Debilny ojciec
Szymon wysiadł z samochodu. Podszedł do leżących na trampolinie Ady i Bartosza.
- Świetnie wam idzie nauka - rzekł ironicznie.
Adriana usiadła. Poprawiła kitkę.
- Właśnie, że się uczyliśmy - odpowiedziała.
- Chyba mijałem twojego brata na szosie. Pędził rowerem jak wariat - rzekł mężczyzna zwracając się do Bartosza.
- Pewnie znowu pojechał do babci. Jechał w stronę Torunia?
- Tak - przyznał mężczyzna. - Daleko ma do tej babci? Chmurzy się. Będzie burza - rzekł Szymon.
- Babcia mieszka w Popiołach. Wie pan, gdzie to jest?
Szymon kiwnął głową. Bartosz szedł z trampiny. Chwycił swój rower.
- Bartek, gdzie ty jedziesz? - odezwała się Adriana. - Jadę z tobą! - zawołała podbiegając do przyjaciela.
Zdążyła wypowiedzieć te słowa, gdy oto rozległ się ogłuszający grzmot.
- Ada! Schowaj ten rower. Nigdzie nie pojedziesz. Bartek, wsiadaj do auta. Pojedziemy po twojego brata.
Adriana natychmiast weszła z tyłu do samochodu wujka.
- Ja też jadę - odezwała się.
Szymon wyjechał z podwórka. Rozpadało się. Wycieraczki jeździły po przedniej szybie w tę i z powrotem.
Po przejechaniu kilku kilometrów Bartosz zauważył brata stojącego pod jednym z drzew.
- Jest tam! - zawołał.
Szymon zjechał na pobocze. Obaj z Bartoszem wysiedli z samochodu. Mężczyzna włożył rower chłopca do bagażnika. Bartosz szarpnął Aleksa za łokieć.
- Zgłupiałeś?! - wydarł się. - Nie wiesz, że w burzę nie stoi się pod drzewem, bo drzewa przyciągają pioruny?!
- Mam to gdzieś! - krzyknął Aleks. - Najwyżej we mnie trzaśnie!
Bartosz zmarszczył brwi.
- Aleks, wsiadaj do auta. Odwiozę cię do domu - odezwał się Szymon.
- To ja już wolę stać pod tym drzewem - odpowiedział dziesięciolatek.
Deszcz nie przestawał padać. Szymon chwycił chłopca za przedramię. Na siłę wsunął go z tyłu do auta.
- Aleks, dlaczego nie chcesz wrócić do domu, co? - spytał mężczyzna.
Chłopak nic nie odpowiedział. Utkwił wzrok w bocznej szybie. Ada dyskretnie spojrzała na dziesięciolatka. Zauważyła łzę spływająca po jego policzku. Bardzo współczuła Aleksowi.
- Ja nie chcę tam jechać - rzekł chłopiec pod nosem.
- Ale Aleks, gdzie mam cię zawieść, jak nie do domu, co? Rodzice się pewnie o ciebie martwią.
- No, na pewno! - odpowiedział malec. - Jak wrócę do domu bez jajek i mleka to nie wiem, co będzie.
- Co będzie? Nic nie będzie - odparł Bartosz.
- Jasne! Łatwo ci mówić, bo to nie ciebie tata co trzeci dzień wysyła do babci po jedzenie i po kasę...
- Jak się dajesz to tak masz - odparł Bartosz.
- To, co mam mu odpowiedzieć?
- Udawaj głuchego. Ja tak robię...
Szymon uśmiechnął się.
- Oj, chłopaki - westchnął.
Powoli wjechał na zabłocone podwórko sąsiadów. Wyciągnął z bagażnika rower młodszego chłopca.
- Dziękujemy panu - rzekł Bartosz.
- Proszę bardzo - odparł Jasiński wchodząc do samochodu. - Może pan wejdzie? Rodzice się ucieszą. Rzadko ich ktoś odwiedza...
- Może innym razem - odparł Szymon.
Bartosz uśmiechnął się. Położył rękę na ramieniu brata, po czym wprowadził chłopca do domu.
Adriana wysiadła z auta. Przeniosła się na przedni fotel pasażera.
- Wujku, a może być mi pokazał jak się rusza autem? - odezwała się.
- Dajesz lewą nogę na sprzęgło. Delikatnie popuszczasz i dajesz gazu - rzekł mężczyzna spoglądając kątem oka na Aleksa wybiegającego z domu. Chłopiec wszedł do stodoły.
- Co mu jest? - rzekł Szymon spoglądając na Adrianę.
- Ma debilnego ojca... - odpowiedziała. - Zresztą, podobnie jak ja - dodała poprawiając sobie na ręce bransoletkę. - Ale leje... Masakra...
- No, masakra - rzekł Szymon wyjeżdżając z podwórka sąsiadów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro