Ameryka
Był późny wieczór. Szymon i Ada jedli kolację, gdy Marcel wbiegł do domu. Był rozentuzjazmowany.
- Masakra! - zawołał od progu.
Szymon popatrzył na chłopca bez słowa. Adriana uśmiechnęła się.
- Jaka masakra? - spytała.
- Jeszcze się pytasz? Misiu nauczył się aportować we wodzie! Rzucam mu patyk, a on biegnie do jeziora i mi go przynosi!
- Kąpałeś się w jeziorze? - odezwał się Szymon.
- No! Jaka ciepła woda! - odparł malec podbiegając do stołu.
- Ciepła woda mówisz? - rzekł Szymon spoglądając na rozpromienioną twarz syna.
- No! Ogólnie odkryłem, że wieczorem woda jest cieplejsza niż rano. Ciekawe dlaczego...
Szymon uśmiechnął się. Chwycił chłopca za rękę. Pociągnął ku sobie.
- Rozumiem, że zrobiłeś już porządek z piórami? - rzekł patrząc na syna.
Marcel uśmiechnął się.
- Nie do końca - rzekł.
Szymon wziął głęboki oddech, po czym wymierzył Marcelowi porządnego klapsa. Ada zbladła. Marcel również.
- Byłem przed chwilą w twoim pokoju. Wszędzie jest pełno pierza. Od godziny siedemnastej proszę cię, byś zrobił z tym porządek! A ty, co? Idziesz sobie nad jezioro, tak? Kto ci pozwolił iść się kąpać? - zadał kolejne pytanie.
- Byle kto... - szepnął chłopiec zaciskając powieki.
Szymon przyłożył mu kolejnego klapsa, mocniejszego od poprzedniego. Marcelowi z oczu potoczyły się łzy. Otarł je.
Przez chwilę obaj milczeli. Szymon przyglądał się synowi. Oczekiwał jakiejś refleksji. Chłopiec jednak milczał.
- Czy mogę iść do swojego pokoju? - odezwał się w końcu.
Szymon spojrzał Marcelowi w oczy. Postanowił wykorzystać fakt, że w domu nie ma Danieli i postawić dziecko do pionu. Bez słowa przełożył Marcela przez kolano. Ada przełknęła ślinę. Ze strachem patrzyła, jak Szymon spuszcza chłopcu spodnie z tyłka, a po chwili również gacie.
Marcel rozpłakał się.
- To za to, że do tej pory nie posprzątałeś w swoim pokoju - rzekł Szymon podnosząc rękę w górę.
Chłopiec zacisnął zęby. Otrzymał dwa klapsy.
- To za to, że poszedłeś się kąpać bez mojej zgody - kontynuował Szymon.
Dopiero w tym krytycznym momencie Marcel przypomniał sobie, że po tym, jak Nikodem się topił, Szymon stanowczo oświadczył chłopcom, że mają bezwzględny zakaz kąpania się w jeziorze bez jego zgody.
Szymon przyłożył synowi dwa kolejne klapsy. Marcel zapiszczał.
- To za durną odpowiedź na ostatnie pytanie, które ci zadałem... - rzekł mężczyzna.
Marcel przegryzł wargę. Łzy płynęły my ciurkiem po obydwu policzkach.
Szymonowi żal było dziecka. Wiedział jednak, że nie może pozwolić Marcelowi wejść sobie na głowę. Strzelił chłopcu kolejne dwa klapsy.
Adriana wychyliła się, by zobaczyć zarumienione pośladki Marcela. Bardzo mu współczuła. Mimo to, nie odzywała się.
- A to za to, że do tej pory nie usłyszałem poprawnej odpowiedzi na pytanie, które ci zadałem - rzekł mężczyzna marszcząc brwi.
Marcel wybuchnął płaczem. Dwa kolejne uderzenie były tak samo bolesne, jak poprzednie. Marcel nigdy nie dostał od Szymona tak wiele razów.
- Będę na tyle wspaniałomyślny, że zadam ci to pytanie jeszcze raz... - rzekł Szymon wciąż trzymając chłopca na kolanie. - Kto pozwolił ci się kąpać w jeziorze?
Marcel załkał.
- No, nikt... - przyznał. - No, przepraszam...
- Przepraszasz? To zmienia postać rzeczy - rzekł mężczyzna pomagając chłopcu się podnieść. - Mam nadzieję, że ta lekcja cię czegoś nauczyła. Proszę teraz pójść posprzątać pióra w pokoju. Masz w odkurzaczu założony nowy worek. Jak w pokoju będzie porządek, proszę mnie zawołać na odbiór. Zrozumiałeś?
- Tak... - westchnął chłopiec podciągając spodnie.
- I nie becz, bo mocno nie dostałeś... Jakbym zdjął pasek to by dopiero była Ameryka. Marsz do pokoju!
Chłopiec spuścił głowę, po czym pobiegł na poddasze.
Adriana popatrzyła na wujka ze strachem.
- Jedz kolację - odezwał się Szymon.
- Chyba nie jestem już głodna... - odparła.
- Ciebie też mam przełożyć przez kolano? - spytał niby na serio.
- Nie... - odpowiedziała dziewczynka biorąc do ręki kanapkę.
- To smacznego.
- Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro