Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Atak

Był późny wieczór. Daniela i Szymon leżeli na hamaku przytuleni do siebie. Mężczyzna głaskał żonę po długich włosach.
- Kocham cię - szepnął jej do ucha.
- Tak? - uśmiechnęła się.
- No, tak... - przyznał. - Wiesz, Lusia... Tak trochę myślałem o tym, jak zachował się Andrzej. Nie chcę go oceniać, ale źle się zachował.
- Co masz na myśli? - spytała Daniela.
- No, wiesz... Zabrał nad morze Kamilę i Kubusia... Pojechali tam bez Ady. Pewnie było jej przykro...
- Wątpię, czy chciałaby z nimi tam jechać...
- No tak... Ale tak sobie pomyślałem, że skoro i tak muszę jechać do Sopotu po rodziców, to nic się nie stanie jeśli zabiorę ze sobą Adę i Marcela. Zabiorę ich na statek piracki... Trochę pozwiedzamy...
- A Niko nie będzie zazdrosny?
- Pytałem go o to, czy chce jechać... Powiedział, że woli siedzieć w domu. Lusia, nawet jeśli chciałby jechać z nami, nie ma problemu. Dzwonię do Michała. Pożycza mi minivana i jedziemy wszyscy.
- Szymon, weź Marcela i Adę. Ja zostanę w domu z Nikodemem. Może uda mi się z nim choć trochę zaprzyjaźnić...
- Okej, jak tam chcesz...
- O której wyjedziecie?
- Nie wiem... Może o siódmej...
- Aha, no okej...
- A ty zaproś sobie tu kogoś... Zaproś Kingę z księgowości... Przyjaźnicie się przecież...
- Szymon... My z Nikodemem damy sobie radę we dwóch... Nikogo nie będziemy zapraszać...
- No, jak tam chcesz...
Wtem zza krzaków wyskoczyli Marcel i Nikodem. Obaj chłopcy trzymali pistolety na kulki. Zaczęli strzelać nimi w rodziców.
- Hej! Hej! - krzyknął Szymon schodząc z hamaka. - Co to za zabawa, co?!
Chłopcy pobiegli w stronę trampoliny naładować amunicję. Gdy magazynki były pełne, ruszyli do ataku.
- Do góry ręce! - krzyknął Marcel.
Szymon podniósł obydwie ręce ponad głowę. Spodziewał się, że chłopcy wstrzymają atak. Tak się jednak nie stało.
Obaj zbliżyli się do Szymona, po czym zaczęli strzelać w niego małymi, żółtymi kuleczkami.
Szymon wiedział, że musi zacisnąć zęby i dzielnie to znieść. Po chwili magazynki znów były puste.
- Chłopaki! Zabawa zabawą, ale jest już prawie dwudziesta druga... Marcel, czy tobie skończyła się już kara na spanie przed ósmą? Co?
- No, nie... - westchnął chłopiec.
- To na co jeszcze czekasz? W tej chwili do kąpania i do spania!
Chłopiec się speszył. Uczynił krok w stronę domu.
- Niko, to samo! - rzekł Szymon po chwili. - Jeszcze trochę, a skończą się dobre czasy... Panowie będą chodzić spać po bajce!
- Są wakacje... - westchnął Marcel.
- A ty jeszcze tutaj?!
Malec pobiegł w stronę tarasu.
- Za dobrze mają te nasze dzieci, za dobrze... - rzekł Szymon puszczając oko do żony. - Ale to się zmieni...
Marcel miał już wejść do domu. Odwrócił się jednak. Spojrzał na ojca z byka.
- Są wakacje! - wydarł się na całe gardło.
- Jak ja zaraz na ciebie krzyknę, to ci się w sekundzie skończą wakacje! - odparł Szymon grożąc chłopcu palcem.
Marcel wszedł do domu. Pobiegł do łazienki. Wziął prysznic. Ubrał świeżą piżamę. Pomaszerował po schodach do swojego pokoju.
Nie minęło pół godziny, gdy malec usłyszał pukanie do drzwi.
- Proszę! - zawołał.
Szymon wszedł do środka. Uśmiechnął się do syna. Usiadł obok niego na łóżku.
- Przyszedłem życzyć ci dobrej nocy - rzekł mężczyzna całując chłopca w czoło. - Śpij dobrze, smyku...
- Tato, zaczekaj... - szepnął Marcel chwytając Szymona za nadgarstek.
- Co chciałeś?
- No, ja słyszałem wszystko...
- Co słyszałeś?
- No, to jak ty i mama rozmawialiście z Markiem - rzekł malec siadając na łóżku. - Tatuś, on za ten telewizor dał w sklepie tysiąc osiemset złotych, wiesz?
- Tak? Nie wiedziałem - odparł mężczyzna uśmiechając się do syna.
- Oszukał cię na siedem stów...
- No, to prawda...
- I nie jesteś o to zły?
Szymon nic nie odpowiedział. Wzruszył ramionami.
- Chodź do mnie - rzekł po chwili namysłu. Malec niemalże natychmiast przykleił się do ramienia taty. - Coś ci powiem, smyku... Marek wyjechał daleko, daleko... Już nie będzie cię odwiedzał...
- Wiem właśnie... Ja tak głupio zrobiłem... Powiedzieć ci, co zrobiłem?
- No, powiedz...
- Jak on do mnie przyjechał, to ja nie chciałem z nim gadać... Ale on dał mi dwie stówy... Głupio zrobiłem...
- Marcelek, każdy robi czasem głupie rzeczy...
- A ja najwięcej... Tatuś, niedługo zacznie się szkoła, i Niko będzie dostawał same piątki, a ja same jedynki...
- Marcel, szkoła dopiero za miesiąc... Są wakacje... Sam stale to powtarzasz.
- A co, jeśli będę dostawał jedynki z matematyki, fizyki i chemii?
- Marcelek, nie będziesz dostawał żadnych jedynek... Weźmiesz się do nauki i będziesz przynosił do domu dobre oceny...
Chłopiec uśmiechnął się do taty. Zastanowił się przez chwilę. Zachichotał.
- Z czego się śmiejesz, co? - rzekł Szymon łaskocząc syna po brzuchu. - Marcelek...
- Nie będę się uczył... - odparł chłopiec z przekorą.
- No, zobaczymy...
- Zobaczymy...
- Daj buziaka i śpij... Jutro o szóstej pobudka...
Chłopiec szczerze uśmiechnął się do ojca. Szymon jeszcze raz go przytulił, ucałował w policzek.
- Ada pojedzie z nami? - spytał Marcel.
- Tak... Dobranoc, smyku...
Była godzina dwudziesta trzecia z minutami, gdy Szymon wyszedł z pokoju Marcela. Mężczyzna usiadł na schodach.
- Nie będzie się uczył... - rozmyślał. - Ja mu dam się nie uczyć...
Po chwili trzydziestopięciolatek usłyszał cichy tupot za swoimi plecami. Nie zdążył się odwrócić. Poczuł, jak Marcel przytula się do jego szyi. Wstał ze schodów, po czym chwyciwszy chłopca, zaniósł go do pokoju.
- Jest po jedenastej - rzekł kładąc syna do łóżka. - Zamykamy oczka i śpimy... Raz, dwa...
- Kładź się koło mnie...
Szymon uśmiechnął się. Jeszcze raz pogłaskał chłopca po włosach.
- Marcelek, mama czeka na mnie w sypialni...
- Mama już dawno śpi... Chodź, opowiesz mi o Słoniu Trąbalskim...
- Marcel, masz karę... Powinieneś spać od czterech godzin... Proszę się przytulić do poduszki i spać... Ale już...
- Nie chce mi się spać...
- To niech ci się zachce... - rzekł Szymon uśmiechając się do dziesięciolatka.
- Ale mi się nie zachce... - wystękał malec.
- Ja mam sposoby na szybkie zaśnięcie...
Chłopiec zrobił obrażoną minę. Przytulił się do poduszki.
- No, bystrzacha z ciebie... Śpij dobrze...
Malec nic nie odpowiedział. Zwalił nogami kołdrę z łóżka. Szymon wyszedł z pokoju. Zostawił uchylone drzwi. Zszedł na dół do sypialni. Lusia dawno już spała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro