Bransoletka z serduszkiem
Była piąta trzydzieści. Szymon podniósł się z łóżka. Przeczesał ręką włosy. Zmierzając w stronę łazienki, ujrzał siedzącą na schodach Adę. Dziewczynka miała na sobie jeansy i czarny, luźny top.
- Hej, nasze słoneczko już wstało? - rzekł mężczyzna uśmiechając się do nastolatki.
- Wstało i zrobiło wujkowi kawę i dwie kanapki z szynką i z pomidorem - oznajmiła dziewczynka.
- Jesteś cudowna...
- O której wyjazd? O szóstej? - spytała.
- Ubiorę się, zjem i wyjedziemy.
Mężczyzna miał już wejść do łazienki, jednak zaciekawiła ją korowa torebka, którą Adriana trzymała w prawej ręce. Szymon usiadł obok dziewczynki.
- Pokażesz mi, jaki masz prezent dla mamy? - spytał.
- Pewnie...
Adriana wyciągnęła z torebki błękitna bransoletkę z serduszkiem.
- Ciocia pomagała mi ją wybrać - szepnęła. - Wiem, że to dziecinne, ale zrobiłam dla mamy rysunek... - dodała rozkładając złożoną na cztery części kartkę papieru. - To moja mama wśród kwiatów. Mama zawsze chciała mieć własny ogródek... Jak wyjdzie ze szpitala, na pewno ją namówię, żeby wynajęła działkę - wyjaśniła uśmiechając się do wujka.
- Piękny rysunek. Mama na pewno się ucieszy - rzekł Szymon.
- Mam też list... Ale zakleiłam już kopertę...
- Oczywiście... To ja lecę do łazienki... Zaraz do ciebie przyjdę - rzekł mężczyzna podnosząc się ze schodów.
Dwadzieścia minut później Szymon odpalił silnik w beemce. Adriana usiadła na przednim fotelu pasażera. Ustawiła sobie wygodnie fotel i zagłówek. Zapięła pasy.
- Wujku, jak długo będziemy jechać do Wrocławia? - spytała.
Mężczyzna spojrzał na włączoną nawigację.
- Prawie cztery godziny - rzekł. - Zdrzemnij się - dodał wyjeżdżając spod domu.
- Nie... Będę patrzyła z wujkiem na drogę - szepnęła.
- Powiedz mi, słońce - zaśmiał się. - Jak to wyszło z tą matmą, co? Na półrocze jaką miałaś ocenę?
- Dwóję... - westchnęła. - Nauczycielka się na mnie uwzięła - dodała wyjmując telefon z kieszeni. Wsunęła go do schowka.
- Ada, naprawdę myślisz, że w to uwierzę?
- Dobrze, powiem to. Moja matematyczka to kochanka mojego taty. To właśnie dla niej tata zostawił mnie i mamę... Kiedyś zostałam z nią w klasie sam na sam. Powiedziałam jej, co o niej myślę... Od tamtej pory zaczęła wpisywać mi jedynki. I tak się uzbierało.
- Przykra sprawa...
- Wujku, w poprzedniej klasie miałam czwórkę z matmy. Coś tam wiem... - wyznała.
- O, to pięknie!
- A chłopaki jak się uczą?
Szymon dojechał autem do skrzyżowania. Rozejrzał się.
- Hm... Niko radzi sobie świetnie - rzekł zmieniając bieg na wyższy. - A Marcel... Marcel to Marcel. Trzeba na niego krzyknąć, żeby zabrał się za naukę. Zdolny jest, ale woli bawić się z Misiem niż siedzieć nad ksiażkami.
Adriana uśmiechnęła się.
- Wujku! Twój telefon dzwoni! - zawołała otwierając schowek. - Ciocia Daniela! Odebrać? - spytała.
- Odbierz - rzekł.
Adriana przejechała palcem po wyświetlaczu. Przyłożyła iPhone Szymona do ucha.
- No, cześć ciocia! - zawołała. - My z wujkiem już jesteśmy w drodze... Wujku, zjedź! Ciocia płacze...
Szymon natychmiast zjechał autem na pobocze. Wziął telefon z ręki Ady.
- Luśka, co się dzieje? - spytał. - Spróbuj się uspokoić... Lusia! Co?! Dobrze...
Mężczyzna rozłączył połączenie. Wsunął telefon z powrotem do schowka. Spojrzał na zmartwioną twarz czternastolatki. W oczach stanęły mu łzy.
- Co się stało, wujku? - spytała. - Coś nie tak z ciocią? Wujku, powiedz wreszcie!
- Musimy wracać do domu - rzekł wybuchając płaczem.
- Ale dlaczego? Wujku, co się stało?! Powiedz mi!
- Aduś, twoja mama - szepnął pochylając głowę na dół.
- Co z nią? Co z mamą?! - krzyknęła.
- Aduś, tak mi przykro...
Czternastolatka spojrzała w zapłakane oczy wujka. Wyczytała z nich wszystko.
- Nie wierzę... - szepnęła. - To nie prawda! - krzyknęła otwierając drzwi. Wybiegła z samochodu prosto w szczere pole.
Szymon ruszył za nią. Dogonił ją kilkadziesiąt metrów od drogi. Mocno ją przytulił.
- Zostaw mnie! - wrzasnęła na całe gardło. - Chcę do mamy! Zawieź mnie do mamy! - krzyczała próbując wyrwać się z jego objęć.
- Skarbie, już dobrze - rzekł zapłakany. Tulił ją i głaskał po cieńkich, długich włosach. - Już dobrze... Chodź, czas wracać do domu... - powtarzał łamiącym się głosem.
Chwycił dziewczynkę za rękę. Oboje powoli poszli w stronę auta.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro