyjeżdżając z podwórka sąsiadów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro