Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Bolesna kara 3

Zarówno Marcelowi jak i Adzie bardzo nudziło się w domu Danuty. Czas wlókł się niemiłosiernie. Dzieciaki siedziały na schodach.
- Zaraz umrę - rzekł Marcel patrząc w niebo. - Już bym wolał, żeby tata zostawił nas z mamą w szpitalu albo zabrał ze sobą do szkoły... Właśnie, to jest myśl! Pokazać ci moją szkołę?
Dziewczynka przeciągnęła się.
- A to daleko? - spytała.
- Dwa kroki.
- To okej!
Marcel i Adriana popędzili w stronę furtki. Po chwili byli już za niewysokim ogrodzeniem. Doszedłszy do znaku "Koniec strefy zamieszkania", przeszli przez pasy. Minutę później byli już na szkolnym boisku.
- Ale masz blisko do szkoły - odezwała się dziewczynka. - Super... Ja jakbym miała tak blisko do szkoły, to na długiej przerwie chodziłabym do domu na obiad.
- Wolałbym mieszkać w Zajezierzu i mieć daleko do szkoły... Ada, ty jesteś na wszystko taka mądra. Wymyśl coś, żebyśmy nie musieli się wyprowadzać...
- Zróbmy bombę i wyrzućmy ten dom w powietrze! - zaśmiała się.
- Nie umiem robić bomby - odparł malec ze smutkiem. - Ale moglibyśmy odkręcić wodę we wszystkich kranach... Pomysł genialny, ale głupi...
- No, głupi... Musisz pogodzić się z tym, że to nie ty tu podejmujesz decyzję tylko twoi rodzice.
- To zróbmy coś, żeby to oni zadecydowali, że jednak nie przeprowadzamy się nigdzie.
Ada zamyśliła się.
Po chwili dzieciaki dotarły do szkoły. Marcel pokazał kuzynce drzwi od sekretariatu, za którym mieścił się gabinet dyrektora.
- Odwiedzimy wujka? - spytała dziewczynka.
Marcel zastanowił się przez chwilę.
- No, okej... - westchnął.
Dzieciaki weszły do sekretariatu. Przywitały się z panią Kasią.
- A tata jest tam? - spytał chłopiec nieśmiało.
- No, jest - odpowiedziała.
- A mogę tam wejść?
Sekretarka wzięła do ręki czarną słuchawkę. Zapytała przełożonego, czy może wpuścić do jego gabinetu dwójkę dzieci. Szymon od razu domyślił się, że to Marcel i Ada przyszli go odwiedzić.
Za zgodą Szymona, pani Kasia pozwoliła dzieciom wejść za zamknięte drzwi.
Mężczyzna siedział za biurkiem. Wyglądał dość swobodnie. Miał na sobie jeansy i szarą koszulę z krótkim rękawem. Uśmiechnął się do dzieciaków.
- Babcia wie, że tu jesteście? - spytał uśmiechając się do Marcela.
- Tata... No, nie wie... Ale my tylko na chwilę wyszliśmy z domu... Chciałem pokazać Adzie swoją szkołę... - wyjaśnił malec.
- Wujek, masz fajny gabinet. Masz dużo pracy?
- No, sporo... Muszę podzwonić w kilka miejsc...
- Tata, a możemy tu z tobą zostać? - odezwał się chłopiec. - Albo byśmy sobie poszli na świetlicę... Możemy? U babci jest nudno, nie ma co robić...
Szymon zastanowił się przez chwilę.
- No, dobrze... Idźcie do kantorka. Pani woźna otworzy wam świetlicę. Tylko macie zostawić po sobie porządek. Okej?
- Okej, okej! - zawołał Marcel.
- I nie ruszajcie się stamtąd... Żebym nie musiał was szukać po całej szkole.
- Spoko. Będziemy na świetlicy - zakomunikował chłopiec. - Ada, pogramy w piłkarzyki?
- No! - ucieszyła się.
- No to dalej, zamykać... A ja zadzwonię do babci, żeby się nie martwiła o was...
Chłopiec uśmiechnął się do taty, po czym wspólnie z Adrianą wyszedł z gabinetu, a po chwili również z sekretariatu.
Dzieciaki znalazły panią woźną, która prędko poszukała odpowiedni klucz. Wpuściła Adę i Marcela na świetlicę.
- Piłkarzyki - szepnął chłopiec z błyskiem w oczach. - Moje kochane piłkarzyki... - dodał chwytając za pokręta. - Moje są niebieskie - szepnął po chwili.
- Moje czerwone - odpowiedziała.
Ani jedno ani drugie nie zauważyło, że za oszklonymi drzwiami stoi Szymon i ich obserwuje.
Mężczyzna uśmiechnął się sam do siebie. Patrzył przez kilka minut na dzieciaków, po czym poprosiwszy panią woźną, by miała oko na Marcela i Adę, wrócił do swoich zajęć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro