Zielona książka
Chłopiec dopiero co zabrał się za matematykę, gdy do salonu wbiegł Nikodem. Omal nie potknął się w progu. Był podekscytowany.
- Marcel! Przyjechał Oliwer! Idziemy na rowery. Idziesz z nami? - spytał.
Marcel natychmiast wstał z kanapy.
- Koniec nauki! - zawołał strącając książkę na podłogę. - Nara, tato! - dorzucił biegnąc w stronę drzwi.
- Marcel, hej! A ty dokąd? Nigdzie nie idziesz.
- Jak nie? Właśnie, że idę. Oliwer czeka na dworze? - zwrócił się do brata.
- Przyjechał nowym rowerem - oświadczył Nikodem.
- Żartujesz! Sory tato, ale przyjaciele i rodzina są ważniejsi od jakieś głupiej tabliczki mnożenia. Nara! - zawołał wkładając na nogi tenisówki.
- Marcel, nigdzie nie idziesz. Zostajesz tutaj i uczysz się tabliczki.
- Chyba w twoich snach! Niko, dokąd jedziemy? Na stóg?
- Do młyna - oświadczył Nikodem.
- Do jakiego znów młyna? - rzekł Szymon tym razem spoglądając na starszego chłopca.
- Tatuś, pozwól nam jechać - powiedział Nikodem. - Chcemy jechać do tego starego młyna, który stoi przy rzece... Możemy?
- Oczywiście, że nie. Ten młyn w każdej chwili może się zawalić...
- To my go sobie podremontujemy i będziemy mieć w nim bazę - odezwał się Marcel zmierzając w stronę drzwi.
Szymon podszedł do chłopca. Chwycił go za rękę. Skierował na kanapę.
- Siadasz i się uczysz - rzekł stanowczo.
- Ale...
- Nie ma żadnej dyskusji. Będziesz umiał tabliczkę do pięćdziesięciu, będziesz mógł wyjść z chłopakami na rower.
- To niesprawiedliwe! - krzyknął Marcel z nerwami. - Założę się o stówę, że Oliwer też nie umie tabliczki mnożenia, a może robić sobie, co chce. Może jeździć na stogi i do młyna! Ostatnio mówił, że sam pojechał na zawalający się most i po nim przeszedł. Jak ja bym tak zrobił, to aż się boję pomyśleć!
- I słusznie, że się boisz! To znaczy, że w końcu zaczynasz wyciągać właściwe wnioski.
- Jak na razie to wyciągam taki wniosek, że Oliwer ma lepiej niż ja! Nie musi się uczyć, chodzi sobie z tatą po lesie i wycina drzewa. Jak raz zaklnął na literę "k" to jego tata tylko mu przygroził palcem. Sam widziałem! A jak ja bym tak się odezwał, to ło! Dopiero bym miał przesrane...
- Niko, zawołaj mi tu Oliwera - rzekł Szymon z namysłem.
- Po co? - zaoponował Marcel.
- Po pstro! Nikodem, no co tak stoisz? Zrób, co mówię.
Jasnowłosy chłopiec wyszedł na moment z domu. Po chwili on i Oliwer stanęli przed Szymonem.
Syn Janka zdjął czapkę z głowy. Przywitał się z przyjacielem ojca.
- Marcel twierdzi, że nie potrafisz tabliczki mnożenia. To prawda?
- Nieprawda. Umiem tabliczkę - szepnął chłopiec.
- Tak? To powiedz, ile jest osiem razy siedem! - odezwał się Marcel.
Oliwer podrapał się po głowie. Ewidentnie nie znał odpowiedzi na to pytanie.
- To masz łatwiejsze - kontynuował Marcel. - Dwa razy dwa?
- Cztery - odparł Oliwer.
- Siedem razy trzy - odezwał się Nikodem.
Oliwer wzruszył ramionami.
- Chłopaki, mam taki pomysł... Obaj z Marcelem usiądziecie tutaj na kanapie i będziecie się uczyć tabliczki mnożenia... Nikodem przygotuje dla was test. Pozwolę wam wyjść na dwór dopiero, kiedy obaj ten test zaliczycie minimum na czwórkę.
- Na trójkę - odezwał się Marcel.
- Na czwórkę - poprawił go Szymon.
- Dlaczego nie na trójkę? - oburzył się chłopiec. Skrzyżował ręce. - W takim razie ja w ogóle nie będę się uczył.
- W takim razie w ogóle nie wyjdziesz dzisiaj z domu - odparł Szymon.
- I dobrze! Nie muszę dzisiaj wychodzić nigdzie...
- Jeszcze słowo a jutro też będziesz siedział w domu za karę.
- Wisi mi to.
- Marcel, stuknij się w głowę - odezwał się Nikodem.
- No co?
- Ja w zasadzie pojadę już do donu - odezwał się Oliwer. - Do widzenia. Na razie - rzekł spoglądając najpierw na Szymona, a po chwili na naburmuszonego Marcela i rozpromienionego Nikodema.
- Nara - odparli obydwaj chłopcy w tym samym momencie.
- Marcel, w tej chwili myć się i spać! - rzekł Szymon wskazując ręką na korytarzyk prowadzący do łazienki.
- Bo się nie znasz na żartach... - westchnął chłopiec zdawszy sobie sprawę z tego, że traci grunt pod nogami.
- Nie znam się na żartach? - spytał Szymon spoglądając na chłopca z niedowierzaniem. - Okej. Skoro to były żarty, proszę wziąć książkę i kontynuować naukę.
- Już wszystko umiem.
Nikodem wybuchnął śmiechem.
- Co się szczerzysz? Umiem!
- Mam cię przepytać? - spytał Szymon.
- Nie.
- Do spania!
Marcel spojrzał na ojca z nerwami, po czym poszedł do swojego pokoju. Po chwili wrócił z dwuczęściową piżamą w ręku.
- Powiem mamie, że na mnie krzyczysz - szepnął kierując się w stronę drzwi od łazienki.
- Powiedz jeszcze jedno słowo, a wstanę do ciebie - rzekł Szymon przyglądając się synowi.
Malec wziął głęboki oddech. Zmierzył ojca wzrokiem. Zacisnął wargę zębami. Postanowił zakończyć prowokację, toteż nic więcej nie odpowiedział.
Wszedł do łazienki.
Tymczasem Szymon zaparzył dla siebie ziołową herbatę.
- Co będziemy jeść na kolację? - rzekł spoglądając na Nikodema przeglądającego zielony podręcznik.
- Może chleb z Nutellą - odezwał się chłopiec. - Tatuś, nie przejmuj się Marcelem. On się tak popisywał przed Oliwerem, wiesz?
Szymon uśmiechnął się do syna.
- Siadaj do stołu. Zrobię wam te kanapki - rzekł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro