Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bransoletka z serduszkiem

Była piąta trzydzieści. Szymon podniósł się z łóżka. Przeczesał ręką włosy. Zmierzając w stronę łazienki, ujrzał siedzącą na schodach Adę. Dziewczynka miała na sobie jeansy i czarny, luźny top.
- Hej, nasze słoneczko już wstało? - rzekł mężczyzna uśmiechając się do nastolatki.
- Wstało i zrobiło wujkowi kawę i dwie kanapki z szynką i z pomidorem - oznajmiła dziewczynka.
- Jesteś cudowna...
- O której wyjazd? O szóstej? - spytała.
- Ubiorę się, zjem i wyjedziemy.
Mężczyzna miał już wejść do łazienki, jednak zaciekawiła ją korowa torebka, którą Adriana trzymała w prawej ręce. Szymon usiadł obok dziewczynki.
- Pokażesz mi, jaki masz prezent dla mamy? - spytał.
- Pewnie...
Adriana wyciągnęła z torebki błękitna bransoletkę z serduszkiem.
- Ciocia pomagała mi ją wybrać - szepnęła. - Wiem, że to dziecinne, ale zrobiłam dla mamy rysunek... - dodała rozkładając złożoną na cztery części kartkę papieru. - To moja mama wśród kwiatów. Mama zawsze chciała mieć własny ogródek... Jak wyjdzie ze szpitala, na pewno ją namówię, żeby wynajęła działkę - wyjaśniła uśmiechając się do wujka.
- Piękny rysunek. Mama na pewno się ucieszy - rzekł Szymon.
- Mam też list... Ale zakleiłam już kopertę...
- Oczywiście... To ja lecę do łazienki... Zaraz do ciebie przyjdę - rzekł mężczyzna podnosząc się ze schodów.

Dwadzieścia minut później Szymon odpalił silnik w beemce. Adriana usiadła na przednim fotelu pasażera. Ustawiła sobie wygodnie fotel i zagłówek. Zapięła pasy.
- Wujku, jak długo będziemy jechać do Wrocławia? - spytała.
Mężczyzna spojrzał na włączoną nawigację.
- Prawie cztery godziny - rzekł. - Zdrzemnij się - dodał wyjeżdżając spod domu.
- Nie... Będę patrzyła z wujkiem na drogę - szepnęła.
- Powiedz mi, słońce - zaśmiał się. - Jak to wyszło z tą matmą, co? Na półrocze jaką miałaś ocenę?
- Dwóję... - westchnęła. - Nauczycielka się na mnie uwzięła - dodała wyjmując telefon z kieszeni. Wsunęła go do schowka.
- Ada, naprawdę myślisz, że w to uwierzę?
- Dobrze, powiem to. Moja matematyczka to kochanka mojego taty. To właśnie dla niej tata zostawił mnie i mamę... Kiedyś zostałam z nią w klasie sam na sam. Powiedziałam jej, co o niej myślę... Od tamtej pory zaczęła wpisywać mi jedynki. I tak się uzbierało.
- Przykra sprawa...
- Wujku, w poprzedniej klasie miałam czwórkę z matmy. Coś tam wiem... - wyznała.
- O, to pięknie!
- A chłopaki jak się uczą?
Szymon dojechał autem do skrzyżowania. Rozejrzał się.
- Hm... Niko radzi sobie świetnie - rzekł zmieniając bieg na wyższy. - A Marcel... Marcel to Marcel. Trzeba na niego krzyknąć, żeby zabrał się za naukę. Zdolny jest, ale woli bawić się z Misiem niż siedzieć nad ksiażkami.
Adriana uśmiechnęła się.
- Wujku! Twój telefon dzwoni! - zawołała otwierając schowek. - Ciocia Daniela! Odebrać? - spytała.
- Odbierz - rzekł.
Adriana przejechała palcem po wyświetlaczu. Przyłożyła iPhone Szymona do ucha.
- No, cześć ciocia! - zawołała. - My z wujkiem już jesteśmy w drodze... Wujku, zjedź! Ciocia płacze...
Szymon natychmiast zjechał autem na pobocze. Wziął telefon z ręki Ady.
- Luśka, co się dzieje? - spytał. - Spróbuj się uspokoić... Lusia! Co?! Dobrze...
Mężczyzna rozłączył połączenie. Wsunął telefon z powrotem do schowka. Spojrzał na zmartwioną twarz czternastolatki. W oczach stanęły mu łzy.
- Co się stało, wujku? - spytała. - Coś nie tak z ciocią? Wujku, powiedz wreszcie!
- Musimy wracać do domu - rzekł wybuchając płaczem.
- Ale dlaczego? Wujku, co się stało?! Powiedz mi!
- Aduś, twoja mama - szepnął pochylając głowę na dół.
- Co z nią? Co z mamą?! - krzyknęła.
- Aduś, tak mi przykro...
Czternastolatka spojrzała w zapłakane oczy wujka. Wyczytała z nich wszystko.
- Nie wierzę... - szepnęła. - To nie prawda! - krzyknęła otwierając drzwi. Wybiegła z samochodu prosto w szczere pole.
Szymon ruszył za nią. Dogonił ją kilkadziesiąt metrów od drogi. Mocno ją przytulił.
- Zostaw mnie! - wrzasnęła na całe gardło. - Chcę do mamy! Zawieź mnie do mamy! - krzyczała próbując wyrwać się z jego objęć.
- Skarbie, już dobrze - rzekł zapłakany. Tulił ją i głaskał po cieńkich, długich włosach. - Już dobrze... Chodź, czas wracać do domu... - powtarzał łamiącym się głosem.
Chwycił dziewczynkę za rękę. Oboje powoli poszli w stronę auta.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro